Music

wtorek, 23 maja 2017

Rozdział 2

Dziewczyna biegła ulicami od czasu do czasu wpadając na przechodniów. Ręce, które zaciskała w pięści były otoczone ledwo widocznym fioletowym obłoczkiem. Gdyby zabrała swój płaszcz na pewno nie byłoby takiego jak teraz problemu. Każdy mógł być agentem S.H.I.E.L.D. w cywilu i powiedzieć dyrektorowi, że spotkał nawiedzoną laborantkę ze świecącymi dłońmi. Nie wydawałoby się wam to dziwne?

Gdy tylko dotarła w miejsce, które ledwo dwie osoby znały. Jeden pijak, a drugi pracoholik. Nawet się nie orientują. Wbiegła do jednego z mieszkań starego bloku, w którym nastąpił kiedyś wybuch gazu. Idealna kryjówka.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Dalej było umeblowane. Jeden pokój przeznaczony był dla dwójki dzieci, a wskazywało na to piętrowe łóżko. Zaraz obok pokoju dziecięcego była sypialnia należąca do rodziców. Wielkie łoże małżeńskie ewidentnie było opuszczane w pośpiechu, gdyż kołdra o mało co nie leżała na ziemi, zepchnięta na prawą stronę. Gdy tylko Lucille przyjrzała się jej bliżej, wywnioskowała, że ta strona należała do kobiety. Czyli męża nie było wtedy w domu. Wyszła z pokoju zostawiając wszystko na tym samym miejscu. Udała się na koniec korytarza by wejść do kuchni. Małej, ale przytulnej. Idealna dla trójki, ewentualnie dla czwórki osób. Otworzyła lodówkę. W jej środku znalazła mleko i trzy opakowania z szynką w środku. Wszystkie produkty już dawno były po terminie. Westchnęła i zamknęła drzwi niedziałającej lodówki.
- Przeklęty niech będzie ten cholerny świat!
Dziewczyna udała się na drugi koniec korytarza, gdzie znajdował się salon. Usiadła szybko na sofie nawet nie rozglądając się po pomieszczeniu. Wyciągnęła ręce przed siebie i przyglądał się im przez dłuższy czas. Dopiero gdy nie wzbudziły jej niepokoju zmianą budowy, postanowiła spróbować przywołać moc. Delikatna mgiełka ponownie otoczyła jej dłonie. Nie czuła bólu, łaskotek, po prostu nic.

Pochłonięta doszczętnie tym widowiskiem nawet nie usłyszała jak drzwi do sąsiedniego mieszkania zatrzaskują się z dość głośnym uderzeniem.

~~~~

Zatrzasnęła drzwi do losowo wybranego mieszkania. Opuszczony budynek upatrzyła sobie już dawno temu jako przyszłą dobrą kryjówkę. Tutaj nie powinni jej znaleźć.
Pierwsze co znalazła po wejściu było ogromne lustro. Ktoś naprawdę dbał o swój wygląd. Przyjrzała się swojemu odbiciu. Była wysoka i dobrze zbudowana, dzięki tylu ćwiczeniom w wojsku. Krótkie brązowe włosy związane w niedbałego koka, powyłaziły jej teraz i rozeszły każdy kosmyk w innym kierunku. Nawet nie próbowała ich inaczej ułożyć, bo po co skoro i tak wrócą do punktu wyjścia? Spojrzała wprost w swoje oczy. Brązowe, podkrążone od zmęczenia, które nawiedzało ją od kilku dni. Jak wyglądały za starych czasów? Kto to wie, w tej kwestii pamięć ją zawodziła. Nie patrzyła już na swój mały, prosty nos ani na swoje wąskie bladoróżowe usta. Nigdy ich nie lubiła, ale ktoś pomimo jej niechęci do swojej osoby, ją pokochał. Ruszyła na małe zapoznanie terenu, w którym miała mieszkać przez najbliższe kilka dni. 
Mała kuchnia, duży salon połączony z jadalnią, ogromniasta sypialnia i łazienka rozmiaru salonu bez żadnych dodatkowych przyrządów. Przeszukując każde pomieszczenia z dokładnością godną wprawionego detektywa, znalazła jedynie paczkę gum do żucia o smaku miętowym, nitkę do czyszczenia zębów i kilka opakowań sera żółtego, który teraz był pokryty dość sporą warstwą pleśni. Z obrzydzeniem na twarzy wyrzuciła ser do kosza na śmieci i szybko zamknęła jego klapę. Znikając za drzwiami sypialni rzuciła się biegiem na ogromniaste łóżko, które chwilę wcześniej było dość pedantycznie pościelone. Pamiętała wszystko co mama mówiła.
"- Ja zachowuję czystość i porządek w domu. Ty będąc jak twój tata w przyszłości żołnierzem nie zachowasz czystości. Współczuję twojemu przyszłemu mężowi. Będzie sam musiał dbać o porządek, no chyba, że także będzie żołnierzem."
- Mamo, błagam cię, aż takiego syfu nie zostawiam. Nie jest aż tak źle, prawda?
- Jest aż tak źle. Muszę cię chyba nauczyć wszystkiego co wiem na temat sprzątania. 
- Mamo...
- I tak uczysz się w domu. Nic ci to nie zaszkodzi.
- Mamo...
- Nie zmienię zdania. Jutro zabieramy się do roboty."
I faktycznie, siedziała potem całe godziny przy zamiataniu, prasowaniu,  myciu, praniu, składaniu i jeszcze wielu innych rzeczach. W duchu jednak do dzisiaj dziękowała mamie za tą naukę. Przydała jej się potem w wojsku, przy sprawdzaniu porządków wykonywanych za karę przez rekrutów. Ale się wtedy wyśmienicie bawiła. Nikt nigdy nie lubił gdy to ona przeprowadzał inspekcję, zawsze się czegoś musiała przyczepić.
Uśmiechnęła się do siebie. Lubiła te wspomnienia. Wolała je niż te związane z Buckym, przynajmniej te, które uważała za strasznie dobijające. Wyczerpanie wzięło nad nią górę, więc chwilę później już spała.

Zapomniała jednak o kolejnych odwiedzinach u Peggy i spotkaniu ze Steve'm.

~~~~

Obie o czymś zapomniały, obie były pochłonięte swoimi sprawami. Tak samo pewien agent S.H.I.E.L.D. Wysoki i umięśniony blondyn, z okularami przeciwsłonecznymi na nosie. Mimo iż wrócił dopiero z Sokovii już był w bazie głównej agencji i wysłuchiwał się na temat wybuchu, który spowodować miała rzekomo jego młodsza siostrzyczka. 
- Jakieś dowody, że to ona?
- Nie, ale kto inny mógłby to zrobić?
- No nie wiem, może jej asystent? Jest wiele opcji, a wy przyjmujecie tylko jedną z możliwych. 
- Agencie Barton! Lepiej żebyś nie podważał naszych opinii. 
- W tym momencie wy, podważacie moje zdanie, a co gorsza mój autorytet wzorowego agenta.
Wyszedł trzaskając drzwiami. Musiał znaleźć siostrę i czym prędzej to wyjaśnić. 
- Gdzie mogłaś się podziać Lucy? Gdzie zwykle uciekałaś? Gdzie czułaś się bezpieczna?
Gdy tylko okulary zsunęły mu się z nosa każdy zobaczyłby jego błyszczące oczy. Ta zagadka była zbyt prosta jak na niego. Szybkim krokiem ruszył do swojej tymczasowej kwatery po odpowiedni sprzęt. Nie łuk i strzały, a telefon i coś co jego siostra wręcz uwielbiała. Dwie książki, które znała na pamięć i trzy komiksy o super bohaterach. Same bujdy, ale nie po to trzymał je latami by teraz wyrzucić do kosza wspomnienia. Wspomnienia o szczęśliwej rodzince, która za problem pierwszej wagi uważała cy pojechać do ciotki w Las Vegas czy lepiej zorganizować "uroczyste" barbecue. Pakując do plecaka wybrane przedmioty usłyszał pukanie do drzwi.
- Wejść.
Nie wiedział kto to, ale nie bez powodu wszędzie ma umieszczoną broń. Nawet w tym małym plecaczku. Drzwi do jego pokoju otworzyły się, by pokazać zarys kobiecej sylwetki. Wiedział kto to pomimo tego, że światło oświetlało ją od tyłu i nie było widać twarzy.
- Nie mogłaś mi powiedzieć, że przyjdziesz? Albo zadzwonić? Obojętne mi to.
- Nie przesadzaj Clint, I tak byś mi wiele nie zrobił.
- Założyłbym się o to z tobą, ale mam ważniejsze sprawy na głowie, Natasho.
- Na przykład?
- To nie twój interes.
- Clint...
- Nie. Do zobaczenia, Natasho.
Mężczyzna wyminął kobietę w drzwiach. Nim jednak odszedł, odwrócił się i idąc dalej tyłem, powiedział.
- Nie śledź mnie. Tylko o tyle proszę.
Rudowłosa tylko pokiwała głową. Wiedziała, że gdyby się sprzeciwiła użyłby innych środków przekonywania. Pistoletu lub łuku. Zależy.
- Niech ci będzie.
- Do zobaczenia, jeszcze raz. Na pewno zobaczymy się za jakiś czas.
Gdy zniknął za rogiem i nie było słychać jego kroków, dodała sobie jeszcze pod nosem krótkie zdanie.
- Oby jak najszybciej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz