Music

środa, 29 czerwca 2016

takie krótkie info


http://samequizy.pl/jako-corka-hadesa/



zrobiłam opowiadanie na samych quizach o córce Hadesa
jeśli ktoś byłby chętny zapraszam
i jeśli mogę prosić proszę także o pomoc


http://samequizy.pl/pytania-co-do-jako-corka-hadesa/


dziękuje za uwagę :)

Rozdział 11

Po prawie całonocnej zabawie wszyscy udali się do łóżek. No oczywiście prócz mnie. Nie mogłem zasnąć ,nie dziś. Czułem ,że coś złego się wydarzy. Zresztą ... zawsze przeczuwam najgorsze. Usiadłem na jednej ze skał niedaleko plaży. Chyba nikt mnie nie zauważy ,prędzej niż ja jego. Siedziałem tak już dobre kilkanaście minut ,gdy nagle ,ktoś wyszedł zza pobliskiego drzewa. Nie rozpoznałem osoby po sylwetce ,lecz dopiero po głosie.
- Długo tu już siedzisz?
- Kilka minut. A ty? Zawsze jesteś taka niezauważalna czy tylko poza sceną Rose?
Usiadła obok mnie i spojrzała na niebo.
- Nie jestem zadufaną w sobie gwiazdeczką. Niedługo się o tym przekonasz synu Hadesa. 
- Tak uważasz? Widziałem jak potraktowałaś tego chłopaka po swoim występie. Nie byłaś jak inne dziewczyny na prawdę ...
Dziewczyna tylko zaśmiała się cicho. Wiedziałem ,że nie jest szczery. Wiedziałem ,że czegoś nie poznałem ,a już wygłaszam swoje zdanie. Nie moja wina ,że poznałem już tak wiele osób ,które uznają się za lepszych od innych. 
- Uważasz ,że nie należało się mu? A gdybyś go poznał? A gdybyś słyszał mówił do mojej rodziny?
Spojrzałem na jej twarz. Ledwo co była widoczna w ciemnościach ,lecz księżyc świecił na tyle mocno ,że dojrzałem jej wyraz. Nie było na niej ani cienia uśmiechu.
- Ten jakże niewinny chłopak opowiadał ładne historie śmierci herosów. Wiesz powiem ci ,że czuć od niego potwora na kilometr. Nie takiego z którym utożsamia się człowieka ,lecz takiego jakie spotyka się będąc herosem. Powinieneś zrozumieć.
Dalej patrzyłem na nią tyle że z dziwnym poczuciem zmieszania. Wiedziałem ,że nie kłamałaby co do tematu swojej rodziny ,a bardzo ją kocha.
- Przepraszam ,nie powinienem wygłaszać takich zarzutów ,nie znając przyczyn.
Tym razem jej śmiech był szczery. Po chwili siedziała cicho i teraz to ona przyglądała mi się z ciekawością.
- Co cię tak interesuje?
- Nigdy nie widziałam dziecka Hadesa ,które przeprasza. Szok.
- A widziałaś jakieś dziecko Hadesa?
- Jedno ,ale niestety nie przeżyło do dzisiaj. Musiałam patrzeć jak umiera próbując nas ocalić. Kilka herosów już próbowało tak jak wy ,żaden nie przeżył. I wy też jeśli nie zrezygnujecie ,a tego bym nie chciała ,tak samo jak reszta mojej rodziny. Lepiej ,żebyście nas zostawili i wrócili bezpiecznie do obozu.
- Wybacz ,ale nie ruszymy się bez was. My tak łatwo nie odpuszczamy.
- I tu mamy problem. Czasami warto odpuścić. Do zobaczenia rano Nico. Tobie proponuje troszkę snu. Każdemu się przydaje te kilka godzin.
Ruszyła w stronę fioletowo-czarnego namiotu. Gdy tyko zniknęła ,sam również udałem się do swojego czarnego namiotu. Położyłem się i momentalnie zasnąłem. Ten dzień był nawet interesujący.



(nie przedłużając tego jednego dnia) Miesiąc później...

