Music

niedziela, 29 stycznia 2017

Coś innego cz.2

Hejeczka! To znowu ja! Bo chyba mnie pamiętacie? Nie? Szkoda, czyli wychodzi na to, że mnie nie polubiliście. No to pozwolicie mi na ponowne przedstawienie się. Jestem Isabel, mam starszego brata Felipe. Jeśli jednak mnie choć troszkę zapamiętaliście, to wiecie, że razem z Felipe mieszkamy w rodzinie zastępczej. Od niedawna w naszej paczce jest nowy kumpel, Nataniel, syn dyrektorki szkoły, do której obecnie uczęszczamy. Kolejne kilka miesięcy, dało mi wiele do pokazania. Mowa oczywiście o występach ulicznych z bratem i jego dziewczyną, a moją najlepszą przyjaciółką (lub w skrócie moją BFF) Stephanie. Po przedstawieniu, większość opryszków i cała hierarchia szkolna zostawiła nas w spokoju oraz tak troszkę podziwiała. Zdziwienie dopadło mnie dopiero wtedy, gdy okazało się, że jednak jedna osoba przyjęła sobie do serca uprzykrzanie mi życia. Poznaliście ją w poprzedniej mojej historii. Pewno nie ciekawej. Jak każda inna opowiadana przeze mnie. No, ale wracając do mojego wywodu... Tą osobą była Evana Ramiz. Najgorsza rudowłosa dziewczyna jaką poznałam.
Wchodziłam do budynku szkoły, gdy nagle, ktoś pchnął mnie z siłą godną pozazdroszczenia. Leżąc na ziemi usłyszałam śmiech. Zaciskając pięści, zaczęłam szukać wzrokiem swojej torby. Leżała kilka metrów dalej, jednak chwilę późnej znalazła się w jeszcze większej odległości, poprzez kopnięcie. Zaczęłam powoli tracić cierpliwość. Nim się podniosłam, ktoś mi pomógł chwytając za ręce i stawiając na równe nogi. Spojrzałam na swojego wybawcę. No jasne. Mogłam się spodziewać, że jest nim nie kto inny jak Nataniel. Zawsze pojawia się wtedy, gdy jest potrzebny. Taki mój rycerz. Poszedł po moją torbę podczas, gdy ja stałam jak słup i patrzyłam jak głupia. No, ale co się dziwić skoro jestem, jaka jestem. Chłopak chwycił moją własność i z wrogimi spojrzeniami, rzucanymi na korytarz, w którym zniknęło rude babsko, podszedł do mnie wręczając ją. Kiwnęłam głową dziękując.
- Co masz pierwsze?
- Historię sztuki. Czyli same nudy. Będzie można pospać. A ty?
- Matma. Zawsze trzeba być uważnym ,inaczej Rosatti wpisze ci uwagę. 
- Czyli w skrócie, ty nie możesz spać, Sedillo. Masz pecha do takich sytuacji, nieprawdaż?
- Och oczywiście, że tak, Marro. Nie znasz mnie chyba od dziś, by samemu tego nie stwierdzić. 
Uśmiechnął się. Naprawdę pasował mu, stawał się dzięki temu jeszcze przystojniejszy. Nie to, że mi się podobał. Chodziło mi raczej o to, że wszystkie dziewczyny dookoła leciały tylko na niego. Nie tylko dlatego iż był niczym młody bóg, ale także majętny. Wiecie, ponoć dziewczyny i kobiety lecą tylko i wyłącznie na kasę. Na szczęście znajdą się nieliczne wyjątki np. Stephanie lub ja. Tak jestem taka skromna, no ale czemu mam kłamać skoro to prawda?
- Chodź Marro, tym razem ja pobawię się w gentelmana i odprowadzę Cię do klasy, która jest akurat, tak niespodziewanie po drodze do mojej.
Zaczął się śmiać. Było to coś innego niż każdy słyszy u znajomych. Ten był równie szczery co zawsze i równie melodyjny. Po barwie jego śmiechu można był się domyślić, że jest on artystą muzykiem. Ruszyliśmy przed siebie. Nie spotkaliśmy nikogo kto mnie lub Nataniela nie lubi więc, mieliśmy spokój.  Pożegnaliśmy się przy drzwiach do klasy historycznej. Uwielbiam historię, ale na pewno nie sztuki, ta jest prowadzona z nudą za rękę.  Ale historia prowadzona przez panią Holmes jest o wiele ciekawsza. Nie tylko dzięki nazwisku, które jest takie samo jak u Sherlocka, ale i przez styl jej pracy. Życzyłam powodzenia Natanielowi i sama,ruszyłam dalej,do klasy matematyki. Niestety szkoła artystyczna to nie tylko sam taniec, ale i również inne nudne,lub wymagające dużej pracy przedmioty. Na szczęście z matmą nie jest tak źle jest dość prosta, a przynajmniej, była by gdyby nie nauczycielka. Tak zamierzam się skarżyć na nauczycieli pracujących w tej placówce. Niektórzy są mili i prowadzą ciekawą lekcję z humorem lub pokazami by uczeń lepiej zrozumiał dany temat i go zapamiętał, ale taka pani Schott nie jest taka miła i nie wytłumaczy ci zadania, które powinieneś umieć już w gimnazjum i pamiętać do liceum. Nic nie możesz zapomnieć inaczej narażasz się na ocenę niedostateczną i za pracę na lekcji i na koniec roku. Macie takich nauczycieli u siebie? No, ale wracając... Weszłam do klasy dwie minut przed dzwonkiem, a na swoje szczęście nauczycielki nie było. Usiadłam obok Lindsey, tej szarej myszki w klasie. Spojrzałam na nią spodziewając się obojętnej i odosobnionej dziewczyny, jednak zobaczyłam ciekawską naturę tej tajemniczej dziewczyny.
- Coś ty zrobiła Evanie, że taka zła na cały świat?
Zrobiłam zdziwione oczka, ale nawet to nie odwróciło uwagi od wielkiego uśmiechu pojawiającego się na mojej twarzy.
-  Zapraszam panią Sedillo do odpowiedzi, mam nadzieję, że dobrze zrozumiałam przekaz, iż nauczyła się pani i jest z tego powodu taka szczęśliwa.
Odwróciłam głowę w stronę nauczycielki. KIEDY ZADZWONIŁ DZWONEK?! KIEDY ONA WESZŁA DO KLASY?! Wstałam i podeszłam do biurka kobiety. Podała mi kredę, więc zaraz stałam przy tablicy, rozwiązując skomplikowane działania matematyczne. Coś mi tam nawet wyszło. Szkoda ,że było źle. Gdy nauczycielka odprawiła mnie z dwóją w dzienniku, przetrzymałam te kolejne półgodziny lekcji i zaraz po dzwonku wyleciałam jak strzała w stronę szafek. Otworzyłam drzwiczki i wrzuciłam tam torbę. Byłam wściekła, wściekła na tą cholerną, wstrętną i nieludzką kobietę.
- Co ci?
Zamknęłam szafkę z takim rozmachem, że o mało nie strzeliłam ręką mojego rozmówcy.
- Pani Schott?
- TAK!
Śmiechy z mojej drugiej strony. Dwóch chłopaków.
- Z czego tak się śmiejecie głąby? Wy też dostaniecie dzisiaj po dwói.
- My się uczymy siostrzyczko.
- Z matmy?! Po co uczyć się z matmy?
- By obliczyć swoją średnią na koniec? U ciebie wyjdzie na pewno równa dwója.
- Dzięki za wiarę we mnie.


Dzień minął równie szczęśliwie co pierwsza lekcja. Jedyne lekcje, z których nie zgarnęłam dwój to lekcja tańca, historia sztuki, zwykłą historia i śpiew. Liczycie jeszcze lekcje gry na instrumencie?
To z tego też dwói nie zgarnęłam. Wróciłam do domu i od razu rzuciłam się na łóżko. Chciałam tak zostać resztę dnia, ale nawet to nie może trwać dla mnie wiecznie. Brat zaraz po powrocie zaciągnął mnie do Steph. Mieliśmy przećwiczyć nowy układ taneczny przez nią przygotowany. Wypociliśmy się równo, ale z takim choreografem jakim jest Stephanie, warto było się tego podjąć. Niedługo występy karnawałowe, więc trzeba pokazać dyrektorce i ciału pedagogicznemu swoje postępy w rozwijanych zdolnościach. Wybraliśmy najlepszą i najbardziej znaną piosenkę, wykonawcy Michaela Jacksona, którą jest "Thriller". Lubię tą piosenkę więc nie dało się mnie odwieść od jej wyboru. Szkoda, że to nie Halloween. Ale damy sobie radę bez tego. Zaraz za "Thrillerem" jest "Smooth criminal", czyli można powiedzieć, że robimy krótki maraton z Michaelem, królem popu.

https://youtu.be/sOnqjkJTMaA?t=4m43s

https://youtu.be/h_D3VFfhvs4?t=1m6s


Ćwiczyliśmy jakieś trzy tygodnie, bo tyle czasu zostało do występów. Jestem bardzo zdenerwowana. Ale nie tylko mi się to udzieliło. Felipe pocieszał Stephanie na każdym jej postawionym kroku. Nadszedł czas na nas. Wszystko minęło tak szybko, że zastanawiałam się jakim cudem.

https://youtu.be/cfO_aVS1VAQ?t=57s

https://youtu.be/ntAkUJCjYMk?t=34s

https://youtu.be/LaFvRWUnsgQ

Gromkie brawa pożegnały nas gdy schodziliśmy ze sceny. Po jakiś pięciu minutach pozbywania się charakteryzacji, dołączył do nas Nataniel razem z mamą.
- Byliście świetni! Następnym razem powiadomcie mnie, że wybieracie Jacksona.
- Kolejny psycho-fan?
Spojrzałam na Stephanie spod łba.
- Wypraszam sobie. Po prostu fanka. To wystarczy.
Usłyszeliśmy śmiech z miejsca gdzie stała dyrektorka. Spojrzałam zdziwiona na Nataniela.
- Moja matka wie bardzo dużo, nawet za dużo. Tak jestem fanem Michaela, i następnym razem polecam też "Beat it" .
- MÓWIŁAM?! MÓWIŁAM!
- Chodźcie moi artyści. Idziemy coś zjeść. Przyda wam się. Dada energii, a dziewczynom przy okazji kilogramów. Wyglądacie jak zombie.
Ze śmiechem ruszyliśmy w stronę jednej z najlepszych piekarni. Koniec na jeden dzień wrażeń oby kolejne przyniosły coś podobnego.



________________________________________

Tydzień i jeden dzień. Dokładnie tyle się spóźniłam. Bardzo przepraszam. Nadrabiam, a przynajmniej się staram. Do napisania. 

sobota, 7 stycznia 2017

HP4

Przegrana w meczu dała się we znaki. Tak samo jak gniew Snape'a na Harry'ego i późniejsza przegrana Hagrida w sprawie Hardodzioba. Razem z bliźniakami często odwiedzaliśmy go by pocieszać jednak przez większość czasu był nieobecny i nic do niego nie trafiało. Odchodziliśmy więc w gorszych nastrojach niż byliśmy wcześniej. W dzień egzekucji widzieliśmy jak Harry ,Ron i Hermiona idą do chatki gajowego. Mieliśmy taki sam plan jednak zrezygnowaliśmy z tego. Odnalazłam chłopaków na korytarzu podparłam się na ich ramionach i spojrzałam to na jednego to na drugiego.
- Też tam idziemy?
- Tak.
Pokiwałam głową. Ruszyliśmy szybkim krokiem w tym samym kierunku co nasi przyjaciele. Zatrzymaliśmy się w sporej odległości od celu jednak i to nie przeszkodziło nam usłyszeć cięcia kosy i jęku Hagrida.  Wiecie co? Czasami myślę ,że gdyby nie ja wszystko potoczyłoby się inaczej.
- Wybaczcie chłopaki nie wytrzymam.
Kątem oka zauważyłam ,że i oni nie mają aż tyle do  cierpliwości. Biegiem ruszyłam do szkoły nawet nie wiedząc kiedy znalazłam się przed drzwiami gabinetu Remusa. Zapukałam. Nawet w takich okolicznościach należy zachować jakikolwiek przejaw kultury. Gdy usłyszałam zaproszenie , wyrywałam drzwi z zawiasów ,na drewnie widać było ślady pazurów . Spojrzałam przepraszająco na swojego opiekuna.
- Reparo.
Drzwi od razu wskoczyły na swoje miejsce ,nawet nie draśnięte. Spojrzałam na swoje ręce.
- Już nie tylko oczy się rozszerzają Remusie. Co zrobimy jeśli...
- Nic się nie stanie. Wierzę w ciebie.
Usiadłam na stoliku. Byłam zła i rozczarowana. Rozczarowana tylko czym? Ah no tak już wiem. Nie mogę utrzymać swojego zwierzęcia w ukryciu. Przez cały rok zdarzyła się tylko wpadka z oczami. A teraz jeszcze moje pazurki wydłużyły się. Siedziałam już dobry kawałek czasu podczas, którego Remus co chwila zerkał na mapę.
- Przestań ,tak patrzeć. Nie porwiesz jej przecież. Za bardzo się namęczyliście przy niej.
- Może masz racje ,ale martwię się.
- A masz czym?
- Nie wiem.
Nasza bezsensowna wymiana zdań mogła trwać jeszcze długo ,gdyby nie to ,że na mapie pojawiło się kilka nazwisk. Klepnęłam Remusa w ramię i wskazałam na wydarzenie.
- Idziemy.
Sprawdziłam kieszenie by upewnić się ,że mam różdżkę. Kiwnęłam głową i biegiem ruszyliśmy w kierunku Bijącej Wierzby. Miałam nadzieję ,że zdążymy. Na miejscu spojrzałam na Remusa.
- Masz pomysł jak tam wejść?
- Oczywiście. To było moje miejsce przemian. Poszukaj jakiejś gałęzi.
Ruszyłam w swoją stronę w stosunkowo bezpiecznej odległości od drzewa. W krzakach znalazłam mnóstwo gałązek. Oczywiście większych także nie zabrakło. Chwyciłam dwa najdłuższe jakie znalazłam i ruszyłam z powrotem do Remusa.
- Mam!
Mężczyzna odwrócił się do mnie i pokiwał głową. Chwycił gałąź i dotknął mchu na boku drzewa. Bijąca wierzba momentalnie zamarła w miejscu. Mężczyzna chwycił mnie za ramię i popędził do przodu. Wyciągnęliśmy ponownie różdżki i powoli niczym złodzieje zaczęliśmy się skradać na górę.
- TU JESTEŚMY! - krzyk Hermiony rozniósł się pewnie w całym domu,- NA GÓRZE... SYRIUSZ BLACK... SZYBKO!!!
Zerwaliśmy się momentalnie do biegu. Dudnienie na schodach, które lekko wyginały się od naszych ciężkich kroków, słuchać było z pewnością w pokoju, niedaleko drewnianej barierki przeżartej przez korniki. Że też schody z tej starości się nie załamały. Wpadliśmy do pokoju, szybko się rozejrzeliśmy ilustrując pomieszczenie, wzdłuż i wszerz. Rona z zakrwawioną nogawką, Harry'ego i Hermionę z nadzieją pomocy z Blackiem. Niestety musiałam ich zawieść.
- Expelliarmus!!
Razem z Remusem chwyciliśmy różdżki odebrane od funkcjonujących sprawnie uczniów Gryffindoru. Lupin podszedł do chuderlawego mężczyzny.
- Gdzie on jest, Syriuszu?
Mężczyzna wskazał na Ronalada.
- Ale dlaczego się dotąd nie ujawnił? Chyba że... chyba że to on był tym.. chyba że zmieniliście się.. nic mi nie mówiąc.
- Panie profesorze co tu się...
Remus kiwnął mi głową. Opuściliśmy różdżki. On podszedł do Blacka, a ja stałam tak przypatrując się przyjaciołom.
- TO NIEMOŻLIWE!
Spojrzałam się na Hermionę ze dziwieniem.
- Wy dwoje!
- Hermiono...
- Wy i on...
- Uspokój się Hermiono... błagam nie rób niczego głupiego...
- Nikomu nie powiedziałam ukrywałam to ze względu na wasze bezpieczeństwo...
- Wszystko wyjaśnimy...
Harry zaczął cały dygotać ze złości.
- Zaufałem wam! A wy cały czas się z nim przyjaźniliście!
- To nie tak!
- Nie przyjaźniłem się z Blackiem od dwunastu lat, a teraz... pozwól nam wyjaśnić..
- NIE HARRY!! Nie ufaj im... to oni mu we wszystkim pomagali, chcą twojej śmierci! To.. WILKOŁAKI!
Zapanowała cisza. Przysunęłam się do Remusa, dalej jednak patrząc na dziewczynę. Lekko zbledliśmy. No ale nie zawsze ludzie dowiadują się kim jesteśmy.
- Możesz się wstydzić Hermiono. Na pewno nie są prawdziwe pomoc dla Syriusza i pragnienie śmierci Harry'ego. Nie przeczę, jednak że nie jestem wilkołakiem.
Tyle się stało w tak krótkim czasie. Ron nie chce znać wilkołaków, Hermiona dzięki Snape'owi i jego referatowi, odkryła prawdę i na dodatek według nich Dumbledore oszalał wpuszczając nas na tereny Hogwartu. Kolejne oszczerstwo i naprawdę wściekły Harry. Remus spojrzał na mnie. Odrzuciłam różdżkę Hermionie, a po chwili druga poleciała ku Harry'emu. Sami swoje schowaliśmy.
- Wysłuchacie nas teraz?
- Skoro mu nie pomagałeś to skąd wiedziałeś, że jest tutaj?
- Mapa. Mapa Huncwotów. Przyjrzałem... przyjrzeliśmy jej się w gabinecie i...
- Wiecie jak ona działa?
Ah ta podejrzliwość w jego głosie... zawsze pokaże ci, że  nie ma za grosz zaufania, które miał wcześniej.
- Oczywiście. Pomagał ją rysować.
- To ja jestem Lunatyk. Tak nazywali mnie w szkole moi przyjaciele.



----------------------------------------

https://www.wattpad.com/story/72360583/parts


Reszta na Wattpadzie, na którego zapraszam. Zrobiłam sobie taki jakby mały grafik, co tydzień dodaję opowiadanie na jednego z moich blogów. Jeśli mi się uda w następnym tygodniu pojawi się kolejne na tym. A póki co do zobaczenia :)