Po prawie całonocnej zabawie wszyscy udali się do łóżek. No oczywiście prócz mnie. Nie mogłem zasnąć ,nie dziś. Czułem ,że coś złego się wydarzy. Zresztą ... zawsze przeczuwam najgorsze. Usiadłem na jednej ze skał niedaleko plaży. Chyba nikt mnie nie zauważy ,prędzej niż ja jego. Siedziałem tak już dobre kilkanaście minut ,gdy nagle ,ktoś wyszedł zza pobliskiego drzewa. Nie rozpoznałem osoby po sylwetce ,lecz dopiero po głosie.
- Długo tu już siedzisz?
- Kilka minut. A ty? Zawsze jesteś taka niezauważalna czy tylko poza sceną Rose?
Usiadła obok mnie i spojrzała na niebo.
- Nie jestem zadufaną w sobie gwiazdeczką. Niedługo się o tym przekonasz synu Hadesa.
- Tak uważasz? Widziałem jak potraktowałaś tego chłopaka po swoim występie. Nie byłaś jak inne dziewczyny na prawdę ...
Dziewczyna tylko zaśmiała się cicho. Wiedziałem ,że nie jest szczery. Wiedziałem ,że czegoś nie poznałem ,a już wygłaszam swoje zdanie. Nie moja wina ,że poznałem już tak wiele osób ,które uznają się za lepszych od innych.
- Uważasz ,że nie należało się mu? A gdybyś go poznał? A gdybyś słyszał mówił do mojej rodziny?
Spojrzałem na jej twarz. Ledwo co była widoczna w ciemnościach ,lecz księżyc świecił na tyle mocno ,że dojrzałem jej wyraz. Nie było na niej ani cienia uśmiechu.
- Ten jakże niewinny chłopak opowiadał ładne historie śmierci herosów. Wiesz powiem ci ,że czuć od niego potwora na kilometr. Nie takiego z którym utożsamia się człowieka ,lecz takiego jakie spotyka się będąc herosem. Powinieneś zrozumieć.
Dalej patrzyłem na nią tyle że z dziwnym poczuciem zmieszania. Wiedziałem ,że nie kłamałaby co do tematu swojej rodziny ,a bardzo ją kocha.
- Przepraszam ,nie powinienem wygłaszać takich zarzutów ,nie znając przyczyn.
Tym razem jej śmiech był szczery. Po chwili siedziała cicho i teraz to ona przyglądała mi się z ciekawością.
- Co cię tak interesuje?
- Nigdy nie widziałam dziecka Hadesa ,które przeprasza. Szok.
- A widziałaś jakieś dziecko Hadesa?
- Jedno ,ale niestety nie przeżyło do dzisiaj. Musiałam patrzeć jak umiera próbując nas ocalić. Kilka herosów już próbowało tak jak wy ,żaden nie przeżył. I wy też jeśli nie zrezygnujecie ,a tego bym nie chciała ,tak samo jak reszta mojej rodziny. Lepiej ,żebyście nas zostawili i wrócili bezpiecznie do obozu.
- Wybacz ,ale nie ruszymy się bez was. My tak łatwo nie odpuszczamy.
- I tu mamy problem. Czasami warto odpuścić. Do zobaczenia rano Nico. Tobie proponuje troszkę snu. Każdemu się przydaje te kilka godzin.
Ruszyła w stronę fioletowo-czarnego namiotu. Gdy tyko zniknęła ,sam również udałem się do swojego czarnego namiotu. Położyłem się i momentalnie zasnąłem. Ten dzień był nawet interesujący.
(nie przedłużając tego jednego dnia) Miesiąc później...
Koniec końców nastąpił koniec roku szkolnego. Stwierdzam więc ,że szkoła nie jest moim ulubionym miejscem. Rozdanie świadectw ,wielka uroczystość dla większości uczniów. Ale przecież widzą się znowu za rok więc po co tak przeżywać? Na moje szczęście ja się tu więcej nie pojawię. Wśród tłumu wyszukałem Lynn. Szturchnąłem ją w ramię.
- Hej Nico. I jak zdałeś?