Koniec końców nastąpił koniec roku szkolnego. Stwierdzam więc ,że szkoła nie jest moim ulubionym miejscem. Rozdanie świadectw ,wielka uroczystość dla większości uczniów. Ale przecież widzą się znowu za rok więc po co tak przeżywać? Na moje szczęście ja się tu więcej nie pojawię. Wśród tłumu wyszukałem Lynn. Szturchnąłem ją w ramię.
- Hej Nico. I jak zdałeś?
Pokazałem jej kartkę z ocenami. Dziewczyna pokiwała z uznaniem. No tak w miesiąc ja i moi przyjaciele zdobyliśmy tyle ocen ile oni nabywali przez cały rok.
- Rose powiedziała nam o waszej rozmowie wtedy nad jeziorem. Nie powinniście tak ryzykować ze względu na nas.
- Mówisz jak twoja kuzynka. Nie zrezygnujemy. Mamy w swojej drużynie córkę Hekate.
- Myślisz ,że zamaskuje ona nasz odór? Nie wydaje mi się?
- Odór? Wypraszam sobie ,ja pachnę żywym trupem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Dobra pogadam z resztą. Tylko zostaje pewien problem. Jak przedostaliście się przez wodę?
Uśmiechnąłem się przebiegle.
- Czarna magia.
- Przestań ,pytam serio.
- Cieniem na razie nie mogę się przemieszczać więc transport załatwił Percy. Kawałek na hipokampach ,a dalej statkiem.
- Nie no to całkiem normalne. No prawie. I jak macie zamiar wrócić? Tak samo?
Wzruszyłem ramionami. Sam nie wiedziałem jak to robimy. Tylu herosów będzie przyciągać potwory na o wiele większą skalę. Trzeba ustalić jak najszybciej jakiś plan. Zacząłem rozglądać się za Annabeth i Percy'm. Czemu ja cały czas muszę ich wypatrywać? Jakby nie mogli być gdzieś na wyciągnięcie ręki. Trzymać się blisko reszty. Niestety to tylko moje marzenia. Ann nie przepuści żadnej okazji na zwiedzenie całego Rzymu wzdłuż i wszerz.
- Idziesz ze mną?
- Hm?
- Pytałam czy idziesz ze mną?
- Pewnie.
Ruszyłem za nią. Patrząc na nią i jej rodzinę byłem zdziwiony jak można mieć aż tak wielką cierpliwość do wszystkiego dookoła. Niedaleko zauważyłem Marco i Toma. Rozmawiali o czymś żywo dopóki nie spojrzeli na mnie i Lynn.
- Cześć chłopaki. Jak tam oceny?
- Mam jedną czwórkę ,a ten cwaniak nie ma ani jednej. Reszta to piątki i szóstki.
Tom spojrzał na kuzyna z lekkim poirytowaniem.
- Daj spokój to tylko jedna ocena. W zeszłym roku ja miałem z tego przedmiotu czwórkę i żyłem.
Usłyszałem śmiech. Zwróciłem wzrok w tamtą stronę. Stała tam Rose wraz z Sally.
- Tak. Żyłeś tylko dlatego ,że mieliśmy inne sprawy na głowie ,o wiele ważniejsze niż mniejsza ocena.
- Siedź cicho geniuszu. Pochwal się swoimi ocenami jak taka mądra.
- A proszę bardzo. Dwie piątki reszta to szóstki ,nie wiem jak wy ale ja się przykładam.
Uniosłem brwi ze zdziwienia. Jak można mieć takie oceny? Zakładałem ,że Annabeth ma podobne ,no ale w końcu jest ona córką Ateny.
- Ahhh!!! Nie wierzę!!
- Tom nie przejmuj się.
- Ej słuchajcie chciałam porozmawiać w związku z tą.. no wiecie... wyprawą.
Rose spojrzała na nas jakby próbowała się dowiedzieć czyj to pomysł i jakby na złość od razu wiedziała ,że to ja. Nie wierzę! Czemu zawsze ja! Gdyby był tu Percy czy chociażby Ann lub inni to i tak byłoby na mnie! Beznadziejny żywot dziecka Hadesa! No ale przecież tym razem to mój pomysł więc trzeba było przez to przebrnąć cało i zdrowo.
- Chcecie o tym rozmawiać to beze mnie.
Ruszyła już w przed siebie jak najdalej od nas. Nim zdążyłem się otrząsnąć Marco chwycił ją za rękę i przyciągnął z powrotem.
- Błagam cię Ros. Nie wariuj. Wysłuchać możemy. Nad odpowiedzią się zastanowimy.
- Braciszku nie pamiętasz ile było prób? Przypomnieć ci? Co najmniej sześć ich było.
- Daj spokój. Idziemy w inne miejsce porozmawiać. Tu za dużo podsłuchiwaczy.
Udaliśmy się do szkoły. Znaleźliśmy wolną klasę i zajęliśmy miejsca. Każdy usiadł na ławce czekając na dokładny opis planu naszej podróży. Nie był długi. Nawet nie wiem czy w ogóle go mieliśmy. Trudno. W tej chwili Annabeth by się mi najbardziej przydała. No wiecie ja nie mam szczęścia ,ale to co stało się chwilę potem przerosło moje najszczersze oczekiwania. Do klasy wpadła cała piątka moich towarzyszy. Z uśmiechami na twarzy zajęli miejsca.
- Nie poczekaliście na nas. Więc jak idziecie z nami?
Rodzina Loud spojrzała po sobie. W końcu odezwał się Tom.
- Najpierw wolelibyśmy wysłuchać planu naszej "wycieczki'. Później mieliśmy przedyskutować i zastanowić się nad odpowiedzią.
Annabeth okiwała głową. Zaczęła więc swoją przemowę. Czyli jednak mieliśmy plan! Cieszmy się i dziękujmy dzieciom Ateny za łeb na karku i zawsze trzymany plan na przyszłość. Po raz kolejny rodzina spojrzała po sobie jakby ustalając odpowiedź. Wszyscy gromili wzrokiem Rose. Wszystko zależało od niej. Po chwili słychać było westchnienie.
- Dobra! Mam nadzieję ,że wiecie co robicie i tyle.
- Spokojnie. Podzielimy się na grupy trzy osobowe. Zostaną tylko dwie osoby które mają do wyboru ruszyć sami za nami lub przyłączą się do dwóch innych grup. Więc dobra ,dziś się połączymy i jutro z samego rana będziemy ruszać. Czy wszystkim pasuje?
Wszyscy pokiwali głowami. Ann wyciągnęła kartkę na której zapisała imiona wszystkich uczestników.
- Musimy ustalić ,że w grupce będzie co najmniej jedna osoba która zna drogę do obozu. No dobra. Najpierw idzie Lynn. Kto będzie jej towarzyszył?
NO tak pytanie kierowane do wszystkich. Błagam was!
- Ja i zabrałbym jeszcze Lacy.
Spojrzałem na dziewczynę ,która zrobiła wielkie oczy. No tak ,przecież jej nie ostrzegłem. Trudno. Annabeth pokiwała głową i spisała na kartce.
- Okej proszę dalej. Następny jest  Jake. Proponuje byś wziął Sally i Marco.
Podniosła wzrok ,którym jeździła od wybranych osób. Żadne z nich nie protestowało. Ponownie przeniosła wzrok na kartkę i zanotowała. Została już tylko piątka.
- Percy. Pójdziesz z Tomem i Lou?
Chłopak spojrzał na nią niechętnie jednak pokiwał zwolna głową.
- No więc jeśli ci to nie przeszkadza Rose pójdziesz ze mną.
Przyjrzałem się reakcji dziewczyny. Nie wyglądała jakby była urażona czy coś w tym rodzaju. wręcz przeciwnie ,jej ten pomysł się chyba podobał.
- No to mamy składy. Więc teraz coś na wypadek gdyby pojawiły się trudności na drodze.
Po półgodzinie wymyślania planu awaryjnego postanowiliśmy przejść się po mieście. Rzym jest naprawdę cudowny. No może nie licząc tych wszystkich turystów dookoła. Od czasu do czasu traciłem z oczu swoich towarzyszy ,by po chwili ponownie wypatrzyć ich w tłumie. W mieście spędziliśmy dobre dwie godziny.
- Do jutra mamy czas by opuścić szkołę i internat. Więc do jutra. Wyśpijcie się porządnie. Czeka nsa długa droga.
Uśmiechnąłem się w duchu. Widać ,że niektórzy chcą wrócić do "domu".




---------------------------
po długiej przerwie wstawiam
jest długi w miarę więc powinien wystarczyć
a teraz zabieram się za Avengersów
do zobaczenia za tydzień lub jak wena dopisze szybciej


środa, 15 czerwca 2016

Rozdział11

Lucy

Gdy tylko większość gości wyszła zwróciłam się w stronę Clinta.
- To jak bracie ,długo tu posiedzę?
- Troszkę tu posiedzisz. Jak szybko się regenerujesz? Nigdy mi nie mówiłaś.
Spuściłam wzrok. Nie chciałam się przyznać.
- Szczerze? Sama nie wiem.
Usiadł obok na łóżku i spojrzał na mnie badawczo.
- I tym się przejmujesz?
- A ty byś się nie przejmował gdybyś nie wiedział w co się zmieniasz? Nie wiem co mogę ,a czego nie. Nie wiem jak daleko się posunę i czy nad tym zapanuje.
- Jak tylko wyjdziesz mogę ci pomóc.
Wychyliłam się lekko by spojrzeć na właścicielkę głosu. Stała w nich Scarlet.
- Jak?
W odpowiedzi podeszła i wyciągnęła rękę którą zaczęła okalać jakaś czerwona mgiełka. Patrzyłam na nią zaciekawiona.
- Jak to robisz?
- Kontroluję. Ty też będziesz jeśli tylko zechcesz.
Pokiwałam głową.
- Widzę ,że jesteś jakaś bardziej energiczna Wando.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Clint. Wiedząc ,że Pietro już nic nie grozi i jest tutaj ze mną jestem spokojna. A teraz przepraszam muszę kogoś odwiedzić.
Wyszła z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na brata. Wiedziałam ,że bardzo lubi te bliźniaki ,a to ,że są razem wprawiało go tylko w lepszy humor.
- Jak twój wzrok? Ponoć już lepiej.
- Żebyś wiedziała. Zastanawiam się czy to nie przez twoją moc go odzyskałem.
- Nie raczej nie. Wątpię w to.
- Znasz wszystkie tajemnice skrywane przez swoją moc?
- No nie.
W pomieszczeniu rozległ się alarm tak głośny ,że musiałam zatkać uszy.
- Co się dzieje?!
- Ktoś się włamał! Nawet się stąd nie ruszaj!
- Ale...
- NIE!!
Wybiegł z pomieszczenia nim zdążyłam się rozkręcić w kłótni. "Cholera!" Powoli zaczęłam się podnosić z łóżka. Byłam ubrana w swoje ciuchy więc nie miałam problemów z ubiorem ,jednak z zachowaniem równowagi to co innego. Miałam chwilowe zawroty i zaburzenia ruchu. Ale nie przeszkodziło mi w dotarciu do celu. Wypadłam przez drzwi i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nagle obok mnie przebiegł jakiś agent. Po chwili zorientowałam się iż jest to kobieta i to nie byle jaka. Sama Maria Hill. Zajrzała do ostatniego pokoju w którym powinien znajdować się agent Coulson.
- Wiedziałam!
- Co się stało?!
- To nie był Coulson! Niestety nim to zauważyliśmy zdążył wyłączyć monitoring i całe zasilanie w domu Starka.
Ruszyła z powrotem na górę jeszcze szybciej niż znalazła się na dole. Chciałam ruszyć za nią ,gdyby nie to ,że zaraz zza drzwi wyleciała ponownie agentka Hill lecąc prosto na mnie. Runęłam na ziemię przygnieciona kobietą ,która ledwo co żyła. Jęknęłam. Chciałam zrzucić ciężar jednak byłam wykończona. Mogłam posłuchać brata. Mdlałam ,dziwne ,ale to była dla mnie tortura. W końcu jednak udało mi się ją przewrócić na bok. Drzwi ponownie otworzyły się ponownie. Stał tam pies. Nie to nie był zwykły pies. Był ogromny ,miał chyba wielkość samochodu osobowego. Przewróciłam oczami i oparłam się na ramieniu.
- Nie no to chyba jakieś żarty.
Zwierz warknął i skierował pysk moją stronę miał się na mnie już rzucić gdy nagle jakby się zawahał. Coś za nim wybuchło.
- Jak tam siostrzyczko zabawa?!
Zza zwierzęcia wyłonił się Clint z naciągniętą strzałą. Ponownie wymierzył i wypuścił kolejną strzałę. Podchodząc do mnie wypuścił jeszcze z trzy strzały.
- Mam dość takich zabaw Clint! Nigdy więcej...
- Jeszcze ci się spodoba ,zobaczysz!
Pomógł mi wstać. Zwierz robił małe kroki cały czas nas obserwując.
- Wyjaśnisz mi co się stało ,że agentka Hill wpadła i zaczęła krzyczeć "Wiedziałam!"?
- Może później.
- Obiecaj.
Położył dłoń na łuku. Wiedziałam ,że ta przysięga jest wiążąca. Od razu poprawiło mi to humor. Pies skoczył wprost na mnie. Miażdżył mi żebra i uśmiechał wrednie. Tak uśmiechał się nie przesadzam. Z jego paszczy wydobył się czyjś męski głos.
- Pozdrowienia dla Avengersów i pięknej pani.
Szczęki otworzyły się na szerokość mojej głowy. Byłam zła ,przerażona i nie wiem co jeszcze. Moje dłonie pokryła fioletowa mgiełka podobna do tej jaką miała Scarlet. Stwór zniknął. Dyszałam ciężko. Byłam wykończona. Wzrok zaczął mi się zamazywać.
- No Clint do zobaczenia po krótkiej przerwie. Mam tymczasowy koniec z darmową dostawą prądu u siebie.
Zemdlałam.


Clint

Dziewczyna robi sobie żarty nawet wtedy gdy jest poważnie ranna czy chociażby wycieńczona.
- Głupia jesteś. A mówiłem zostań ,to nie oczywiście musiałaś wyjść. Ah ,ale tego się mogłem spodziewać.
- Clint?
Cichy głos dobiegł z pokoju obok. Położyłem siostrę na łóżku i ruszyłem do pomieszczenia obok. Na łóżku leżał Pietro próbujący się podnieść.
- Nawet nie próbuj. Błagam cię chociaż ty się mnie posłuchaj.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- No wiesz staruszku. Czy ja ciebie chociaż raz...
- Tak młody nie posłuchałeś mnie kilka razy.
- Co się działo tam na korytarzu.?
- Wielki pies ,atak i odkrycie pewnej rzeczy. Czyli kolejny dzień z życia wzięty.
- Kto się ciebie nie posłuchał?
- Siostra. Niesforna i tajemnicza.
- Ty masz siostrę?
- I brata. Ale nigdy o nich nie mówię. Po co narażać rodzinę.
- Racja.
W drzwiach pokazała się agentka Hill. Nie miała zbyt wesołej miny.
- Nie można było mi pomóc. Barton idziemy na górę ,do reszty ,dyrektor bardzo chce wam coś wyjaśnić.
- Idę.
Ruszyłem za Marią. Wyższe piętra wyglądały jak najgorsze miejsca pojedynków jakie stoczył Thor i Hulk razem wzięci.
- Co tu się stało?
- Zapewne to samo co na dole. Tylko z większą liczbą nieproszonych gości.
- Kto ich wpuścił? I czemu zależało mu na dostaniu się tutaj?
- Chcesz wiedzieć to chodź i zobacz nagranie. A potem wysłuchamy Nicka i gdybyśmy mieli to szczęście ,módlcie się by wszystkim powiedział o co tu chodzi.
Tony stanął w progu drzwi prowadzących do kuchni. Miałem nadzieję ,że dyrektor Fury wytłumaczy wszystko nie zostawiając ,żadnych niedociągnięć ,kolejnych zagadek. Usiadłem na kanapie ,obok Kapitana i Natashy. Nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Mieli kilka ran na twarzy zapewne mniej niż na całym ciele ,ale najwyraźniej się tym nie przejmowali.
- No więc...
- Nie zwlekaj Fury...
- Zapraszamy przyjacielu ,pokaż się im w końcu.
Przez te same drzwi co przechodziłem wcześniej ,przeszedł Coulson. Nie ten którego uratowała Lu ,ale ten prawdziwy. Super czyli teraz po mieście pałęta się fałszywa podróbka oryginalnego agenta S.H.I.E.L.D. P prostu genialnie...
- To teraz poprosimy o całą historię... twojego zmartwychwstania Phil.


Pietro

Leżałem ,no bo co innego mam robić gdy miało się kilka ran postrzałowych. Niestety gdyby teraz wszedł Clint ,a co gorsza Wanda dostałoby mi się. Po raz setny próbowałem wstać i po raz setny nie dałem rady. Kurcze! Czemu ja?! Głupie to wszystko. W korytarzu usłyszałem jakiś hałas.  Nie czekałem długo. Do mojego tymczasowego pokoju ktoś wszedł. Twarz miał lekko zamazaną. Tak mimo iż był to człowiek taki jak ja (no prawie) ,twarz jego była jakby za zaparowaną szybą.
- Proszę ,proszę. Zostawili cię tak samego?
- Zgaduje ,że mam kłopoty?
- Oj nie ,czemu zaraz kłopot? Pożegnasz się z życiem po raz kolejny.
Przełknąłem głośno ślinę. No to mogę pisać testament ,ale tylko w myślach. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić postać rzuciła się na mnie. Trochę poddusiła ,trochę pobiła. E tam jeszcze żyłem. No tak jeszcze. Czemu mnie spotykają takie przygody? Nie ma co się zastanawiać po prostu mam pecha. Traciłem powoli świadomość. Usłyszałem dość głośny łomot. osoba próbująca mnie zabić położyła się na mnie jakby chciała odpocząć. Podniosłem wzrok. przede mną stała wysoka blondynka trzymająca w rękach krzesło ,które ledwo co trzymało się całości.
- Brat mnie zabije ,ale może będzie bardziej wyrozumiały niż twój gość.
- Dzięki za ratunek ,ponownie.
W odpowiedzi uśmiechnęła się. Jednak mam szczęście. Dwa razy zostałem uratowany przez jedną dziewczynę.
- Nie znamy się. Jestem Pietro.
- Lucy.
- Mówiłaś o bracie.
- Był u ciebie gdy tylko upewnił się ,że na pewno jestem nieprzytomna i nigdzie się nie ruszę z miejsca.
- Jesteś siostrą Clinta?!
- Zdziwko cię chapło? Tak jestem jego siostrą.
Zamrugałem szybko oczami. Musiałem wyglądać dość zabawnie bo dziewczyna wybuchła śmiechem. Nie minęła chwila ,a sam się dołączyłem.
- Muszę wracać do siebie bo inaczej brat będzie się wściekał ,że znowu się nie posłuchałam. Ale zanim to zrobię wyniosę śmieci.
Chwyciła mojego oprawcę za rękę i wyciągnęła z pomieszczenia.
- Do zobaczenia później.
Nie odpowiedziała ,ale pomachała i uśmiechnęła się. Zniknęła za drzwiami ,a ja położyłem się i zamknąłem oczy. Nagle wszystkie zostawione ślady lekko brutalnego pobicia zaczęły mnie boleć. Rzadko się to zdarzało ,ale najwyraźniej w tej chwili i przez najbliższe dni ,tygodnie ,lata będę wracał do formy z przed wypadku z Ultronem. Trudno się mówi. Ważne ,że jestem z siostrą i przyjaciółmi.



--------------------------
Długo nie było ,ale niestety była szkoła. Teraz miałam przymusowe wolne. Na wakacje powinnam być bardziej aktywna. Do usłyszenia i przepraszam za możliwe kolejne obsuwy.