Niedługo święta. Wypad do Hogsmeade. I inne takie przyjemności. Niestety nie dla mnie ,a przynajmniej część z nich. Na przykład powrót do domu. Bez Remusa nigdzie się nie wybiorę. Siedziałam teraz w jego klasie i patrzyłam jak ledwo żywy krąży wśród ławek. Od czasu do czasu spoglądał na mnie ukradkiem.
- Coś się stało Remusie?
- Czy coś się działo gdy mnie nie było?
- Nie...
- Wiesz o czym mówię w tej chwili mnie okłamujesz. Co się stało?
Westchnęłam. Czemu on musi wszystko wiedzieć?
- Moje źrenice się rozszerzyły. Snape mi pomógł.
- Jednak coś w nim z człowieka jest.
- Tak ,tak. Gdyby jednak coś w nim takiego było nie zadałby nam pracy na temat wilkołaków.
- Módl się by nikt nie doszedł do prawdy.
- Remusie, praca była na dwie rolki pergaminu!
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony.
- Na dwie? - zaśmiał się i ponownie spojrzał na mnie. - Severus się postarał.
- Czemu w tej chwili bierze u ciebie górę zachowanie młodego...
- Nie jestem już tamtym chłopakiem. Więc proszę nie nazywaj mnie tak.
Przełknęłam ślinę. Czemu wypiera się tak swojej przeszłości? Pokiwałam głową zgadzając się na jego warunki. Spojrzałam na jego torbę leżącą na biurku.
- Kiedy zaczynasz sam prowadzić lekcje?
- Od poniedziałku.
- Jak będziesz tak wyglądał to lepiej pokaż się w masce.
- Bardzo śmieszne. Może lepiej idź i spędź wolne z przyjaciółmi. Później będziesz się mną zajmowała. Znowu.
- Jesteś pewien?
- A kiedyś nie byłem?
- Nie wiem. No dobra idę. Wypocznij przed tygodniem pełnym pracy.
Wyszłam z klasy i ruszyłam w kierunku na błonia. Nie myślałam ,że kogoś tam znajdę ,a jednak się pomyliłam. W oddali zauważyłam dwie dziewczyny o rok młodsze. Siedziały na chyba jedynej nieośnieżonej ławce. Podeszłam do nich po cichu. Gdy ma się wprawę w podkradaniu nawet śnieg mi nie przeszkodzi. Wiem co mówię. Uczyłam się tego bardzo długo ,aż opanowałam do perfekcji.
- Cześć dziewczyny.
Jakoż iż były zajęte rozmową ,a ja nie wydałam nawet najmniejszego szmeru ,skrzypu i tym podobnych odgłosów obie podskoczyły. Ginny spojrzała na mnie z pretensjami.
- Bawisz się w Freda i George'a?
Położyłam rękę na sercu i spuściłam wzrok udając smutek.
- Jestem aż taka kiepska ,że mnie do nich porównujesz?
- Nie ,jesteś od nich stanowczo lepsza.
- Dobra udobruchałaś mnie. O czym tak zawzięcie rozmawiałyście?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Możesz.
- Nie jestem przekonana.
- Ale ja jestem.
- Powiedz jej.
Spojrzałam na dotychczas milczącą towarzyszkę młodej Weasley. Luna Lovegood patrzyła na mnie swoimi szarymi oczami.
- Widzisz? Krukonki trzymają się razem.
- Dobra. Bliźniaki będą dumni ze mnie dumni. Mój drugi rok w tej szkole ,a ja nie dostałam kary tak samo jak oni w pierwszej klasie. Teraz się to zmieniło. Źle wyważyłam eliksir i Snape się zdenerwował. Dał mi szlaban ,dziś mam go odbyć.
- I z czego ta wielka tajemnica?
- Nie wiem jak zareaguje mama. Wiesz mam być pilną uczennicą i ....
- Czyli w skrócie masz być jak Percy?
Pokiwała głową i spuściła wzrok. Stanęłam przy niej i położyłam rękę na ramieniu.
- Nie martw się. Masz innych braci. Ale z dwóch nie bierz przykładu. A teraz powiedz mi gdzie ci dwaj są?
W odpowiedzi dostałam śnieżką w głowę. "Świetnie zaczyna się".
- Wybaczcie dziewczyny ,ale muszę się zająć takimi klonami z rudą czupryną.
Z uśmiechem na ustach wypowiedziałam krótką formułkę.
- Zaklęcie Kameleona.
W jednej chwili zniknęłam. No może nie do końca. Lepiej by było gdybym powiedziała ,że wtopiłam się w tło. Obróciłam się w stronę zamku. Ukryci za drzewem Fred i George śmiali się do rozpuku. Lepili już kolejne śnieżki i zamierzali nimi mnie ponownie rzucić. Wystawili głowy i szukali celu. Chyba zgłupieli gdy go nie zobaczyli. Podchodziłam do nich powoli ,bez szelestu i śladów. Śnieg był na tyle twardy by nie zostawiać tropu czy choćby wskazówek że toś właśnie znajduje się w tym miejscu. Znalazłam się za nimi i szybkim ruchem pchnęłam ich z lekkiego wzniesienia. Z krzykiem ześlizgnęli się i zderzyli z ziemią.
- Pojawia się i znika taka rola magika. Chłopcy serio?
- Bawić się nie umiesz?
- Umiem Fred. A ty George ,masz coś do powiedzenia?
Wyszczerzył zęby i pokręcił głową. Obaj zaczęli się podnosić. Otrzepali się ze śniegu i wybuchli śmiechem.
- Śmiejecie się sami z siebie?
- Być może. Być może.
- O nie, to się źle dla mnie skończy, prawda?
- O tak.
Zaczęłam wiać. Może nie byłam szybsza od nich ,ale przynajmniej próbowałam. Tuż przed drzwiami szkoły prawie mnie złapali . Prawie. Jeszcze nie pokazałam im na co mnie stać. przyśpieszyłam tym razem kierując się gdzie indziej. Na boisko do quidditcha. Niedługo po mnie przybiegli też chłopaki.
- Posłuchajcie mnie teraz uważnie! Tutaj będziemy grali w przyszłym meczu quidditcha. Zobaczymy kto jest lepszy ja czy wy dwoje.
- Jakim sposobem?
- Siakim ,głupki. Jeśli uda wam się mnie zrzucić z miotły wygracie ze mną ,a jeśli nie no to co tu dużo mówić: przegracie.
- A jakim sposobem znajdziesz się na meczu quidditcha na miotle?
Spojrzałam na George'a. Zadał trafne pytanie.
- Ah czyżbym nie powiedziała wam ,że jestem w drużynie? Ja i moja współlokatorka ,Diana.
Zakrztusili się śmiechem. Tak perfidnie się ze mnie naśmiewali. Podbiegłam do schowka na miotły. Chwyciłam pierwszą lepszą. Odbiłam się od ziemi i zaczęłam kołować nad ich głowami. Zawiesiłam się po jednej stronie ,dalej utrzymując równowagę ,uderzyłam obu w głowę. Cios ,a w rzeczywistości "lekkie" pacnięcie po raz kolejny posłało ich na ziemię. Zaczęłam się niepohamowanie śmiać. Wiecie jak zabawnie to wyglądało gdy gryźli ziemię?
- Chłopcy co się dzieje z wami? Dajecie się przechytrzyć dziewczynie? To do was niepodobne.
Pierwszy podniósł głowę George. Większą cześć twarzy miał w śniegu co w bardzo śmieszny sposób przypominało białobrodego chuderlawego Hagrida. Zaraz za nim z ziemi podniósł się Fred. Kolejny chudy Hagrid. O mały włos sama znalazłabym się na śniegu. Nie żeby mnie przewrócili. Po prostu gdybym nie zapanowała nad śmiechem byłabym niczym nasza nauczycielka transmutacji. W tym śniegu spędziliśmy jeszcze co najmniej dwadzieścia minut. W końcu jeden z bliźniaków odezwał się z lekkim drżeniem głosu.
- Wracajmy.
- Szok ,bracia Weasley chcą już wracać. To dziwne.
- Zimno nam ,a tobie nie?
Spojrzałam na nich uważnie. Ile mogę powiedzieć by nie skapowali się co ze mną nie tak?
- Jestem gruboskóra.
- Ma się to sadełko co?
Prychnęłam. Z krzywym uśmiechem podniosłam rękę by ruszyli pierwsi. Niestety oni tego nie zrozumieli. Westchnęłam.
- Wio!!
Obaj unosząc ręce w geście poddania ruszyli przodem. Miałam kolejną sposobność by posłać ich na ziemię jednk w porę się powstrzymałam. Z tylnej kieszeni spodni George'a wystawał kawałek pergaminu. Kojarząc fakty szybkim ruchem chwyciłam kartę. Nic nie widząc ,nic nie czując szli dalej niczym nie wzruszeni.
- Skąd to macie?!
Obejrzeli się w jednej chwili. Patrząc to na mnie to na pergamin ,nie wiedząc co powiedzieć by nie zdradzić swojej tajemnicy.
- Pytam ponownie: skąd to macie?
- Znaleźliśmy?
Spojrzałam na Freda ostrzegawczo.
- Nie starajcie się kłamać. Chcę znać prawdę.
________________________________________________________________________
Reszta na Wattpadzie. A teraz zabieram się za Herosów. Do usłyszenia później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz