Music

wtorek, 19 lipca 2016

Coś innego

Cześć jestem Isabel. Razem ze starszym o rok bratem mieszkamy w rodzinie zastępczej. Tak wiem co sobie myślicie ,sierota ,brak rodziców ,biedactwo. Ale mnie to już nie obchodzi. Nauczyliśmy się z Felipe dbać o siebie nawzajem. Chodzimy do szkoły artystycznej. Dostaliśmy się tam chyba cudem. Zwykle tańczyliśmy na ulicy ,a gdy ktoś wrzucił choćby kilka drobnych ,później w domu chodzimy uśmiechnięci do końca dnia. Pewnego razu naszym widzem była dyrektorka jedynej szkoły artystycznej w okolicy. Zachwycona naszymi wyczynami podała dwie koperty i prosiła byśmy otworzyli dopiero w domu. Prawdę mówiąc trudno było się oprzeć pokusie. Zaczęliśmy tam chodzić od września. Na początku wydawała się normalną szkołą jednak po kilku dniach uczęszczania dało się zobaczyć hierarchie tam panującą. Starsi uczniowie pomiatali młodszymi. A gdy tylko inni stawali w ich obronie znęcali się także nad nimi. Nie chcąc się narażać omijałam takie sytuacje ,ale powoli miałam tego dość. Jestem w tej szkole dwa lata. Czas spędzałam z bratem i Stephanie. Stephanie to moja najlepsza przyjaciółka i przy okazji dziewczyna Felipe. Pasują do siebie idealnie. Z rozmyślań wyrwał mnie głos brata.
- Młoda? Ziemia do Isabel!
- Co? Wybacz mówiłeś coś wcześniej?
- Pytałem co masz teraz? Ja zajęcia ze śpiewu ,a potem taniec.
- Ja mam aktorstwo ,później śpiew. A później do domu.
Niedaleko mojej szafki jakiś starszak pchnął młodszego ucznia. Przechodząc obok spojrzał ukradkiem na mnie po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. Przewracając oczami podeszłam do poszkodowanego.
- Hej. Nic ci nie jest?
Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Spokojnie nie jestem jak oni. Jesteś nowy?
Pokiwał nieśmiało głową.
- Jestem Isabel Sedillo. Ten chłopak za mną to Felipe ,mój brat.  A ty jak masz na imię?
- Thomas. Jesteście z Hiszpanii?
- Nie wiem pewnie tak. Mam nadzieję ,że nie zdarzą się już więcej takie sytuacje i będziesz się tu czuć jak w domu.
- Dzięki.
Thomas odszedł w kierunku klasy od zajęć rysunków.
- Ty to potrafisz nawiązać kontakt z każdym. Zazdroszczę.
- Nie poruszajmy tego tematu. Zmieniając go gdzie jest Steph?
- Dziś nie przyszła bo źle się czuła. Tak samo jak wczoraj i od początku tygodnia. Mam nadzieję ,że to nic poważnego.
- Nie martw się na pewno by ci powiedziała gdyby coś się działo. No bo przecież dziecka jej nie zrobiłeś?
Spojrzał na mnie jak na idiotkę.
- Głupia jesteś mam siedemnaście lat. Nie mam co robić w tym wieku.
Parsknęłam śmiechem. Poklepałam go po ramieniu.
- Widzimy się w domu braciszku. Tylko nie spóźnij się na obiad bo Linda będzie zła.
- Już sobie wyobrażam jej minę.
Ruszyliśmy w swoich kierunkach.
*********************************
Siedząc przy stole patrzyłam na moich przybranych rodziców. Mieli dzisiaj dość podły humor. Nie wiem czemu ,ale lepiej tego nie drążyć. Do kuchni wszedł Felipe. Podnieśliśmy na niego wzrok.
- Przepraszam za kolejne spóźnienie. Nie mogłem zrezygnować z dodatkowych lekcji.
Rodzice pokiwali tylko głowami o nic nie pytając. Dalszy obiad zjedliśmy w całkowitej ciszy. Gdy pozmywałam naczynia i miałam iść do swojego pokoju ,zadzwonił dzwonek u drzwi. Z niechęcią podeszłam i otworzyłam wrota naszego domu. W progu stała Steph.
- Steph ,co tu robisz? Jak się czujesz?
- Stęskniłaś się! O jak miło.
- Za tobą zawsze kochana. Felipe jest na górze.
- Dzięki.
Dziewczyna ruszyła niespiesznym krokiem na górę. Ja ruszyłam za nią ,ale do swojego pokoju. Dzień minął spokojnie ,co było całkiem dziwne. Dziś wieczorem mieliśmy wystąpić charytatywnie. Mogliśmy pomóc chorym dzieciom ,przez coś co kochamy. Jak zawsze uzbieraliśmy masę pieniędzy. Im więcej tym lepiej. Miałam jeszcze jeden plan który zamierzałam wcielić w życie następnego dnia.