Pokazałem jej kartkę z ocenami. Dziewczyna pokiwała z uznaniem. No tak w miesiąc ja i moi przyjaciele zdobyliśmy tyle ocen ile oni nabywali przez cały rok.
- Rose powiedziała nam o waszej rozmowie wtedy nad jeziorem. Nie powinniście tak ryzykować ze względu na nas.
- Mówisz jak twoja kuzynka. Nie zrezygnujemy. Mamy w swojej drużynie córkę Hekate.
- Myślisz ,że zamaskuje ona nasz odór? Nie wydaje mi się?
- Odór? Wypraszam sobie ,ja pachnę żywym trupem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dobra pogadam z resztą. Tylko zostaje pewien problem. Jak przedostaliście się przez wodę?
Uśmiechnąłem się przebiegle.
- Czarna magia.
- Przestań ,pytam serio.
- Cieniem na razie nie mogę się przemieszczać więc transport załatwił Percy. Kawałek na hipokampach ,a dalej statkiem.
- Nie no to całkiem normalne. No prawie. I jak macie zamiar wrócić? Tak samo?
Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiedziałem jak to robimy. Tylu herosów będzie przyciągać potwory na o wiele większą skalę. Trzeba ustalić jak najszybciej jakiś plan. Zacząłem rozglądać się za Annabeth i Percy'm. Czemu ja cały czas muszę ich wypatrywać? Jakby nie mogli być gdzieś na wyciągnięcie ręki. Trzymać się blisko reszty. Niestety to tylko moje marzenia. Ann nie przepuści żadnej okazji na zwiedzenie całego Rzymu wzdłuż i wszerz.
- Idziesz ze mną?
- Hm?
- Pytałam czy idziesz ze mną?
- Pewnie.
Ruszyłem za nią. Patrząc na nią i jej rodzinę byłem zdziwiony jak można mieć aż tak wielką cierpliwość do wszystkiego dookoła. Niedaleko zauważyłem Marco i Toma. Rozmawiali o czymś żywo dopóki nie spojrzeli na mnie i Lynn.
- Cześć chłopaki. Jak tam oceny?
- Mam jedną czwórkę ,a ten cwaniak nie ma ani jednej. Reszta to piątki i szóstki.
Tom spojrzał na kuzyna z lekkim poirytowaniem.
- Daj spokój to tylko jedna ocena. W zeszłym roku ja miałem z tego przedmiotu czwórkę i żyłem.
Usłyszałem śmiech. Zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Stała tam Rose wraz z Sally.
- Tak. Żyłeś tylko dlatego ,że mieliśmy inne sprawy na głowie ,o wiele ważniejsze niż mniejsza ocena.
- Siedź cicho geniuszu. Pochwal się swoimi ocenami jak taka mądra.
- A proszę bardzo. Dwie piątki reszta to szóstki ,nie wiem jak wy ale ja się przykładam.
Uniosłem brwi ze zdziwienia. Jak można mieć takie oceny? Zakładałem ,że Annabeth ma podobne ,no ale w końcu jest ona córką Ateny.
- Ahhh!!! Nie wierzę!!
- Tom nie przejmuj się.
- Ej słuchajcie chciałam porozmawiać w związku z tą.. no wiecie... wyprawą.
Rose spojrzała na nas jakby próbowała się dowiedzieć czyj to pomysł i jakby na złość od razu wiedziała ,że to ja. Nie wierzę! Czemu zawsze ja! Gdyby był tu Percy czy chociażby Ann lub inni to i tak byłoby na mnie! Beznadziejny żywot dziecka Hadesa! No ale przecież tym razem to mój pomysł więc trzeba było przez to przebrnąć cało i zdrowo.
- Chcecie o tym rozmawiać to beze mnie.
Ruszyła już w przed siebie jak najdalej od nas. Nim zdążyłem się otrząsnąć Marco chwycił ją za rękę i przyciągnął z powrotem.
- Błagam cię Ros. Nie wariuj. Wysłuchać możemy. Nad odpowiedzią się zastanowimy.
- Braciszku nie pamiętasz ile było prób? Przypomnieć ci? Co najmniej sześć ich było.
- Daj spokój. Idziemy w inne miejsce porozmawiać. Tu za dużo podsłuchiwaczy.
Udaliśmy się do szkoły. Znaleźliśmy wolną klasę i zajęliśmy miejsca. Każdy usiadł na ławce czekając na dokładny opis planu naszej podróży. Nie był długi. Nawet nie wiem czy w ogóle go mieliśmy. Trudno. W tej chwili Annabeth by się mi najbardziej przydała. No wiecie ja nie mam szczęścia ,ale to co stało się chwilę potem przerosło moje najszczersze oczekiwania. Do klasy wpadła cała piątka moich towarzyszy. Z uśmiechami na twarzy zajęli miejsca.
- Nie poczekaliście na nas. Więc jak idziecie z nami?
Rodzina Loud spojrzała po sobie. W końcu odezwał się Tom.
- Najpierw wolelibyśmy wysłuchać planu naszej "wycieczki'. Później mieliśmy przedyskutować i zastanowić się nad odpowiedzią.
Annabeth okiwała głową. Zaczęła więc swoją przemowę. Czyli jednak mieliśmy plan! Cieszmy się i dziękujmy dzieciom Ateny za łeb na karku i zawsze trzymany plan na przyszłość. Po raz kolejny rodzina spojrzała po sobie jakby ustalając odpowiedź. Wszyscy gromili wzrokiem Rose. Wszystko zależało od niej. Po chwili słychać było westchnienie.
- Dobra! Mam nadzieję ,że wiecie co robicie i tyle.
- Spokojnie. Podzielimy się na grupy trzy osobowe. Zostaną tylko dwie osoby które mają do wyboru ruszyć sami za nami lub przyłączą się do dwóch innych grup. Więc dobra ,dziś się połączymy i jutro z samego rana będziemy ruszać. Czy wszystkim pasuje?
Wszyscy pokiwali głowami. Ann wyciągnęła kartkę na której zapisała imiona wszystkich uczestników.
- Musimy ustalić ,że w grupce będzie co najmniej jedna osoba która zna drogę do obozu. No dobra. Najpierw idzie Lynn. Kto będzie jej towarzyszył?
NO tak pytanie kierowane do wszystkich. Błagam was!
- Ja i zabrałbym jeszcze Lacy.
Spojrzałem na dziewczynę ,która zrobiła wielkie oczy. No tak ,przecież jej nie ostrzegłem. Trudno. Annabeth pokiwała głową i spisała na kartce.
- Okej proszę dalej. Następny jest Jake. Proponuje byś wziął Sally i Marco.
Podniosła wzrok ,którym jeździła od wybranych osób. Żadne z nich nie protestowało. Ponownie przeniosła wzrok na kartkę i zanotowała. Została już tylko piątka.
- Percy. Pójdziesz z Tomem i Lou?
Chłopak spojrzał na nią niechętnie jednak pokiwał zwolna głową.
- No więc jeśli ci to nie przeszkadza Rose pójdziesz ze mną.
Przyjrzałem się reakcji dziewczyny. Nie wyglądała jakby była urażona czy coś w tym rodzaju. wręcz przeciwnie ,jej ten pomysł się chyba podobał.
- No to mamy składy. Więc teraz coś na wypadek gdyby pojawiły się trudności na drodze.
Po półgodzinie wymyślania planu awaryjnego postanowiliśmy przejść się po mieście. Rzym jest naprawdę cudowny. No może nie licząc tych wszystkich turystów dookoła. Od czasu do czasu traciłem z oczu swoich towarzyszy ,by po chwili ponownie wypatrzyć ich w tłumie. W mieście spędziliśmy dobre dwie godziny.
- Do jutra mamy czas by opuścić szkołę i internat. Więc do jutra. Wyśpijcie się porządnie. Czeka nsa długa droga.
Uśmiechnąłem się w duchu. Widać ,że niektórzy chcą wrócić do "domu".
---------------------------
po długiej przerwie wstawiam
jest długi w miarę więc powinien wystarczyć
a teraz zabieram się za Avengersów
do zobaczenia za tydzień lub jak wena dopisze szybciej
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz