Dzień jak każdy. Ponury .Bezbarwny . Wiele osób nie ma humoru nawet na świętowanie ważnych dni czy nawet bawić się na imprezach ze znajomymi. Nie mają nawet ochoty odwiedzić swoich bliskich w szpitalach ,domach opieki czy nawet starszych członków rodziny w domach starości.
Ponura atmosfera i szarość dni zaczyna się od zaledwie garstki młodych ludzi.
**************************
Perspektywa Gerarda
Kolejna przeprowadzka i kolejna szkoła. Mam ich już tyle za sobą, że trudno zliczyć. Miałem swoich przyjaciół ,a nawet powoli układałem sobie życie z Marthą ,ale nie ! Mój ojciec nigdy mnie nie słucha. Gdyby była mama nigdy by się coś takiego nie stało. Niestety opuściła mnie i Margaret zostawiając z tatą i babcią na karku. Od trzech lat nie czułem się tym aż tak przytłoczony.
- Co się tak przyglądasz ? Domu nie widziałeś ? bierz pudła sama ich nie wniosę !
Spojrzałem na schodki prowadzące do nowego domu i na moją siostrę w progu drzwi do niego prowadzących.
- Już biorę ,co się tak złościsz?
- Bo zaczynasz mnie denerwować głupku.
Odwróciłem się tyłem nie zwracając uwagi na jej krzyki, i podniosłem z ziemi trzy pudła. Przeszedłem obok kipiącej ze złości Margaret i ułożyłem kartony w salonie. Patrzeć na taki pusty dom i wyobrażać sobie ,że takie jest teraz moje serce to nic trudnego, od kiedy opuściłem dawne miasto. Glen Falls - jak dla mnie zbyt duże miasto. Nigdy nie znajdę tu własnego miejsca. Nawet jak będę tu mieszkał całe swoje życie. Znowu ruszyłem do auta po kolejne kartony. Minąłem siostrę na schodkach. Musiałem zrobić razem z siostrą co najmniej jeszcze siedem kursów nie licząc powrotów by wszystkie rupiecie zniknęły z podjazdu. Czekając na tate z babcią, równocześnie z siostrą runęliśmy na ziemię w salonie.
- Nie dysz tak bo pomyślę że masz astmę.
- Odczep się. To ja przeniosłem większość pudeł.
- A idź mi stąd ja jestem dziewczyną ...
- Serio? Nie zauważyłem ...
- Nie przerywaj mi ! Jestem dziewczyną więc jestem mniej wytrzymała i nie mam tyle siły co wy chłopcy.
Drzwi się otworzyły z hukiem .Przez nie słychać było warkot silnika i krzyki babci na ojca. Jeśli się postara potrafi być głośniejsza nawet od przejeżdżającego gangu motocyklistów. Mimo iż jest stara pozostał w niej wigor z młodości. Podnieśliśmy się z miejsca i ruszyliśmy do przejścia. Stała w nich. Siwa ,lekko garbata, ubrana w brązową sukienkę i czarny sweterek równie włochaty co kot łaszący się do jej nogi ,którego zaraz odtrąciła. Odwróciła się do nas i uśmiechnęła. Piwne oczy miały jakieś dziwne iskry w sobie.
- Nareszcie jesteście. Co tak długo? Zdążyliśmy już przenieść wszystkie pudła.
- Wybaczcie ,że was tak zostawiliśmy ,ale to co my robimy jest jeszcze ważniejsze niż te pudła ,które nosiliście. Chyba chcecie tu trochę pomieszkać?
Widząc nasze miny ,babcia podniosła jedną brew do góry.
- Aż tak źle wam z tą przeprowadzką?
- Nie jest źle ... jest bardzo źle ,a przynajmniej dla mnie.
- Nie przeginaj znajdziesz lepszą niż Martha.
- Raczej nie.
- Jak nie, to ona znajdzie lepszego niż ty.
Mój wściekły wzrok nie zrobił na niej najmniejszego wrażenia. "Jak ja ciebie nie znoszę " - tylko tyle mogły wyrażać moje oczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz ,Martha nie jest taka jak ty.
Wzruszyła ramionami, gdy ja spojrzałem za babcię by wyszukać taty. Wyłonił się z garażu i szybkim krokiem przemierzył dzielący go dystans do drzwi.
- O co się tym razem kłócicie?
"Jak on nas zna " - pomyślałem z ironią. Od kiedy dowiedzieliśmy się o tej przeprowadzce kłócimy się z Margaret coraz częściej. Mówi się trudno, niestety tak bywa.
- O nic. Idę wybrać pokój i się rozpakować.
Wziąłem pudła z napisaną literą "G" i ruszyłem po schodach na górę. Nim dotarłem do końca schodów usłyszałem szybkie tupanie. Wiedziałem już co to oznacza. Westchnąłem w duchu i zbliżyłem się bliżej barierek. Niestety to nawet nie złagodziło cielska Margaret ,które przepchnęło się z taką siłą ,że ledwo co się utrzymałem na bezpiecznym gruncie. ''Super - pomyślałem - ciekawe jak minie pierwszy dzień w szkole ."
Następnego dnia ,trzecia lekcja w nowej szkole (lekcja matematyki z wychowawczynią klasy)...
Nikt mnie nie zauważa ,może to nawet lepiej dla mnie ,ale trochę dziwne. Może Margaret miała rację, gdy wieczorem mówiła ,że nigdy nie znajdę przyjaciół. A ja miałem rację ,że nigdy nie znajdę tu własnego miejsca. Spojrzałem na tablice, pełną zapisków nauczycielki przygotowanych podczas przerwy specjalnie do lekcji. Równania ,układy równań i tym podobne. Może nie jestem geniuszem z tego przedmiotu ,ale jestem dość dobry jeśli chodzi o wyliczanie niewiadomych. Usiadłem z tyłu gdzie miałem doskonały widok na całą klasę jak i byłem ukryty przed wzrokiem innych.
- Witam nowego ucznia. Gerard Scolt ,tak?
Pokiwałem głową w odpowiedzi na pytanie.
- Prosiłabym byś został na koniec lekcji. Chcę z tobą porozmawiać.
- Dobrze.
Zwróciłem twarz do podręcznika, który wydał mi się w tym momencie bardzo interesują. Krzesło w ławce obok mojej odsunęło się do tyłu. Spojrzałem do góry na twarz dziewczyny, z którą od teraz będę w sąsiedztwie. Wysoka i wysportowana to widać na pierwszy rzut oka, miała czarne długie włosy sięgające co najmniej do łokci. Moim zdaniem bardzo piękna. Chyba jeszcze nigdy kogoś takiego nie widziałem. Nie, jednak widziałem. Moją Marthę. Styl ubioru i makijaż były tak ciemne ,że w ciemniejszych kątach szkoły wtopiła by się w tło niezauważona.
- Gratuluje Emily. Kolejne spóźnienie do kolekcji.
- Tak, tak. Wiem.
- Ah ... Zapiszcie temat znajdujący się na tablicy. I zapraszam do tablicy Emily. Mam nadzieję ,że się nauczyłaś jak obiecałaś.
Dziewczyna podniosła się z niechęcią nie odpowiadając na pytanie nauczycielki. Czy aż tak uczniowie nie lubią nauczycieli? Czy po prostu są wyjątki ,które są aż tak leniwe ,że nie zwracają na nic uwagi? Nie wiem ale ja mam zamiar się w szkole przyłożyć ,muszę poprawić swoje stopnie. W poprzedniej szkole byłem na tyle niezorganizowany i leniwy jak niektórzy uczniowie w tej szkole. Zadziwiające jak nowa szkoła może zmienić swoje mniemanie sobie i wszystkich dookoła ciebie.
- Jesteś bystra czemu nie możesz nauczyć się kilku wzorów na pamięć?
- Nie potrafię.
- Nie umiesz czy nie chcesz się po prostu nauczyć?
Dziewczyna zacisnęła pięści. Widziałem jak kreda trzymana w jej prawej ręce została zmiażdżona. Pani spojrzała na nią z troską. Przyjrzałem się im dokładnie. Wychowawczyni miała czarne włosy ścięte do ramion. Łagodną twarz ,z delikatnym makijażem. Nie była w ogóle podobna do mrocznej córki. Tak to rodzina. Namieszałem wam w głowach? Cóż przykro mi (ekhem nie za bardzo ekhem). Niestety sam z początku byłem nie za bardzo w tym wszystkim połapany. Tak, tak nie musicie się ze mnie śmiać. A wracając do lekcji ... Dziewczyna wybiegła z klasy nawet nie zabierając plecaka. Spojrzałam jeszcze raz na nauczycielkę. Nie była zadowolona ani zła. Musi być naprawdę wymagająca skoro przy klasie (jak my to byśmy określili) upokorzyła swoją własną córkę.
- Gerard ,spróbuj rozwiązać zadanie ,które twoja koleżanka postanowiła zostawić.
W kilka minut miałem rozwiązane trzy przykłady. Jakoś nie były bardzo trudne. Pani stała obok i sprawdzała poprawność wykonanych zadań. Po chwili pokiwała głową z uznaniem.
- Możesz usiąść. Świetna robota. Co miałeś z matematyki w tamtej szkole?
- Jeśli mam się przyznać to nie uczyłem się tak jak zamierzam teraz, więc jedyna ocena na jaką udało mi się zapracować to trója ,która ledwo co mi wychodziła na koniec roku.
- Ocen jak ocena. Jedna u mnie liczą się zdolności i uwaga dla mojego przedmiotu.
Pokiwałem głową. Do końca lekcji rozwiązywaliśmy jak na mój umysł trochę za trudne zadania, lecz ku mojemu zdziwieniu za każdym razem miałem poprawne rozwiązanie. Zadzwonił dzwonek. Kolejna lekcja to język włoski (nie mogę się normalnie doczekać, nooo tak jakby). Gdy wszyscy uczniowie wyszli pani odwróciła krzesło w ławce przede mną i przyjrzała mi się uważnie, prawie tak samo jak ja jej i jej córce.
- Skąd przyjechałeś Gerardzie?
- Przeprowadziłem się z małego miasta niedaleko Glen Falls.
- Jesteś jakiś przybity. Co takiego zostawiłeś w tamtym miejscu?
- Co? Swoje serce .proszę pani.
Pani wstała ,przez co i ja podniosłem się z miejsca.
- Mam nadzieję ,że wkrótce ci się polepszy.
- Ja też.
Wyszedłem z klasy lekko przybity. Mój wzrok był bardzo zajęty stopami włóczącymi się w stronę odpowiednie klasy, przez co zaliczyłem bliskie spotkanie z jakąś dziewczyną. Tak zgadliście chodzi o Emily! Nie była za bardzo zadowolona z tego ,że w kilka sekund znalazła się na ziemi z zapewnionym siniakiem.
- Przepraszam.
- Jesteś ,dziwny i głupi.
- Taaa jakbym o tym nie wiedział, często mówi mi to moja siostra.
- Jesteś nowy?
- Taaa, Gerard.
- Emily.
Zza dziewczyny wyłonił się wysoki chłopak z równie mrocznym stylem co Emily.
- Kto to?
- Kai poznaj Gerarda. Jest nowy i chodzi ze mną do klasy.
- Siema.
- Cześć.
- Znowu uciekłaś z klasy? Przez matkę?
Dziewczyna spojrzała na niego gniewnie co tylko mi podpowiedziało ,że nie należy przy niej wspominać o jej matce.
- Nie, czemu tak uważasz?
- Nie masz znowu przy sobie torby ,a zwykle się z nią nie rozstajesz.
Zrezygnowana spuściła wzrok i wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Chłopak został jeszcze chwilę przy mnie ,taksując mnie wzrokiem godnym zabójcy. Trochę czułem się niezręcznie.
- Lepiej zostaw ją w spokoju nowy. Takim jak ty często przychodzą do głowy naprawdę głupie pomysły, takie jak podrywanie mojej dziewczyny.
- Nie zamierzam ,mam dziewczynę.
Chłopak zrobił zdziwioną miną która zaraz zmieniła się w rozbawioną. Bardzo śmieszne, tylko ,że mi pęka serce ,a on bezczelnie ze mnie kpi. Kiedyś zetrę mu ten uśmiech z twarzy. Kolejny dzwonek. Ruszyłem szybko do klasy. Gdy znalazłem się przy drzwiach ktoś uderzył mnie w ramię. Spojrzałem w kierunku ,z którego dochodziło echo szybkiego kroku. Ujrzałem dziewczynę ,której włosy zasłaniały twarz w połowie, gdy odwróciła do mnie twarz. Od razu ją poznałem. Serce zabiło szybciej. Chciałem za nią biec, ale nie mogłem. Otworzyłem drzwi i ruszyłem do wolnej ławki.
- Kolejny ma zamiar się spóźniać?
- Nie proszę pani. Nie mogłem znaleźć klasy.
Skłamałem nauczycielce prosto w oczy. No to ładnie zaczyna się moja pierwsza lekcja języka obcego. Mam tylko nadzieję ,że to co zobaczyłem wtedy na korytarzu nie było iluzją ani kiepskim żartem nowych znajomych. Jednak z czasem uświadamiałem sobie ,że albo mam coś z głową i zaczynam wariować ,albo po prostu zobaczyłem dziewczynę która jest do Marthy łudząco podobna. Moja siostra od razu wybrałaby pierwszą opcję ,a ja zgodziłbym się z nią od razu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracam z czymś innym. Pracowałam nad tym z moją przyjaciółką ,która (szczerze) ma doskonałe pomysły na różne historie typu: wampir ,śmiertelnik, a nie kończy żadnej z nich. Mam nadzieję ,że chociaż tym razem skończymy razem ten pomysł.
Następne opowiadania będą pojawiały się niestety w takich odstępach czasowych, gdyż (niestety) mam same sprawdziany ,a przez to mega dużo nauki. Proszę o wyrozumiałość, moich czytelników (jeśli w ogóle mam :) )
Opowiadania o Avengees ( Clintashy ) oraz dalsze losy herosów PJO , OH ( mojej wersji )
Music
sobota, 27 lutego 2016
piątek, 5 lutego 2016
Rozdział 10
Herosi
Wieczorna zabawa trwała dalej lecz żadne z nas w niej jakoś szczególnie nie uczestniczyło. Każdy rozmyślał kto może być kolejnym członkiem rodzinki Loud. Prócz Lynn i jej siostry nie widziałem na oczy nikogo innego. Próbuje sobie przypomnieć twarze osób ,które wtedy spotkałem na klika minut przed przyjazdem autobusu. Nic mi w głowie nie zaświtało. Zacząłem rozglądać się za Lynn. W tłumie nigdy bym jej nie dojrzał więc musiałem się wspiąć wyżej. Jedynym podwyższeniem była scena ,ewentualnie schody na nią prowadzące.
- Gdzie idziesz ? - czyjaś ręka powstrzymała mnie przed wejściem na górę.
- Muszę ją znaleźć inaczej się nie dowiemy niczego co nam potrzebne.
- A co nam potrzebne ? Była jakaś przepowiednia ? Jak brzmiała ?
- Dotyczyła tylko i wyłącznie mnie. Wy musicie mi po prostu zaufać. Proszę Annabeth.
Dziewczyna zmrużyła oczy i powoli pokręciła głową zrezygnowana. Obejrzała się szybko dookoła i znów spojrzała na mnie.
- Sprężaj się ,jasne ?
- Jak Apollo czy jak wolisz słońce.
- Ruszaj !
Wbiegłem na schody i rozejrzałem się. Mój wzrok zatrzymał się na rodzeństwie, a dokładnie na dziewczynie. Trochę mi kogoś przypominała. Po drugiej stronie sceny zauważyłem Lynn z jakimś chłopakiem. Na powrót znalazłem się na ziemi. Ann stała niedaleko jakby pilnując czy ktoś się nie zbliża.
- Znalazłem ją chodź.
Ruszyła za mną biegiem. Nim dotarliśmy do końca z kimś się zderzyłem. Mam do tego pecha.
- Przepraszam za bardzo się śpieszę i nie patrzę przed siebie.
- Spokojnie ,ja przeżyje nieraz już miałam takie stłuczki.
Podniosłem wzrok i moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna która wtedy ją wołała. Która stała obok Lynn na zbiórce.
- To ty.
Podniosła jedną brew i spojrzała na mnie uważnie.
- To ty wtedy byłeś z moją siostrą. Wybacz mi tamtejszy brak zainteresowania. Jestem Sally.
- Super Percy się ucieszy.
- Ann ,proszę siedź cicho.
Córka Ateny prychnęła i oddaliła się na kawałek.
- Gdzie tak biegniecie?
- Do Lynn. Ale chyba już nie musimy. Pójdziesz z nami?
- Po co ?
- Musimy się czegoś dowiedzieć.
Ruszyłem dalej przed siebie. Im bliżej byłem końca sceny tym bardziej wyraźnie widziałem naszą grupkę i Lynn rozmawiającą z chłopakiem. Jedyną osobą która mnie zauważyła była Lacy.
- I co znaleźliście ?
- Owszem, ale nie ją tylko jej siostrę.
Odsłoniłem postacie idące za mną. Ciche westchnienie i od razu wiedziałem ,że poczuli ulgę.
- Jak masz na imię ? - ewidentnie Lou była najbardziej zaciekawiona z nich wszystkich.
- Sally.
Percy uniósł brwi i zaczął się śmiać. Dziewczyna podeszłą do niego i zmierzyła krytycznym po czym wzrokiem po czym odwróciła się w kierunku Annabeth.
- Il tuo ragazzo ?
- Eeee, Nico przetłumaczysz ?
- Pyta się czy to twój chłopak.
- Tak.
- Non sai come italiano?
- Nie ,nie umieją.
- Czyli amerykański ?
- Prosilibyśmy. - Jake był chyba trochę zirytowany.
- Spoko, moje pytanie jak wy macie na imię? Znam tylko Nico.
- Annabeth.
- Percy.
- Lou.
- Jake.
- Lacy.
Na twarzy Sally pojawił się uśmiech.
- Ah Percy Jackson. Mamy bohatera Olimpu ,jaki to zaszczyt.
Osłupieliśmy. Tylko obozy rzymski i grecki znają Percy'ego.
- Skąd wiesz jak się nazywam i co zrobiłem?
- Każdy o tobie wie. Moja rodzina i chyba każdy inny heros na całej kuli ziemskiej.
Zmarszczyłem brwi i skierowałem wzrok na Sally.
- Wiecie ,że jesteście herosami ?
- A czemu nie ?
- Nie wiem. Myślałem ,że każdy dowiaduje się gdy trafi się do któregoś z obozów.
- Wiesz nas jest więcej niż myślisz.
- W rodzinie ?
- Yhym. Mam jedną siostrę i brata. Dwóch kuzynów i kuzynkę. Nie licząc ojca i dwóch ciotek z czego jedna nie żyje po spotkaniu z bogiem.
Dziewczyna odwróciła się na dźwięk cichych kroków za sobą. Lynn , Rose i Marco z jakimś chłopakiem zmierzali w naszą stronę.
- O wilkach mowa. - uśmiech wpełzł jej na twarz.
- Co tu robisz? I czemu o nas rozmawiasz ?- nieznajomy zaczynał się powoli denerwować.
- Spokojnie Tom, to przyjaciele. Poznajcie Percy'ego Jackson'a , Annabetch Chase ,Nico di Angelo , Jake'a , Lou i Lacy.
Tym razem to na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Taki to zaszczyt nas spotyka. Spokojnie skończą jak inni którzy nas próbowali zabrać do obozu.
- Ale jemu się udało to czemu nam się nie udaje?
- Spokojnie może kiedyś.
- Teraz wam przerwę za przeproszeniem. Wy nas znacie ,a my was nie. Przedstawicie się?
Sally spojrzała na Jake'a.
- Przepraszam. To Rose, Lynn, Marco i Tom.
Podążałem za jej dłonią po danych postaciach.
- Mówiłaś ,że masz dwóch kuzynów. Więc który to twój brat ?
- Tom to mój brat, Marco to mój kuzyn i jest jeszcze jeden ale nie będę go przedstawiać.
- Czemu go tu nie ma?
- Jest w jednym z obozów. Nie wiemy w którym dokładnie . Nie mieliśmy z nim kontaktu od kiedy się tam znalazł.
- Chodźcie gdzie indziej ,tutaj każdy wszystko wyłapie.
Udaliśmy się w stronę kamieni znajdujących się kawałek za sceną ,niedaleko plaży. Hałas od sceny ledwo było słychać. Idealne miejsce do tajnej rozmowy.
- Pójdziecie z nami ?
- Z chęcią byśmy poszli ,ale ... - Rose nie była za bardzo rozmowna ,więc zdziwienie moje na dźwięk jej głosu ,kiedy nie śpiewa było dość duże ,jednak jak zawsze wszystko ukryłem.
- Ale nie chcemy byście skończyli jak wasi poprzednicy.- Marco dokończył za siostrę po czym podrapał się w tył głowy. - Myślicie że jesteście pierwszymi osobami które chcą nam pomóc? Mylicie się. Po drodze jest kilka trupów. Nie byliśmy w stanie im pomóc ,nie mieliśmy pojęcia kim jesteśmy i co robić w takich sytuacjach. Z czasem jednak nabraliśmy doświadczenia.
- Macie broń ? Atakują was potwory?
- Tak. Musimy się jakoś bronić tak samo ja wy. Gdybyśmy nie mieli broni nie żylibyśmy ,a wy nie mielibyście po co tu przyjeżdżać. Może to by było dla was nawet lepiej. Ale niestety nadzieja zawsze umiera ostatnia ,nieprawdaż synu Hadesa ? - Rose ewidentnie wiedziała jakiego boga za rodzica ma każde z nas.
- Czemu się tak dziwicie ? Widać podobieństwo do bogów.
- Zapraszamy na scenę Rose i Marco !!!
Rodzeństwo spojrzało po sobie i cicho westchnęło.
- Idziemy.
Wieczorna zabawa trwała dalej lecz żadne z nas w niej jakoś szczególnie nie uczestniczyło. Każdy rozmyślał kto może być kolejnym członkiem rodzinki Loud. Prócz Lynn i jej siostry nie widziałem na oczy nikogo innego. Próbuje sobie przypomnieć twarze osób ,które wtedy spotkałem na klika minut przed przyjazdem autobusu. Nic mi w głowie nie zaświtało. Zacząłem rozglądać się za Lynn. W tłumie nigdy bym jej nie dojrzał więc musiałem się wspiąć wyżej. Jedynym podwyższeniem była scena ,ewentualnie schody na nią prowadzące.
- Gdzie idziesz ? - czyjaś ręka powstrzymała mnie przed wejściem na górę.
- Muszę ją znaleźć inaczej się nie dowiemy niczego co nam potrzebne.
- A co nam potrzebne ? Była jakaś przepowiednia ? Jak brzmiała ?
- Dotyczyła tylko i wyłącznie mnie. Wy musicie mi po prostu zaufać. Proszę Annabeth.
Dziewczyna zmrużyła oczy i powoli pokręciła głową zrezygnowana. Obejrzała się szybko dookoła i znów spojrzała na mnie.
- Sprężaj się ,jasne ?
- Jak Apollo czy jak wolisz słońce.
- Ruszaj !
Wbiegłem na schody i rozejrzałem się. Mój wzrok zatrzymał się na rodzeństwie, a dokładnie na dziewczynie. Trochę mi kogoś przypominała. Po drugiej stronie sceny zauważyłem Lynn z jakimś chłopakiem. Na powrót znalazłem się na ziemi. Ann stała niedaleko jakby pilnując czy ktoś się nie zbliża.
- Znalazłem ją chodź.
Ruszyła za mną biegiem. Nim dotarliśmy do końca z kimś się zderzyłem. Mam do tego pecha.
- Przepraszam za bardzo się śpieszę i nie patrzę przed siebie.
- Spokojnie ,ja przeżyje nieraz już miałam takie stłuczki.
Podniosłem wzrok i moim oczom ukazała się ta sama dziewczyna która wtedy ją wołała. Która stała obok Lynn na zbiórce.
- To ty.
Podniosła jedną brew i spojrzała na mnie uważnie.
- To ty wtedy byłeś z moją siostrą. Wybacz mi tamtejszy brak zainteresowania. Jestem Sally.
- Super Percy się ucieszy.
- Ann ,proszę siedź cicho.
Córka Ateny prychnęła i oddaliła się na kawałek.
- Gdzie tak biegniecie?
- Do Lynn. Ale chyba już nie musimy. Pójdziesz z nami?
- Po co ?
- Musimy się czegoś dowiedzieć.
Ruszyłem dalej przed siebie. Im bliżej byłem końca sceny tym bardziej wyraźnie widziałem naszą grupkę i Lynn rozmawiającą z chłopakiem. Jedyną osobą która mnie zauważyła była Lacy.
- I co znaleźliście ?
- Owszem, ale nie ją tylko jej siostrę.
Odsłoniłem postacie idące za mną. Ciche westchnienie i od razu wiedziałem ,że poczuli ulgę.
- Jak masz na imię ? - ewidentnie Lou była najbardziej zaciekawiona z nich wszystkich.
- Sally.
Percy uniósł brwi i zaczął się śmiać. Dziewczyna podeszłą do niego i zmierzyła krytycznym po czym wzrokiem po czym odwróciła się w kierunku Annabeth.
- Il tuo ragazzo ?
- Eeee, Nico przetłumaczysz ?
- Pyta się czy to twój chłopak.
- Tak.
- Non sai come italiano?
- Nie ,nie umieją.
- Czyli amerykański ?
- Prosilibyśmy. - Jake był chyba trochę zirytowany.
- Spoko, moje pytanie jak wy macie na imię? Znam tylko Nico.
- Annabeth.
- Percy.
- Lou.
- Jake.
- Lacy.
Na twarzy Sally pojawił się uśmiech.
- Ah Percy Jackson. Mamy bohatera Olimpu ,jaki to zaszczyt.
Osłupieliśmy. Tylko obozy rzymski i grecki znają Percy'ego.
- Skąd wiesz jak się nazywam i co zrobiłem?
- Każdy o tobie wie. Moja rodzina i chyba każdy inny heros na całej kuli ziemskiej.
Zmarszczyłem brwi i skierowałem wzrok na Sally.
- Wiecie ,że jesteście herosami ?
- A czemu nie ?
- Nie wiem. Myślałem ,że każdy dowiaduje się gdy trafi się do któregoś z obozów.
- Wiesz nas jest więcej niż myślisz.
- W rodzinie ?
- Yhym. Mam jedną siostrę i brata. Dwóch kuzynów i kuzynkę. Nie licząc ojca i dwóch ciotek z czego jedna nie żyje po spotkaniu z bogiem.
Dziewczyna odwróciła się na dźwięk cichych kroków za sobą. Lynn , Rose i Marco z jakimś chłopakiem zmierzali w naszą stronę.
- O wilkach mowa. - uśmiech wpełzł jej na twarz.
- Co tu robisz? I czemu o nas rozmawiasz ?- nieznajomy zaczynał się powoli denerwować.
- Spokojnie Tom, to przyjaciele. Poznajcie Percy'ego Jackson'a , Annabetch Chase ,Nico di Angelo , Jake'a , Lou i Lacy.
Tym razem to na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
- Taki to zaszczyt nas spotyka. Spokojnie skończą jak inni którzy nas próbowali zabrać do obozu.
- Ale jemu się udało to czemu nam się nie udaje?
- Spokojnie może kiedyś.
- Teraz wam przerwę za przeproszeniem. Wy nas znacie ,a my was nie. Przedstawicie się?
Sally spojrzała na Jake'a.
- Przepraszam. To Rose, Lynn, Marco i Tom.
Podążałem za jej dłonią po danych postaciach.
- Mówiłaś ,że masz dwóch kuzynów. Więc który to twój brat ?
- Tom to mój brat, Marco to mój kuzyn i jest jeszcze jeden ale nie będę go przedstawiać.
- Czemu go tu nie ma?
- Jest w jednym z obozów. Nie wiemy w którym dokładnie . Nie mieliśmy z nim kontaktu od kiedy się tam znalazł.
- Chodźcie gdzie indziej ,tutaj każdy wszystko wyłapie.
Udaliśmy się w stronę kamieni znajdujących się kawałek za sceną ,niedaleko plaży. Hałas od sceny ledwo było słychać. Idealne miejsce do tajnej rozmowy.
- Pójdziecie z nami ?
- Z chęcią byśmy poszli ,ale ... - Rose nie była za bardzo rozmowna ,więc zdziwienie moje na dźwięk jej głosu ,kiedy nie śpiewa było dość duże ,jednak jak zawsze wszystko ukryłem.
- Ale nie chcemy byście skończyli jak wasi poprzednicy.- Marco dokończył za siostrę po czym podrapał się w tył głowy. - Myślicie że jesteście pierwszymi osobami które chcą nam pomóc? Mylicie się. Po drodze jest kilka trupów. Nie byliśmy w stanie im pomóc ,nie mieliśmy pojęcia kim jesteśmy i co robić w takich sytuacjach. Z czasem jednak nabraliśmy doświadczenia.
- Macie broń ? Atakują was potwory?
- Tak. Musimy się jakoś bronić tak samo ja wy. Gdybyśmy nie mieli broni nie żylibyśmy ,a wy nie mielibyście po co tu przyjeżdżać. Może to by było dla was nawet lepiej. Ale niestety nadzieja zawsze umiera ostatnia ,nieprawdaż synu Hadesa ? - Rose ewidentnie wiedziała jakiego boga za rodzica ma każde z nas.
- Czemu się tak dziwicie ? Widać podobieństwo do bogów.
- Zapraszamy na scenę Rose i Marco !!!
Rodzeństwo spojrzało po sobie i cicho westchnęło.
- Idziemy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)