Może trochę  przeskoczymy? Po co opowiadać kolejny dzień w szkole. Same nudy. No więc jesteśmy dwa dni po występie charytatywnym. Co tam ,że jako jedna z szarych myszek zostałam po raz hmmm trzeci zwyzywana przez "najpopularniejszą" dziewczynę w szkole. Przygwoździła mnie do ściany z szafkami i zaczęła torturować swoim oddechem. Mogłabym przysiąść ,że wcześniej jadła czosnek lub coś równie śmierdzącego.
- Jak możesz to żreć?
- Co?!
- To co przed chwilą jadłaś. Jak możesz? Specjalnie wsadziłaś to sobie do ust by mnie zemdliło?
- Głupia jesteś?!
- Wiesz możesz mnie nazywać jak chcesz ,ale to nie taka sama tortura jak twój oddech.
Gdzieś obok usłyszałam parsknięcie śmiechu.
- A ty co rżysz?!
Puściła moje ramiona i zwróciła siew stronę głosu. Stał tam wysoki chłopka z czarnymi włosami i z szarobłękitnymi oczami. Był chyba w wieku Felipe.
- Twoja zakładniczka ma dość cięty język nie uważasz? Ja bym nie wytrzymał.
Wychyliłam lekko głowę gdyż moja oprawczyni i jej dość mocno kręcone rude włosy odstawały na wszystkie strony.
- Ale z czym? Z moim gadaniem czy jej oddechem?
- Nie chcę ryzykować oddechu ,więc z chyba z nim. Mówisz ,ze jest torturą i tu ci uwierzę.
- No i fajnie. Dziękuje.
- Ale z twoim gadaniem też bym nie wytrzymał.
- Eee tam dałbyś radę nie jestem aż tak gadatliwa.
Uśmiech wypełzł na jego twarz. Rudzielec patrzył to na mnie to na niego niedowierzając. Chyba nie podobało jej się ,że gadamy podczas gdy ona stara się coś zrozumieć. Spojrzałam na nią i otworzyłam buzię do kolejnej odpowiedzi.
- Co przetwarzasz informacje? Nie kapujesz czegoś?
Dziewczyna pokręciła głową i spojrzała na mnie zła.
- Nie będziesz się do mnie tak odzywała.
- Gdyż ,aż ,ponieważ?
- Bo...!
- Dzieciaki co tu się dzieje?!
Spojrzałam na korytarz. Stała tam kobieta w wieku przybliżonym do czterdziestki. Czarne włosy zostały zaplecione w ciasny kok. Idealnie dobrana marynarka i spódnica leżały no po prostu idealnie.
- Zaczęli mnie obrażać pani dyrektor.
Spojrzałam na chłopaka z niedowierzeniem. On wzruszył ramionami. Podszedł do kobiety. Stanął za nią i szepnął jej coś do ucha.
- Zapraszam do siebie panno Ramiz. Musimy sobie przeprowadzić rozmowę.
Evana zaczęła wydawać z siebie dość dziwne dźwięki. Jęki i szloch wymieszane razem. Odeszła razem z dyrektorką do gabinetu znajdującego się na końcu korytarza. Ponownie spojrzałam na chłopaka. Wyciągnął rękę.
- My się chyba nie znamy gaduło. Jestem Nataniel.
- Isabel. Co powiedziałeś pani dyrektor?
- Skróconą historię. Tą prawdziwą. Ale wystarczyło powiedzieć kto to zrobił by mi uwierzyła.
- Jesteś bardzo pewny swego. Skąd wiesz?
- Trochę byłoby nie miło gdyby moja własna matka mi nie uwierzyła.
- No tak trzeba było się spodziewać.
- Isa!
- Spokojnie Felipe. Jeszcze się ze mną pomęczysz.
- Nie no super. Cześć Nataniel.
- Hej. Idziecie na lunch?
- Jestem spłukana. Moja koleżanka zabrała mi wpierw jedyne klepaki jakie miałam przy sobie.
- Zwróci ci się. Mogę pogadać z mamą.
- Nie trzeba
 zarobię przy kolejnych...
- ...występach. Widziałem was z mamą. Była pod wrażeniem waszych zdolności. A ją trudno zadziwić.
Spojrzałam na brata.
- Fajnie wiedzieć. Idziemy... Felipe postawi mi dziś lunch.
- Super bo o to mi chodziło. Przecież ty mi wyżresz wszystkie pieniądze i dla mnie nie zostanie...
- Nie przeżywaj. Siostry nie wykarmisz?
Nataniel zaczął się śmiać ,a my po chwili razem z nim.
- Jesteście zabawni.
- No widzisz. Będziesz się z nami nieźle bawić.
Popatrzył na nas i z uśmiechem przywołał nas ręką. Dalej śmiejąc się do rozpuku ruszyliśmy do stołówki. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Coś innego za niedługo skończę Avengersów. Jako iż miałam wakacje nie miałam czasu (i internetu) by pisać za co z całego serca przepraszam. Poprawię się. Do napisania :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz