Kapitan
Pokonasz jednego ,to na jego miejsce wchodzi co najmniej pięciu. Nim zdążyłem zasłonić się tarczą dostałem w brzuch i twarz zarazem. Miałem mroczki przed oczami ,co zlewało się z ciemną masą stworów. Jedynym wyjątkiem było pojawienie się fioletowego światełka ,które zaczęło szybko się rozprzestrzeniać. Na twarzy poczułem czyjąś dłoń. Wkrótce odzyskałem wzrok ,a jakieś poczucie ulgi i ciepła fala energii opłynęła moje ciało przez co przestał mnie boleć brzuch po ciosie. Moim oczom ukazała się dziewczyna i coś mi się wydawało ,że to ta ,którą Clint wołał kilka minut temu.
- Mam nadzieję ,że jesteś w stanie dalej walczyć Kapitanie ,to że ich teraz nie ma, nie znaczy ,że nie mogą pojawić się w tej chwili.
Podczas wstawania na nogi z moich ust wydobył się jęk.
- No no no ,czyżby legendarny i niepokonany Steve Rogers trafił na silniejszego przeciwnika ?
Spojrzałem na nią zdenerwowany ,ale widząc jej obojętność i rozbawienie zrezygnowałem. Usłyszałem świst i poczułem powiew wiatru na twarzy. Wiedziałem już co to oznacza.
- Padnij !!!
Chwyciłem dziewczynę za ramię i pociągnąłem ją w dół ,chyba trochę za mocno. Kolejny szybki świt tuż obok mojej głowy i słyszalny tupot stóp. Jedyna osoba jaką znam i jaka tak szybko biega jest Quicksilver.
- Masz coś do ochrony lub obrony ?
- Zaraz zobaczymy .Mamy jakiś plan ?
- Zrobimy na Tony'ego . Działamy bez planu. Tylko powiedz jak masz na imię ?
- Nie ,może dowiecie się później od Clinta ,ale nie ode mnie.
- To jak mam się z tobą porozumiewać? ''Ej ty ,zrób to i tamto ...''
- Może być .
Westchnąłem . Nie wiem kim ona jest, ale jest uparta i zdecydowana zupełnie jak Tony. Ale porównanie mi się wzięło, czemu akurat do niego ? Nie pytajcie i tak nie odpowiem.
- Dobra na trzy okej?
Kiwnięcie głową i przejście do ryzyka. Nigdy nie wiesz ,z której strony zaatakuje (nadbiegnie) twój przeciwnik. Uspokajam oddech i rozważam wszystkie ewentualne posunięcia. Chyba wszystkie. No to czas.
- Trzy.
Z miejsca podrywamy się na nogi i stajemy do siebie plecami ,ja z tarczą a ona z gołymi rękoma, które powoli zaczynały świecić na fioletowo. To już wiem co to było ,gdy nie widziałem. Świst ,powiew powietrza ,wiadomy atak ze strony wroga.
- Wiesz kto nas atakuje ,prawda ?
- Niestety tak. Po co ci to wiedzieć?
- Ponieważ jestem ciekawa czy jego także uratować.
Zdziwiony odwróciłem głowę do tyłu lecz zaraz ją odwróciłem gotowy przyjąć cios w tarczę.
- Umiesz z powrotem przemienić cień zmarłej osoby w jego normalną żywą postać ?
- Skoro udało mi się z waszym innym przyjacielem to czemu by nie miało udać się i z tym ??
- Komu pomogłaś ?
- Coulson'owi.
Głuch dźwięk uderzenia w tarczę i lekki odrzut w tył od jego siły.
- Atakuje. Skoro potrafisz mu pomóc ,zrobisz to ?
- Jak mi się uda . Musisz go zająć ,wtedy moja kolej.
- Dziękuje , Scarlet będzie ci wdzięczna ,że uratowałaś jej brata.
- Nie kuś dnia przed zachodem słońca Kapitanie ,jeszcze nie uratowałam.
- Tak ,ale wiem że ci się uda.
- A skąd ta pewność ?
- Po prostu wiem. Biegnę ,trzymaj kciuki bo nie odbiegnę za daleko.
Ruszyłem najszybciej jak potrafię przed siebie. Spojrzałem na krótko w tył i zobaczyłem jak dziewczyna wchodzi na drzewo ,a kolejny świst oznaczał że chłopak wcale nie interesuje się nią lecz mną. Ciekawiło mnie kto ich przysłał. Biegłem dopóki nie została podstawiona mi noga kolegi do wywrotki. Wyłożony na ziemi na plecach z tarczą nad twarzą czekałem na atak ,który nie nadchodził . Wyjrzałem zza tarczy i patrzyłem teraz na cień Pietro z uniesioną ręką do zadania ciosu. Za jego plecami widziałem jak moja towarzyszka broni skrada się od tyłu ze świecącymi dłońmi. Ani ja ani cień nie słyszeliśmy nic co mogłoby go uprzedzić o naszych zamiarach. Pomysłowe. Wystawiła dłonie i dotknęła cienistego ciała. Natomiast ja niewiele myślący (to chyba instynkt) zerwałem się z miejsca i przytrzymałem Pietro za ręce. Zaczął się trząść więc puściłem jego dłonie i odsunąłem się kawałek do tyłu. Cienista powłoka odchodziła najpierw od stóp po głowę. W jego torsie widać było wszystkie rany, które przyjął by obronić Clinta i dziecko ,któremu pomagał. Quicksilver zachwiał się do przodu ,miałem więc okazje by go złapać i położyć spokojnie na ziemi. Dziewczyna przyłożyła dłonie do jego torsu i moim zdanie zaczęła go uzdrawiać. Wstała po kilku minutach.
- Aż tak ciężki stan ,że tak długo go uzdrawiałaś ?
- A jak myślisz ? To nie takie łatwe Kapitanie. Teraz musisz mi pomóc go zanieść do Avenjet'a i przy okazji mnie osłaniać.
- Osłaniać ciebie ? A czemuż to ?
- Jestem osłabiona i w tym stanie nie nadaje się do walki ,więc przepraszam bardzo, że uratowałam waszego przyjaciela od ponownej śmierci.
- Przepraszam. Dobrze i tak roboty nie będzie.
- Czemu ?
- Wszystkie potwory czają się na tamtych ,więc póki co mamy spokój.
- Nie zapominaj ,że w każdej chwili może stać się ich celem, bo to że są zajęci resztą to nie znaczy, że ty także nie jesteś z nimi.
- Damy radę ,bierz go za prawą rękę a ja wezmę za lewą. Trzymasz mocno ? Tak, no to idziemy. Po drodze do jeta żaden z potworów cienia nas nie nękał. Łatwo poszło, nawet za łatwo. Może to pułapka ? Nauczyłem się że lepiej patrzeć na ten groźniejszy scenariusz ,a miły zawsze
cię (miło) zaskoczy. Lepiej żeby mieć się na baczności. Wchodzimy do pomieszczenia przed panelem sterowniczym i kładziemy na jednym z trzech metalowych stołów dla rannych. Na jednym leży Phil , drugi będzie zajmował Pietro i trzeci będzie pusty dopóki ktoś jeszcze nie zostanie ranny. Szybkie kroki na schodkach przykuły moją uwagę. Puściłem rękę Quicksilver'a i pobiegłem do drzwi. Tylko Natasha i Clint.
- Co z wami ,czemu nie walczycie ?
- Możemy równie dobrze zapytać o to ciebie Steve.
- Pomagam jej przenieść Pietra.
Wdowa zajrzała do środka ,zaraz potem pociągnęła Hawkeye'a za sobą do środka .
- Au moja ręka. Wiesz Nat jeszcze nie chce się jej pozbywać.
- Nie chcesz z nią pogadać ?
- Jest tu? Gdzie? Czekaj ,słyszę te przekleństwa.
Wracam szybko do stolika i pomagam dziewczynie go porządnie położyć.
- Dziękuje ,że łaskawie mi pomogłeś po tym jak mnie z tym problemem zostawiłeś.
- Ej mam wymówkę. Sprawdzałem kto idzie. Co byś zrobiła gdyby były t cienie ?
- Zostawiła to tobie bo ja nie jestem na siłach.
- No właśnie.
Obok mnie stanęli Natasha z Hawkeye'm. Moim zdaniem byli rozbawieni całą tą sytuacją i moją kłótnią z młodszą dziewczyną.
- Kapitanie nie robisz się coraz młodszy tylko coraz starszy. Taka kłótnia nie odejmie ci latek.
Spojrzałem na kobietę z lekkim ogniem złości ,który najprawdopodobniej zniknął gdy usłyszałem śmiech ich obu i Clinta.
- Dzięki Nat ,ale z tobą jest podobnie.
Głuche uderzenia w dach jeta i kolejne kłopoty. Wybiegamy wszyscy z samolotu i patrzymy do góry. Cieniste gryfy ,zwykłe orły i jeszcze ich większe formy, które jakimś cudem strzelają ogniem z dziobów. Trzy strzały zza naszych głów sugeruje by się odwrócić. Jest tam Stark.
- Gratuluje Tony jak zawsze świetne wejście!
- No wiesz Wdowo chyba tylko ja tak potrafię.
- I chyba po raz pierwszy trafiłeś wszystkie trzy na raz.
Mężczyzna spojrzał na nią wilkiem. Chyba nie był dzisiaj w dobrym humorze po tym jak atakowały nas te wszystkie potwory. Podczas gdy nadlatywały kolejne potwory cienia ,a Stark strzelał by nie uszkodziły naszego transportu, my ruszyliśmy szukać Thora i Hulka. Jeden wylegiwał się na ziemi stękając z bólu gdy chciał się podnieść do pionu, a drugi walczył z małą grupką cieni. Jego gniew osiągnął chyba maksimum bo zaczynał lekko rosnąć i świecić. Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu. Gdy ostatni cień poległ i żaden już się nie pojawił, Hulk odwrócił się do nas i z gniewem zaczął na nas biec. Nim się zorientowaliśmy zostało tylko kilka sekund na znalezienie kryjówki. Natasha i Clint już siedzieli na drzewie tak samo jak i nowa. Tylko ja zostałem na dole. Zacząłem się szybko wspinać. Na swoim karku poczułem gorący oddech. Wiedziałem co to oznacza. Puściłem trzymaną gałąź i ruszyłem znowu biegiem ,a za mną o czym świadczyła trzęsąca się ziemia. Kątem oka widziałem jak nowa biegnie w moim kierunku. Nie wiedziałem po co ,ale chyba miałem się niedługo dowiedzieć. Wpadła między mnie a Hulka i wyciągnęła przed siebie świecącą rękę.
- Mówiłaś ,że jesteś osłabiona !
- Wiem co mówiłam jasne ?! Chcesz zginąć z rąk przyjaciela którego coś opanowało?
Zmarszczyłem brwi i zastanowiłem się nad jej słowami. Coś go opanowało ? Cień? A może coś innego ?
- Ale co go niby opanowało?
- Jeśli mam racje to przywódca cieni albo jakiś ważniejszy z jego poddanych.
Hulk rzucił się na nią ,a ona cała zabłyszczała ze złości, którą widziałem w jej oczach nim zwróciła oczy w jego stronę. Fioletowa poświata rozlała się po całej polanie. Banner po wrzaskach w stronę dziewczyny zmienił swoją postać na ludzką , i opadając na chwilę na kolana ,wstał zaraz na nogi. Dziewczyna opadła na ziemie i nie ruszała się. Wdowa ,Clint i ja szybko do niej podbiegliśmy. Zemdlała. Wziąłem ją na ręce ,a Wdowa i Clint pomagali Bruce'owi dojść do jeta .
SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!!!!!!!
Dwie włoskie wersje życzeń:
BUON ANNO !!!!
BUON CAPODANNO !!!!!!! Wszystkiego najlepszego w nowym roku akurat skończyłam rozdział, chyba to było przeznaczenie tego rozdziału. Mam nadzieję że świetnie się bawicie pozdrowienia ;) :* do zobaczenia następnym razem :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz