Music

czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział 9

Avengers
Kapitan
 Pokonasz jednego ,to na jego miejsce wchodzi co najmniej pięciu. Nim zdążyłem zasłonić się tarczą dostałem w brzuch i twarz zarazem. Miałem mroczki przed oczami ,co zlewało się z ciemną masą stworów. Jedynym wyjątkiem było pojawienie się fioletowego światełka ,które zaczęło szybko się rozprzestrzeniać. Na twarzy poczułem czyjąś dłoń. Wkrótce odzyskałem wzrok ,a jakieś poczucie ulgi i ciepła fala energii opłynęła moje ciało przez co przestał mnie boleć brzuch po ciosie. Moim oczom ukazała się dziewczyna i coś mi się wydawało ,że to ta ,którą Clint wołał kilka minut temu.
- Mam nadzieję ,że jesteś w stanie dalej walczyć Kapitanie ,to że ich teraz nie ma, nie znaczy ,że nie mogą pojawić się w tej chwili.
Podczas wstawania na nogi z moich ust wydobył się jęk.
- No no no ,czyżby legendarny i niepokonany Steve Rogers trafił na silniejszego przeciwnika ?
Spojrzałem na nią zdenerwowany ,ale widząc jej obojętność i rozbawienie zrezygnowałem. Usłyszałem świst i poczułem powiew wiatru na twarzy. Wiedziałem już co to oznacza.
- Padnij !!!
Chwyciłem dziewczynę za ramię i pociągnąłem ją w dół ,chyba trochę za mocno. Kolejny szybki świt tuż obok mojej głowy i słyszalny tupot stóp. Jedyna osoba jaką znam i jaka tak szybko biega jest Quicksilver.
- Masz coś do ochrony lub obrony ?
- Zaraz zobaczymy .Mamy jakiś plan ?
- Zrobimy na Tony'ego . Działamy bez planu. Tylko powiedz jak masz na imię ?
- Nie ,może dowiecie się później od Clinta ,ale nie ode mnie.
- To jak mam się z tobą porozumiewać? ''Ej ty ,zrób to i tamto ...''
- Może być .
Westchnąłem . Nie wiem kim ona jest, ale jest uparta i zdecydowana zupełnie jak Tony. Ale porównanie mi się wzięło, czemu akurat do niego ? Nie pytajcie i tak nie odpowiem.
- Dobra na trzy okej?
Kiwnięcie głową i przejście do ryzyka. Nigdy nie wiesz ,z której strony zaatakuje (nadbiegnie) twój przeciwnik. Uspokajam oddech i rozważam wszystkie ewentualne posunięcia. Chyba wszystkie. No to czas.
- Trzy.
Z miejsca podrywamy się na  nogi i stajemy do siebie plecami ,ja z tarczą a ona z gołymi rękoma, które powoli zaczynały świecić na fioletowo. To już wiem co to było ,gdy nie widziałem. Świst  ,powiew powietrza ,wiadomy atak ze strony wroga.
- Wiesz kto nas atakuje ,prawda ?
- Niestety tak. Po co ci to wiedzieć?
- Ponieważ jestem ciekawa czy jego także uratować.
Zdziwiony odwróciłem głowę do tyłu lecz zaraz ją odwróciłem gotowy przyjąć cios w tarczę.
- Umiesz z powrotem przemienić cień zmarłej osoby w jego normalną żywą postać ?
- Skoro udało mi się z waszym innym przyjacielem to czemu by nie miało udać się i z tym ??
- Komu pomogłaś ?
- Coulson'owi.
 Głuch dźwięk uderzenia w tarczę i lekki odrzut w tył od jego siły.
- Atakuje. Skoro potrafisz mu pomóc ,zrobisz to ?
- Jak mi się uda . Musisz go zająć ,wtedy moja kolej.
- Dziękuje , Scarlet będzie ci wdzięczna ,że uratowałaś jej brata.
- Nie kuś dnia przed zachodem słońca Kapitanie ,jeszcze nie uratowałam.
- Tak ,ale wiem że ci się uda.
- A skąd ta pewność ?
- Po prostu wiem. Biegnę ,trzymaj kciuki bo nie odbiegnę za daleko.
Ruszyłem najszybciej jak potrafię przed siebie. Spojrzałem na krótko w tył i zobaczyłem jak dziewczyna wchodzi na drzewo ,a kolejny świst oznaczał że chłopak wcale nie interesuje się nią lecz mną. Ciekawiło mnie kto ich przysłał. Biegłem dopóki nie została podstawiona mi noga kolegi do wywrotki. Wyłożony na ziemi na plecach z tarczą nad twarzą czekałem na atak ,który nie nadchodził . Wyjrzałem zza tarczy i patrzyłem teraz na cień Pietro z uniesioną ręką do zadania ciosu. Za jego plecami  widziałem jak moja towarzyszka broni skrada się od tyłu ze świecącymi dłońmi. Ani ja ani cień nie słyszeliśmy nic co mogłoby go uprzedzić o naszych zamiarach. Pomysłowe. Wystawiła dłonie i dotknęła cienistego ciała. Natomiast ja niewiele myślący (to chyba instynkt) zerwałem się z miejsca i przytrzymałem Pietro za ręce. Zaczął się trząść więc puściłem jego dłonie i odsunąłem się kawałek do tyłu. Cienista powłoka odchodziła najpierw od stóp po głowę. W jego torsie widać było wszystkie rany, które przyjął by obronić Clinta i dziecko ,któremu pomagał. Quicksilver zachwiał się do przodu ,miałem więc okazje by go złapać i położyć spokojnie na ziemi. Dziewczyna przyłożyła dłonie do jego torsu i moim zdanie zaczęła go uzdrawiać. Wstała po kilku minutach.
- Aż tak ciężki stan ,że tak długo go uzdrawiałaś ?
- A jak myślisz ? To nie takie łatwe Kapitanie. Teraz musisz mi pomóc go zanieść do Avenjet'a  i przy okazji mnie osłaniać.
- Osłaniać ciebie ? A czemuż to ?
- Jestem osłabiona i w tym stanie nie nadaje się do walki ,więc przepraszam bardzo, że uratowałam waszego przyjaciela od ponownej śmierci.
- Przepraszam. Dobrze i tak roboty nie będzie.
- Czemu ?
- Wszystkie potwory czają się na tamtych ,więc póki co mamy spokój.
- Nie zapominaj ,że w każdej chwili może stać się ich celem, bo to że są zajęci resztą to nie znaczy, że ty także nie jesteś z nimi.
- Damy radę ,bierz go za prawą rękę a ja wezmę za lewą. Trzymasz mocno ? Tak, no to idziemy. Po drodze do jeta żaden z potworów cienia nas nie nękał. Łatwo poszło, nawet za łatwo.  Może to pułapka ? Nauczyłem się że lepiej patrzeć na ten groźniejszy scenariusz ,a miły zawsze
cię (miło) zaskoczy. Lepiej żeby mieć się na baczności. Wchodzimy do pomieszczenia przed panelem sterowniczym i kładziemy na jednym z trzech metalowych stołów dla rannych. Na jednym leży Phil , drugi będzie zajmował Pietro i trzeci będzie pusty dopóki ktoś jeszcze nie zostanie ranny. Szybkie kroki na schodkach przykuły moją uwagę. Puściłem  rękę Quicksilver'a i pobiegłem do drzwi. Tylko Natasha i Clint.
- Co z wami ,czemu nie walczycie ?
- Możemy równie dobrze zapytać o to ciebie Steve.
- Pomagam jej przenieść Pietra.
Wdowa zajrzała do środka ,zaraz potem pociągnęła Hawkeye'a za sobą do środka .
- Au moja ręka. Wiesz Nat jeszcze nie chce się jej pozbywać.
- Nie chcesz z nią pogadać ?
- Jest tu? Gdzie? Czekaj ,słyszę te przekleństwa.
Wracam szybko do stolika i pomagam dziewczynie go porządnie położyć.
- Dziękuje ,że łaskawie mi pomogłeś po tym jak mnie z tym problemem zostawiłeś.
- Ej mam wymówkę. Sprawdzałem kto idzie. Co byś zrobiła gdyby były t cienie ?
- Zostawiła to tobie bo ja nie jestem na siłach.
- No właśnie.
Obok mnie stanęli Natasha z Hawkeye'm. Moim zdaniem byli rozbawieni całą tą sytuacją i moją kłótnią z młodszą dziewczyną.
- Kapitanie nie robisz się coraz młodszy tylko coraz starszy. Taka kłótnia nie odejmie ci latek.
Spojrzałem na kobietę z lekkim ogniem złości ,który najprawdopodobniej zniknął gdy usłyszałem śmiech ich obu i Clinta.
- Dzięki Nat ,ale z tobą jest podobnie.
Głuche uderzenia w dach jeta i kolejne kłopoty. Wybiegamy wszyscy z samolotu i patrzymy do góry. Cieniste gryfy ,zwykłe orły i jeszcze ich większe formy, które jakimś cudem strzelają ogniem z dziobów. Trzy strzały zza naszych głów sugeruje by się odwrócić. Jest tam Stark.
- Gratuluje Tony jak zawsze świetne wejście!
- No wiesz Wdowo chyba tylko ja tak potrafię.
- I chyba po raz pierwszy trafiłeś wszystkie trzy na raz.
Mężczyzna spojrzał na nią wilkiem. Chyba nie był dzisiaj w dobrym humorze po tym jak atakowały nas te wszystkie potwory.  Podczas gdy nadlatywały kolejne potwory cienia ,a Stark strzelał by nie uszkodziły  naszego transportu, my ruszyliśmy szukać Thora i Hulka. Jeden wylegiwał się na ziemi stękając z bólu gdy chciał się podnieść do pionu, a drugi walczył z małą grupką cieni. Jego gniew osiągnął chyba maksimum bo zaczynał lekko rosnąć i świecić. Wszyscy patrzyli na niego w osłupieniu. Gdy ostatni cień poległ i żaden już się nie pojawił, Hulk odwrócił się do nas i z gniewem zaczął na nas biec. Nim się zorientowaliśmy zostało tylko kilka sekund na znalezienie kryjówki. Natasha i Clint już siedzieli na drzewie tak samo jak i nowa. Tylko ja zostałem na dole. Zacząłem się szybko wspinać. Na swoim karku poczułem gorący oddech. Wiedziałem co to oznacza. Puściłem trzymaną gałąź i ruszyłem znowu biegiem ,a za mną  o czym świadczyła trzęsąca się ziemia. Kątem oka widziałem jak nowa biegnie w moim kierunku. Nie wiedziałem po co ,ale chyba miałem się niedługo dowiedzieć. Wpadła między mnie a Hulka i wyciągnęła przed siebie świecącą rękę.
- Mówiłaś ,że jesteś osłabiona !
- Wiem co mówiłam jasne ?! Chcesz zginąć z rąk przyjaciela którego coś opanowało?
Zmarszczyłem brwi i zastanowiłem się nad jej słowami. Coś go opanowało ? Cień? A może coś innego ?
- Ale co go niby opanowało?
- Jeśli mam racje to przywódca cieni albo jakiś ważniejszy z jego poddanych.
Hulk rzucił się na nią ,a ona cała zabłyszczała ze złości, którą widziałem w jej oczach nim zwróciła oczy w jego stronę. Fioletowa poświata rozlała się po całej polanie. Banner po wrzaskach w stronę dziewczyny zmienił swoją postać na ludzką , i opadając na chwilę na kolana ,wstał zaraz na nogi. Dziewczyna opadła na ziemie i nie ruszała się. Wdowa ,Clint i ja szybko do niej podbiegliśmy. Zemdlała. Wziąłem ją na ręce ,a Wdowa i Clint pomagali Bruce'owi dojść do jeta .




SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU !!!!!!!!
Dwie włoskie wersje życzeń:
BUON ANNO !!!!
BUON CAPODANNO !!!!!!!
Wszystkiego najlepszego w nowym roku akurat skończyłam rozdział, chyba to było przeznaczenie tego rozdziału. Mam nadzieję że świetnie się bawicie pozdrowienia ;) :* do zobaczenia następnym razem :D


poniedziałek, 28 grudnia 2015

Taka krótka notka

Coś mi się wydaje ,że chyba robię za krótkie te rozdziały i mało się w nich dzieje ,ale postaram się teraz pisać o wiele dłuższe . Mam nadzieję ,że jeśli ktoś mnie czyta to będzie to dla niego /niej pocieszenie za moją długą nieobecność. Nowy rozdział  może pojawi się jeszcze dziś.

piątek, 25 grudnia 2015

Życzenia - troszkę spóźnione (wybaczcie)

Buon Natale (z włoskiego - wesołych świąt bożego narodzenia) mam nadzieję, że święta spędziliście miło i radośnie w kręgu rodziny. Jeśli mam jakiś czytelników i ktoś z was chce się podzielić co dostał/a pod choinkę to w komentarzach proszę bardzo.  Ja się żegnam ,rozdział postaram się dodać w weekend. Paaa do usłyszenia .

niedziela, 13 grudnia 2015

Obrazy i muzyka grana w opkach

Oto postacie w moich opowiadaniach, będę dodawała nowe arty jak tylko będą się pojawiać kolejni bohaterowie.
Nico di Angelo
Percy Jackson
                              Will Solace
Jake Mason
Marco Loud
                         Drew Tanaka
Annabeth Chase 

                          Lou Ellen
                                 Lacy
Lynn Loud

Rose Loud

Z Rose i Marco ,Nico pozna się osobiście później.

Piosenki :
- Years&years "king"
- Ella Eyre "together"

Jeśli ktoś ma jakieś sugestie co do postaci czy muzyki proszę pisać. Więc do usłyszenia. 

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 9

Herosi
Wieczorem, tak jak napisano odbyły się występy. Pierwsze jakoś zbytnio mnie nie interesowały. Dopiero występ chyba piątej pary mnie zaciekawił.
- Czy ja dobrze widzę ,czy tam na scenie jest Drew i Will?
- Tak to oni . Jeszcze dobrze widzisz Lacy .
Spojrzała na mnie jakbym był niesamowitym głupkiem. Jej wzrok wyrażał nieme pytanie " Z kim ja się zadaję?". W głębi duszy sam czasami zadaję sobie to pytanie. Podchodzimy prawie, że pod samą scenę i przypatrujemy się im jak grają. Ciekawił mnie jak się dostali do tej szkoły. Jakoś w obozie nie okazywali swoich talentów artystycznych, a przynajmniej nie Drew. Po skończonym występie zeszli ze sceny ,a my ,mimo iż ciekawi nie poszliśmy się z nimi przywitać i wypytać o szczegóły. Każdy został na swoim miejscu. Tymczasem na scenę weszła kolejna para. Wysoki chłopak o miodowo-brązowych włosach ściętych na żołnierza  i dziewczyna tylko o kilka centymetrów niższa od partnera; o blond-brązowych włosach do ramion. Chłopak ubrany był w luźne spodnie dresowe koloru czarnego i zieloną bluzkę. W ręku trzymał klasyczną gitarę. Jego towarzyszka zaś ubrana była w takie same luźne czarne spodnie i zwykłą czarną bluzkę na ramiączka . W pasie opasana była czarną koszulą. Przyjrzałem się jej twarzy, co było dość trudne, bo na scenie ,nie było dość dobrego światła i przesłaniały ją długie ,bujne włosy. Rysy twarzy łagodne ,oczy koloru brązu z jasnymi piwnymi nitkami ,mały nosek i pełne usta. Wysoka (jak już wcześniej powiedziałem: niższa od swojego towarzysza o kilka centymetrów ) i wysportowana co było widać na pierwsz rzut oka. Jej kolega był do niej podobny jednak różniły ich nos i usta, no i oczywiście włosy. Nos miał trochę większy i usta bardziej zwężone. Dziewczyna pomogła oporządzić sprzęt i szybkim krokiem zeszła ze sceny .(King)Chłopak zaczął grać ,a wszyscy dookoła ,najwyraźniej znając piosenkę, zaczeli tańczyć . Widać że dużo występował. Po skończonej piosence odłożył gitarę na bok i chwycił mikrofon.
- Tym razem, zapraszam moją siostrę na scenę.
Spojrzałem w kierunku, w który odchodziła dziewczyna, gdy przez tłum, do nas przepchnęli się Will z Drew. Zanim na nich spojrzałem , zobaczyłem ja dziewczyna kręci głową w stronę brata. Odwróciłem głowę ,gdy usłyszałem pytania Lacy.
- Co wy tu robicie ? I czy wy jesteście razem?
- Dzięki siostro ,naprawdę uważasz ,że ja i on ...blee .
Will i Lacy zaczęli się trząść ze śmiechu . Przewróciłem oczami i znów spojrzałem na scenę. Dziewczyna była na samym jej środku i znowu szperała przy okablowaniu. Najwyraźniej dała się namówić.
- Co ty się jej tak przyglądasz ?
Głos Drew zabrzmiał niebezpieczne blisko. Odwróciłem głowę i odpowiedziałem.
- Nie znam jej i jestem ciekaw kto to ? Jestem ciekaw ilości i poziomu jej talentów artystycznych. Czy  taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
Spojrzała na mnie z lekkim płomieniem gniewu. Jednak zaraz przygasł ,gdy najwyraźniej w moich oczach gniew również rozpalił ogniki ,których tak zawsze każdy się boi.
- To Rose. A ten obok to jej jak zresztą sam słyszałeś ,brat Marco.
Dźwięki gitary na nowo zaczęły grać przyjemny rytm. (Together ) Rose była równie utalentowana co brat albo nawet  i bardziej. Wszyscy na nowo zaczeli się bawić. Gdy kolejna piosenka dobiegła końca wiwaty na cześć rodzeństwa nie miały końca.
- Chodzący talent prawda ?
Zwróciłem głowę (znowu) na głos obok.
- Lynn ,może byś mnie tak nie zaskakiwała ?
Na jej twarzy zakwitł uśmiech.
- Oczywiście, że nie spełnię twojej zachcianki. Mam do ciebie prośbę.
- Słucham uważnie.
- Przedstaw swoje pełne imię i nazwisko.
Zdziwienie moje po usłyszeniu było całkiem głupie. Nie przedstawiłem się jej z nazwiska tak samo jak ona mi.
- Pod warunkiem ,że ty także powiesz mi swoje.
Kiwnięcie głową, twierdząca odpowiedź.  Super.
- di Angelo. Nico di Angelo. Teraz ty.
- Zaraz wracam poczekaj ...
Zaczęła biec w kierunku schodów na scenę po mojej lewej.
- Ej ,a ty ?!
Odwróciła się ,lecz biegnąc dalej.
- Loud .Lynn Loud.
A więc znalazłem jedną z rodziny, której poszukuje. Ja również zacząłem biec ,lecz w przeciwnym kierunku niż Lynn. Grupa była na końcu prawego boku sceny (kiedy oni się tam przenieśli ?). Osoba ,którą zobaczyłem pierwszą była Lou.
- Znalazłem.
Odwrócili się do mnie z zaciekawieniem wyrysowanym na twarzy widocznym już z daleka.
- Co znalazłeś?
- Jednego z rodziny Loud.
- Kto to ? Jak ma na imię ? I na nazwisko... Nie czekaj nazwisko przecież znamy...
Przewróciłem oczami na ostatnie głupie pytanie Percy'ego.
- Lynn Loud.  Wiem jeszcze tylko, że ma siostrę ,ale nie wiem nic o reszcie.
- Spokojnie dowiemy się kiedy będzie trzeba lub jeśli bogowie okarzą nam jakąś pomoc.
Taaa w to ostatnie nie wierzyłem więc zostaje opcja pierwsza : czekać co pokażą nam wypadki przyszłości.

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 8

Na scenie znaleźliśmy się kilka minut później . Mimo nielicznych małych obrażeń na ciele ,byliśmy cali . Spojrzałam na Clinta . Miałam szczerą nadzieję ,że jego nadzwyczaj prosty plan wypali ,a nie spali na panewce . No cóż zaraz się przekonamy.
- Jesteś pewien ?
Odwrócił głowę w moją stronę. Mimo iż był niewidomy radził sobie lepiej niż ktokolwiek inny z takimi przeszkodami. Miał jakby więcej siły i nadziei.
- Jestem pewien. Jeat tu może jakiś sprzęt?
Rozejrzałam się dookoła.  Przy schodkach po drugiej stronie sceny zauważyłam schowek ukryty w podłodze. Gdyby nie mały skrawek czerwieni ,nigdy bym nie pomyślała o komórce pod posadzką.
- Zaraz wracam.
Ruszyłam chwiejnie do celu. Otwierając modliłam się do Boga o coś pożytecznego. W środku znalazłam mikrofon ,głośniki i kilka rekwizytów do sztuczek magicznych. Najwyraźniej niedawno odbyło się tu przedstawisięe magiczne ,a sprzętu nie zabrano do tej pory. Przyprowadziłam Clinta i przedstawiłam naszą pozycję.
- Przynajmiej jest mikrofon i głośniki. Dasz radę je wyjąć czy ci pomóc ?
Spojrzałam ponownie do środka.
- Dam radę. Jesteś na sto procent pewien ,że dalej tu jest ? Równie dobrze może jej już tu nie być.
- Znam ją . I coś mi mówi ,że nawet jeśli nie chce być znaleziona dalej mam mnie na oku.
Ustawiłam sprzęt przed nim i sprawdziłam czy działa.
- Mamy gości. Musisz sobie sam poradzić z tym planem. Postaram się by nic ci nie przeszkodziło.
Kiwnął głową ,a ja ruszyłam na napastników. Gdy pokonałam jednego następni już mnie otaczali. Przeklęłam w duchu i zaczęłam strzelać. Po wyczerpaniu amunicji zaczęłam improwizować. Jakby w oddali słyszałam głos Clinta.
- Wiem ,że tu jesteś! Proszę cię o pomoc ! Nie musisz iść z nami ,ale proszę pomózż mi i drużynie ! Proszę!
W tej samej chwili ,gdy kończył dostałam w brzuch tak mocno ,że miałam ochotę zwrócić swój wczorajszy posiłek ,a z nim mój żołądek. Skuliłam się z bólu. Leżąc tak i jęcząc ,poczułam nagle jakieś zbliżające się szybki ciężkie kroki. Na scenę wbiegł Thor ze swoim młotem. Wszystkie zjawy wokół mnie nagle rozwiały się.
- No ,no . Nat wszystko okej? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Spojrzałam na niego z gniewem w oczach. On natomiast nie przejmując się ,tym pomógł mi wstać, czemu towarzyszyło ogromne uczucie bólu. Chwilę później ,znów leżałam na ziemi ,przygnieciona tym razem ciałem ogłuszonego boga piorunów. Sturlał się na bok zostawiając mnie z kilkoma połamanymi żebrami. Przed oczami pojawiła mi się dziewczyna. Rozpoznałam ją. To ta dziewczyna towarzysząca Clintowi. Przyłożyła ręce do rannej części mego ciała i zamknęła oczy w skupieniu. Moje ciało zalała fala ciepła. Gdy dziewczyna się odsunęła i pomogła mi wstać ,nie czułam żadnych skutków poprzednich obrażeń. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Mam nadzieję ,że tym razem nam nie uciekniesz.
- Jestem naprawdę głupia ,ale niestety muszę pomóc Clintowi i reszcie jego drużyny .Oszczędzaj się. Najlepiej będzie jak zajmiesz się Hawkeye'm .
Kiwnęłam głową i ruszyłam szybko z powrotem do mężczyzny. To co ujrzałam trochę mnie przeraziło. Atakowała go cienista postać Coulsona. Od razy ruszyłam biegiem . Po drodze o mało co nie wywróciła bym się o kabel mikrofonu. Wyciągnęłam pistolet i załadowałam magazynki. Nie ma to ja strzelać do starego znajomego ,nawet jeśli on cię uważa za wroga i ma cienistą postać. Nim dobiegłam Clint dostał mocno w brzuch i w szczękę. Dopiero po drugim ciosie Coulsona ,wbiegłam między nich i przystawiłam lufę pistoletu do "czaszki" kolegi. Zatrzymał się zbity z tropu i wpatrywał zezując oczy ,co u takiej postaci jaką ma teraz wyglądało dość zabawnie ,a gdyby nie to ,że miał zamiar zabić lub uszkidzić trwale Clinta nawet bym się zaśmiała. Za sylwetką cienia zauważyłam ją. Póki nie znam jej imienia niestety muszę się jakoś wyrażać inaczej. Ręce wystawiając do przodu i podchodząc do pleców ,prawej ręki dawnej agencji Nicka Fury'ego ,przyłożyła je z dziwną falą fioletowego światła wydobywającego się z dłoni. Cień zaczął się trząść ,jakby miał atak. Po chwili ciemna smuga zaczęła unosić się z jego nóg ,ukazując ,co dziwne było dla mnie w tamtej chwili jego prawdziwe ludzkie ciało. Gdy tylko oplatająca go ciemność wyparowała ,w jego ciele widać, było ranę na piersi zadaną przez boga kłamstw Lokiego. Dziewczyna nie czekając na nic zaczęła ją leczyć. Po chwili ,gdy tylko się uniosła znad ciała Coulsona ,mężczyzna smacznie spał, a przynajmniej tak wyglądało.
- Trzeba go zabrać do waszej bazy by dalej prowadzić procesz jego rehabilitacji. Ja pomogłam wrócić do życia ale resztę zostawiam wam.
Biegiem oddaliła się pomóc innym Avengers'om.

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 7

Na miejscu byliśmy dopiero po półgodzinie . Mimo iż San Francisco leży kawałek drogi od Nowego Jorku powinniśmy dolecieć tam o wiele szybciej .Trochę nas to przygnębiło ,ale najbardziej chyba Kapitana . Czemu może zapytacie ? Wiecie jaki jest Kapitan . Zawsze dyscyplina na pierwszym miejscu . Dziwne ,ale chyba teraz się z nim zgodzę ,zawsze ,a prznajmniej odkąd sięgam pamięcią , pracowaliśmy bardziej z czasem niż bez niego . Trochę trudno jest mi sobie wyobrazić grupę ,która zyskuje nawzajem od nowa swoje zaufanie . No, ale coż . Przy drewnianej i bogato zdobionej scenie ,wzniesionej niedawno na potrzebę przyjeżdżających tędy artystów , nikogo nie wypatrzyliśmy . Wezwanie było wysłane z tego miejsca , dosłownie z pod sceny .
- Scarlet czy wyczuwasz czyjąś obecność? - zapytałem lekko rozdrażniony całą tą sytuacją .
Dziewczyna zamknęła oczy i skupiła umysł . Zaraz jednak pokręciła głową .
- Niestety ,ale nie . Ale za to wiem , że nadlatuje nasz przywódca .
Spojrzałem do góry za wyznaczonym kierunkiem przez jej dłoń . Już z oddali można było ujrzeć małą ciemną postać poruszającej się w naszą stronę niczym błyskawica . Iron Man wylądował po pięciu minutach .
- Gdzie zagrożenie ?
- Nie ma . Albo fałszywy alarm , albo ... pułapka .
Dopiero po chwili przyszła mi do głowy taka myśl .
- Scarlet proszę przeszukaj okolicę , ja i Kapitan pomożemy .
Spojrzałem na Stevena ,który kiwał głową z aprobatą.
- Dobry pomysł Sam . Miejcie włączone komunikatory .Lepiej być w kontakcie .
Rozdzieliliśmy się przy wielkim dębie . Ja w górę ,a Steve i Wanda na boki . Po kilku minutach wróciliśmy w szeregi przyjaciół.
- I jak rozpoznanie terenu ?
- Tony ,to co przed chwilą robiliśmy to nie tylko rozpoznanie, ale także sprawdzenie obecności jakiejkolwiek duszy w pobliżu.
- Iiii ... ?
- Oj człowieku !!! Nie uczyłeś się sztuki zwiadowczej nigdzie ?
Zrobił tylko skwaszoną minę jakby nie wiedział o co chodzi . Na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka . Odwróciłem głowę by spojrzeć na jej właściciela . Ledwie co lepiej mu się przyjrzałem ,a już pożałowałem decyzji . Odskoczyłem jak opażony . Z daleka mogłem lepiej  przyjrzeć się osobnikowi owej czarnej ręki . Przyjaciele wstrzymali oddech .
- Nie , nie to przecież niemożliwe.
Scarlet odsunęła się z przerażeniem w oczach.
- On nie powinien żyć ! Kto robi sobie ze mnie ,aż tak okrutne żarty!!!!
Jeśli nie wiecie o kim mówi moja koleżanka to zaraz wytłumaczę : podczas walki z Ultronem ,(złą maszyną zrobioną przez Starka i Bannera, i która zawładnęła J.A.R.V.I.S.'em ) zginął jej starszy brat bliźniak Pietro Maximoff lub jak wolicie Quicksilver . Po przeżyciu jego śmierci była załamana i pełna bólu ,którego nikt nie był w stanie choć odrobinę jej ulżyć . W tej samej chwili z drzew i spod sceny zaczęły wychodzić różne stwory cienia . Rozpoznałem jeszcze jednego z nich . Coulson . Drugiego najlepszego agenta i prawą rękę dyrektora S.H.I.E.L.D. W tej samej chwili obok sceny przebiegła Wdowa ciągnąc kogoś za rękę . Gdy tylko przystanęli rozpoznałem Clinta . Moje zdziwienie w tamtej chwili było zbyt duże bym mógł je zakryć kamienną maską na twarzy .
- Co wy tu robicie ?
Natasha najwyraźniej nie spodziewała się nas w tym samym miejscu i to jeszcze gotowych do walki .
- Wezwanie przekazane od Nicka . Witaj Clint . Gdzieś ty się podziewał stary ?
Mężczyzna zaczął się rozglądać dokoła jakby nas nie zauważył .
- Potem pogadamy Tony ,bo gdybyście nie zauważył wróg nas otoczył . A ty zawsze w najgorszym momencie wybierasz czas na docinki ,przechwałki i żarty ,nawet jeśli nie wiesz ,że to robisz .
Cała grupa stanęła do siebie plecami . Tylko dwoje jakby nie widziało nic poza swoimi sprawami .
- Scarlet ? Clint? Pomożecie ?
Dziewczyna jakby w transie cofnęła się prawie wpadając na Hulka .
- Wybacz .
- Scarlet ,to nie jest on . Nie daj się zastraszyć i pamiętaj ,że masz nas do pomocy .
- Dzięki Kapitanie .
Natasha pomogła łucznikowi dołączyć w nasz szereg .
- Czyżbyś już stracił zmysły Barton ?
- Uważaj sobie Stark . Może i jestem ślepy ,ale dalej potrafię doskonale wymierzyć strzałę i posłać ,by zamknęła twoją jadaczkę .
Pierwsze potwory (to znaczy rząd czy szereg jak wolicie ) rzuciły się do ataku na wroga . A wróg (to my o ile wiecie ) zaczął coraz bardziej cofać się by pozostać byle jak najbliżej towarzyszy broni . Hawkeye szepnął Wdowie coś na ucho . Kobieta rozważała przez chwilę jego słowa po czym zwróciła się do nas .
- Mogli byście nas ubezpieczać ? Hawkeye ma pomysł i jak uważa może być bardzo pomocny .
Grupa tylko skinęła głowami bez słowa . Dwójka zaczęła w szybkim tempie przemieszczać się w stronę drewnianej sceny . Reszta włącznie ze mną zaczęła także eliminowanie wroga w równie zastraszającym tempie co oni się pojawiali .

Rozdział 8

Dwa dni później obudzony przez budzik zacząłem przygotowywać się do wycieczki ,która miała się odbyć ,za conajmniej dwie godziny . Szybko skorzystałem z toalety . Wyszedłem po dziesięciu minutach i przyjrzałem się swojemu pokoju by móc sprawdzić czy coś jeszcze przyda się na wycieczkę nad jezioro. Pokój mały ,lecz zarazem przestronny. Koło drzwi wejściowych mieściła się półka z książkami ,obok której ułożony ,był fotel z małym stolikiem z lampką. Naprzeciw drzwi toalety ułożone pod kątem prostym znajdowało się łóżko. Proste drewniane z cotydzień wymienianą pościelą. Oczywiście niedaleko łóżka znajdowało się biurko ze stosem książek czekających na wykorzystanie za kolejne dwa dni. Westchnąłem na wspomnienie, że za dwa dni ,aż do końca miesiąca mam chodzić tu tylko dlatego, że ojciec posłał mnie z ważną misją. Jedyną pociechą ,byli przyjaciele do pomocy i książki mitologii greckiej i rzymskiej na półkach mojej małej biblioteki. Zgarnąłem jedną i ruszyłem do wyjścia ,gdy uznałem iż wszystko co potrzebne znajduje się w plecaku. Wolno przemierzając korytarze szkoły, zapoznane zaledwie wczoraj udałem się na przystanek autobusowy z którego zabrać mają nas co najmniej dwa czy trzy autobusy piętrowe. Idąc i czytając jednocześnie ,było duże ryzyko, że znów na kogoś wpadnę. Jednak tym razem uniknąłem niespodziewanych niespodzianek. Dotarłem na miejsce po dziesięciu minutach zamykając skończoną książkę. Na miejscu spotkałem już kilka osób ,co było dziwne zwłaszcza że autobusy przyjadą za dwanaście minut. W małych tłumach które mijałem po drodze zauważyłem Lynn i jej prawie, że bliźniaczkę ,a następnie swoją złożoną z członków "tajnej" misji.
- Widzę że nie ma tylko Jake'a i Percy'ego . Czyli dziewczyny są o wiele niecierpliwsze, ciekawskie i punktualne.
Annabeth ,Lou i Lacy zwróciły się w moim kierunku na dźwięk mojego głosu.
- Widzę ,że jako jedyny jesteś punktualny.

Czas odjazdu autobusu ...
I na miejscu po godzinie czy dwóch ...


Wjechaliśmy przez tak ozdobną bramę ,że aż dziw ,że jej nie ukradli . Lacy ,obok której siedziałem była zafascynowana krajobrazem ,który dopiero teraz zaczął się wyłaniać zza niewielkiego wzgórza. Po dziesięciu minutach dalszej jazdy poza ogrodzeniem wreszcie wyszliśmy na małą polankę przeznaczoną zapewne na biwak.
- Tu rozstawiamy namioty!! Potem macie czas na zapoznanie się z nowymi miejscami lub atrakcjami zorganizowanymi przez właścicieli terenu przy jeziorze. Gdy wybrzmi nasza koncha proszę udać się jak najszybciej na obiad.
Po zakończeniu przemowy dyrektora wszyscy szybko porozstawiali swoje namioty i pędzili na plażę zapoznać się z grafikiem. Razem z moimi towarzyszami zostaliśmy przy naszych tymczasowych "domkach" .
- Co robimy ? Idziemy w ten tłum zobaczyć co będzie ?- Percy najwyraźniej był trochę niezdecydowany.
- Poczekajmy . Wkrótce i tak się rozejdą. Może pomówmy o planie " Co zrobimy jak ich znajdziemy?". Co wy na to?
Po półgodzinie ,gdy tłum przy wywieszce zrzedł, ruszyliśmy w jego kierunku . Na tablicy napisane było mniej więcej coś w tym stylu.
"Witamy znowu ! Dziś wieczorem odbędą się pokazy artystyczne i zabawy grupowe. Jutro o godzinie 9.00 pobudka ,a następnie pokaz swoich talentów .
Dziś na obiad :      Jutro :
- Spagetti             - Grochówka
Dziś na kolację :      
- Ognisko i pieczenie kiełbasek, pianek itp. coś ciepłego do picia (kawa, herbata, kakao )
Jutro na śniadanie :
- Bułki z dżemem , coś ciepłego do picia
Życzymy przyjemnej zabawy !
                           Rodzina Loud "
- Oni tu są. I jutro to się dowiemy jacy są.- Jake wydawał się zbyt pewny swego zdania.
- Zawsze bierz najgorsze pod uwagę Jake. Jeśli będziesz na to przygotowany coś po twojej myśli miła cię zaskoczy.
W tle ,zagłuszając moje ostatnie słowa zabrzmiała koncha . Czas na obiad .
- No to idziemy . Jestem głodny ja wilk.
- Albo jak swój brat Percy .
Ruszyliśmy śmiejąc się z komentarza Annabeth. Niestety mój dobry humor wyparował ,a na jego miejsce wstąpiły obawa i ciekawość co przyniesie dziś wieczór.

sobota, 24 października 2015

Post z przeprosinami

Dawno nie wstawiałam opowiadań ,ale będąc w szkole nie mam czasu zapisywać weny ani jej publikować. Lecz nas spokojnie będę nadrabiała braki na blogu . Dziś postaram się dodać jeszcze dwa ,które są w trakcie końca w pisaniu . Wybaczcie .

Rozdział 7

Ponownie tego samego dnia znalazłem się w gabinecie dyrektora . Eryks siedział spokojnie nad stosem papierkowej roboty. Wyrwany skrzypnięciem drzwi podniósł wzrok i uśmiechnął się uprzejmie , wskazując krzesło naprzeciw siebie .
- Chciał mnie pan widzieć .
- Tak, tak . Macie już pokoje załatwione w internacie ?
- Tak . Sześć pokoi , dla każdego po jednym . Ale po co zostałem wezwany ?
- Wezwałem ciebie po to by poinformować ,że za dwa dni odbędzie się wycieczka .
- Jaka wycieczka ? Dokąd ?- pytania ,które zadałem powiedziałem jakoś z dziwnym ,nieznanym mi do tej pory zdziwieniem .
- Jak co roku jeździmy na wycieczkę nad jezioro, by uczcić nadchodzący koniec roku szkolnego . Taka wycieczka to nasza tradycja .
- Cała szkoła jedzie ?
- Tak . Z samego ranka wyruszamy ,a wracamy następnego dnia po południu .
- I ile mamy za to zapłacić ?
Dyrektor wydał się zdumiony moim pytaniem w kwestii zapłaty . Ja osobiście nie widziałem w tym pytaniu nic złego .
- Uczniowie nigdy za to nie płacą . Jezioro jestna terenie prywatnym uczniów tej szkoły . I jest to akurat rodzina której poszukujecie .
- Muszą być strasznie majętni skoro posiadają teren prywatny z jeziorem . I to jeszcze we Włoszech .
Eryks wzruszył ramionami .
- No cóż . Zapewne i tak ,ale odchodzimy od tematu ..,
Nim zostałem wypuszczony do pokoju, rozmawiałem z nim jeszcze ponad półgodziny. ( Pewnie powiecie : Co tam te półgodziny ? Ja z koleżanką potrafię gadać więcej i żyję . Ale zapominacie o jednym , mianowicie : ja jestem typem samotnika !!!! ) (tak jakby ) . Po drodze zaś, jakby na złość ,na kogoś jeszcze wpadłem. Ta szkoła to jak dla mnie piekło . Przyjrzałem się uważnie osobie, na którą wpadłem . Dziewczyna . Była wysoka i nawet ładna . Jej wiek najbardziej zbliżony około szesnastu siedemnastu lat . Czarne włosy okalały jej twarz przez co nie widziałem nawet wrazu jej twarzy . Podałem jej rękę by mogła wstać . Po chwili wahania przyjęła pomocną dłoń .
- Przepraszam . Trochę się zamyśliłam .
- Spoko ja też nie jestem bez winy .
- Jestem Lynn .
- Nico .
Dziewczyna wpijała we mnie ciekawski wzrok jakby chciała zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy ,a ja nie byłem jej dłużny . Cera Lynn była lekko opalona na jasny brąz . Szeroki uśmiech często gościł na jej twarz ,a w niebieskich jak pochmurne niebo oczy, miały jakąś radosną iskrę .
- Lynn !!
Obejrzałem się za siebie by sprawdzić właścicielkę głosu zza moich pleców . Dziewczyna. Miej więcej wyglądem przypominała Lynn . Jedyne co je różniło to ,że na kruczoczarnych włosach ,a właściwie na ich końcówkach były koloru morza . I jeszcze oczy . Tak to dzięki temu zapewne wszyscy je rozpoznawały . Nieznajoma miała je w kolorze porannego słońca rozświetlającego powierzchnię morza .
- Chodź wszyscy na ciebie czekają . Cześć . Ty zapewne jesteś ten nowy ze swoją grupą ?
- Tak . Skąd wiesz ?
- Widziałam jak wracaliście od dyrektora . A tak propos Siły jestem.
- Nico. Miło mi .
- Wybaczyć następnym razem pogadamy dłużej ,ale teraz już musimy iść do zobaczenia na wycieczkę z dwa dni . Bo chyba będziecie ?
Pokiwałem główą i uśmiechnąłem się na pożegnanie . Siostry zaraz zniknęły za rogiem, z którego zaraz wyszła Lou .
- Cześć .
- Cześć Lou . Jak tam ? Co porabiasz ?
- Zwiedzam szkołę . Widziałeś te ogrody i klasy pełne sprzętu ? Cudowne !
Uśmiechnąłem się pod nosem na realcje przyjaciółki .
- No widzisz . Pomyśl jak Annabeth zareaguje na tyle bajerów . Nawet jeśli to szkoła artystyczna .
- Ann jest architektem . To szkoła także dla niej . A jaki ty masz talent artystyczny ?
Trochę jakby się zmieszałem .Wiem, że mam dość talentu by tu chodzić, ale wątpie, bym był jedyny w swoim rodzaju .
- Ja gram na gitarze i maluje węglem . Nic wielkiego, ale dla opanowania emocji w sam raz . A teraz ty powiedz .
- Tańczę, śpiewam . Podstawowe i banalne zajęcia artystyczne.
Podczas naszej krótkiej rozmowy na temat poszczególnych talentów jakie posiadamy, zdążyliśmy dojść do korytarza, w którym znajdował się mój pokój.
- Do zobaczenia wkrótce Lou . Najwcześniej na dzień wycieczki .
- Do widzenia w takim razie za dwa dni . Odpowiedz jeszcze na jedno pytanie . Widziałeś mo-e gdzieś Lacy i resztę?
Pokręciłem głową przecząc w odpowiedzi .
- Możliwe ,że są w pokojach lub zwiedzają szkołę . Ale gdybyś ich znalazła wspomnij im o wycieczce, dobrze ?
Pokiwała głową i ruszyła w kierunku przeciwny niż ten, którym przed chwilą przyszliśmy . Otworzyłem drzwi z numerem trzynastym . Fart!! I zamiast rozejrzeć się w pokoju pożądniej walnąłem się na łóżko zaprzątnięty różnymi myślami.

Rozdział 6

Na miejscu byliśmy dopiero po półgodzinie . Mimo iż San Francisco leży kawałek drogi od Nowego Jorku powinniśmy dolecieć tam o wiele szybciej .Trochę nas to przygnębiło ,ale najbardziej chyba Kapitana . Czemu może zapytacie ? Wiecie jaki jest Kapitan . Zawsze dyscyplina na pierwszym miejscu . Dziwne ,ale chyba teraz się z nim zgodzę ,zawsze ,a prznajmniej odkąd sięgam pamięcią , pracowaliśmy bardziej z czasem niż bez niego . Trochę trudno jest mi sobie wyobrazić grupę ,która zyskuje nawzajem od nowa swoje zaufanie . No, ale coż . Przy drewnianej i bogato zdobionej scenie ,wzniesionej niedawno na potrzebę przyjeżdżających tędy artystów , nikogo nie wypatrzyliśmy . Wezwanie było wysłane z tego miejsca , dosłownie z pod sceny .
- Scarlet czy wyczuwasz czyjąś obecność? - zapytałem lekko rozdrażniony całą tą sytuacją .
Dziewczyna zamknęła oczy i skupiła umysł . Zaraz jednak pokręciła głową .
- Niestety ,ale nie . Ale za to wiem , że nadlatuje nasz przywódca .
Spojrzałem do góry za wyznaczonym kierunkiem przez jej dłoń . Już z oddali można było ujrzeć małą ciemną postać poruszającej się w naszą stronę niczym błyskawica . Iron Man wylądował po pięciu minutach .
- Gdzie zagrożenie ?
- Nie ma . Albo fałszywy alarm , albo ... pułapka .
Dopiero po chwili przyszła mi do głowy taka myśl .
- Scarlet proszę przeszukaj okolicę , ja i Kapitan pomożemy .
Spojrzałem na Stevena ,który kiwał głową z aprobatą.
- Dobry pomysł Sam . Miejcie włączone komunikatory .Lepiej być w kontakcie .
Rozdzieliliśmy się przy wielkim dębie . Ja w górę ,a Steve i Wanda na boki . Po kilku minutach wróciliśmy w szeregi przyjaciół.
- I jak rozpoznanie terenu ?
- Tony ,to co przed chwilą robiliśmy to nie tylko rozpoznanie, ale także sprawdzenie obecności jakiejkolwiek duszy w pobliżu.
- Iiii ... ?
- Oj człowieku !!! Nie uczyłeś się sztuki zwiadowczej nigdzie ?
Zrobił tylko skwaszoną minę jakby nie wiedział o co chodzi . Na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka . Odwróciłem głowę by spojrzeć na jej właściciela . Ledwie co lepiej mu się przyjrzałem ,a już pożałowałem decyzji . Odskoczyłem jak opażony . Z daleka mogłem lepiej  przyjrzeć się osobnikowi owej czarnej ręki . Przyjaciele wstrzymali oddech .
- Nie , nie to przecież niemożliwe.
Scarlet odsunęła się z przerażeniem w oczach.
- On nie powinien żyć ! Kto robi sobie ze mnie ,aż tak okrutne żarty!!!!
Jeśli nie wiecie o kim mówi moja koleżanka to zaraz wytłumaczę : podczas walki z Ultronem ,(złą maszyną zrobioną przez Starka i Bannera, i która zawładnęła J.A.R.V.I.S.'em ) zginął jej starszy brat bliźniak Pietro Maximoff lub jak wolicie Quicksilver . Po przeżyciu jego śmierci była załamana i pełna bólu ,którego nikt nie był w stanie choć odrobinę jej ulżyć . W tej samej chwili z drzew i spod sceny zaczęły wychodzić różne stwory cienia . Rozpoznałem jeszcze jednego z nich . Coulson . Drugiego najlepszego agenta i prawą rękę dyrektora S.H.I.E.L.D. W tej samej chwili obok sceny przebiegła Wdowa ciągnąc kogoś za rękę . Gdy tylko przystanęli rozpoznałem Clinta . Moje zdziwienie w tamtej chwili było zbyt duże bym mógł je zakryć kamienną maską na twarzy .
- Co wy tu robicie ?
Natasha najwyraźniej nie spodziewała się nas w tym samym miejscu i to jeszcze gotowych do walki .
- Wezwanie przekazane od Nicka . Witaj Clint . Gdzieś ty się podziewał stary ?
Mężczyzna zaczął się rozglądać dokoła jakby nas nie zauważył .
- Potem pogadamy Tony ,bo gdybyście nie zauważył wróg nas otoczył . A ty zawsze w najgorszym momencie wybierasz czas na docinki ,przechwałki i żarty ,nawet jeśli nie wiesz ,że to robisz .
Cała grupa stanęła do siebie plecami . Tylko dwoje jakby nie widziało nic poza swoimi sprawami .
- Scarlet ? Clint? Pomożecie ?
Dziewczyna jakby w transie cofnęła się prawie wpadając na Hulka .
- Wybacz .
- Scarlet ,to nie jest on . Nie daj się zastraszyć i pamiętaj ,że masz nas do pomocy .
- Dzięki Kapitanie .
Natasha pomogła łucznikowi dołączyć w nasz szereg .
- Czyżbyś już stracił zmysły Barton ?
- Uważaj sobie Stark . Może i jestem ślepy ,ale dalej potrafię doskonale wymierzyć strzałę i posłać ,by zamknęła twoją jadaczkę .
Pierwsze potwory (to znaczy rząd czy szereg jak wolicie ) rzuciły się do ataku na wroga . A wróg (to my o ile wiecie ) zaczął coraz bardziej cofać się by pozostać byle jak najbliżej towarzyszy broni . Hawkeye szepnął Wdowie coś na ucho . Kobieta rozważała przez chwilę jego słowa po czym zwróciła się do nas .
- Mogli byście nas ubezpieczać ? Hawkeye ma pomysł i jak uważa może być bardzo pomocny .
Grupa tylko skinęła głowami bez słowa . Dwójka zaczęła w szybkim tempie przemieszczać się w stronę drewnianej sceny . Reszta włącznie ze mną zaczęła także eliminowanie wroga w równie zastraszającym tempie co oni się pojawiali .

poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 6

Droga do Rzymu była wyczerpująca . Natknęliśmy się jeszcze na co najmniej pięć, sześć potworów .
- Gdzie idziemy dalej ?
- Szukamy odpowiedniej szkoły . A znajdziemy ją w tej kafejce na końcu ulicy . To znaczy przez internet.
Wszyscy na mnie spojrzeli zdumieni mają odpowiedzią .
- Skąd wiesz ,gdzie co jest ?
Przewróciłem oczami i spojrzałem na wszystkich przelotnie .
- Zapominacie ,że mieszkałem we Włoszech ?
- Pamiętamy doskonale synu Hadesa . Ale wiemy ,że dokładnie żyłeś w Wenecji ,nieprawdaż ?
Pokiwałem głową ,zgadzając się z nimi całkowicie .
- Oczywiście ,ale to nie znaczy ,że nie odwiedzałem Rzymu lub nie słuchałem jakiś nowinek .
Ruszyliśmy powoli w stronę lokalu dalej się sprzeczając . Doszliśmy do wejścia ,gdy nagle drzwi nagle się otworzyły . Wyszedł z nich jakiś koleś . W dodatku pijany . Porządnie pijany . Przepuściliśmy go i mimo ,że przystawiał się do każdej dziewczyny nam towarzyszących postanowiliśmy dać mu spokój. Weszliśmy do środka .Grupie kazałem zaczekać podczas gdy ja będę załatwiał ważne informacje .Podeszłem do kontuaru ,za którym przebywał sprzedawca .
- Buongiorno .
- Buongiorno ragazzo ,buongiorno .( Dzień dobry chłopcze ,dzień dobry. )
- Vorrei utilizzare un computer . ( Chciałbym skorzystać z komputera. )
- Per favore . ( Proszę bardzo. )
Mężczyzna wskazał dłonią najbliżej stojący komputer .
- Grazie voi ,grazie .
Machnąłem ręką do przyjaciół by ruszyli za mną . Zasiadłem do komputera i wpisałem nazwisko poszukiwanej przez nas rodziny .
- Co napisałeś ?
- Nazwisko tej rodziny .
- I co znalazłeś ?
- Bardzo dużo .
- A konkretnie ?
- Jest ich piątka . Chodzą do szkoły artystycznej Accademia del Superfluo i są chlubą szkoły .
- Naprawdę?
- Nie wierzysz ? To spójrz Annabeth .
Dziewczyna zbliżyła się do ekranu i
- Nic nie rozumiem z tego co jest tu napisane .
Spojrzałem z powrotem na ekran . Ach no tak ... Zaśmiałem się głośno w duchu .
- Wybacz zapomniałem ,że wy nie umiecie tylu języków co ja .
- A ile ty umiesz synu Hadesa ?]
Zacząłem liczyć ,ale oni najwyraźniej inaczej to odebrali .
- Tak myślałem ,że żadnego więcej nie umiesz . - Percy ,najwyraźniej ty nie myślisz normalnie .
- Zamknij się synu Posejdona .
- A jaki masz powód by kazać mi się zamknąć ?
Uśmiech wpełzł mi na twarz . Syn pana mórz od razu zamilkł i zamarł ze zgrozą ,że tym razem może przegiął .
- Percy ,ja w przypadku do ciebie ... Myślę .Myślę rozsądnie na dodatek .Ale w twoim przypadku to trochę inaczej wygląda ,nieprawdaż ?
Chłopak zmieszany pokręcił głową najwyraźniej się ze mną nie zgadzając . Za to reszta grupy powoli zaczynała trząść się ze śmiechu . Percy nachmurzył się jeszcze bardziej widząc ich reakcje .
- Dobra to robimy z misją ?
- Znaleźliśmy informacje ,więc ruszamy do Accademia del Superfluo . To chyba oczywiste ,prawda Percy ?
Tym razem pokiwał głową zgadzając się ze mną gdzieś w połowie stu procent .


                                                       ********************


Tuż przed budynkiem szkoły większość się zawahała . Taaa i ja również . Dziwne co ? Syn Hadesa ,który przeżył wiele boi się wejść do szkoły ,normalnie super . Chyba jedyną zrezygnowaną osobą był Percy . Tylko on najbardziej z nas nienawidził szkoły .
- No to do dzieła . Lou wiesz co robić .
Kiwnęła głową i ruszyła przodem mrucząc jakieś zaklęcie pod nosem .
- Co ona robi ?
- Ann poznaj nową Lou . Tą co bez przerwy delektuje się ,że jest córką bogini magii , Hekate.
Uczniowie nawet nas nie zauważali . Doszliśmy do pokoju dyrektora szkoły niezauważeni ,albo wręcz przeciwnie ,wszyscy nas widzieli ,ale po prostu nie zwracali na nas zbyt dużej uwagi . Zapukałem do drzwi .  Gdy tylko usłyszałem słowo "Wejść" ,otworzyłem drzwi i wpuściłem resztę . Dyrektor spojrzał na nas zdziwiony .
- Dużo was kochani ,oj dużo . Czego sobie życzycie ?
_ Proszę pana my jesteśmy tu nowi . I przyjeżdżamy tu z wymiany międzyszkolnej .
- A skąd przybywacie ?
- Z Ameryki .
- A znacie może mojego starego Chejrona ?
Wszyscy zaniemówili . Włącznie ze mną . Ale za to ja jako pierwszy oprzytomniałem i przyjrzałem się  dyrektorowi szkoły . Wydawał się znajomy .
_ Eryks . Ha . Nie wierzę .
Oczy mężczyzny zwróciły się teraz na mnie . Czyżby zabłysła w nich iskierka rozbawienia ? No cóż nieważne .
- Syn Hadesa chyba jako jedyny mnie rozpoznał prawda córko Ateny ?
Annabeth potrząsnęła głową ,tym samym otrząsając sie z nadmiernego zdziwienia .
- Masz rację . Ja ciebie nie poznałam . Ale czy możemy wrócic do sprawy ,z którą tu przyszliśmy ?
- Proszę bardzo .
- Chcielibyśmy przez ten ostatni miesiąc przed wakacjami pójść do szkoły . Mamy misję od dyrektora obozu i samego Hadesa . Ponoć chodzi tu rodzina Loud i my mamy ją odnaleźć ...
- Nim zrobią to inni ,ale o wiele groźniejsi .To bardzo ważne proszę pana . Proszę nam pozwolić zostać tu ten jeden miesiąc .
Mężczyzna zastanawiał się chwilę . Potem zadzwonił telefonem . Po chwili w drzwiach pojawiła się wysoka kobieta .
- Samantho zapisz dane tych dzieci proszę . Od dziś to nasi nowi uczniowie . Pamiętajcie - zwrócił się z powrotem w naszą stronę - rogulamin was obowiązuje i... mam nadzieję iż posiadacie jakieś zdolności artystyczne . Bo inaczej będzie wam tu naprawdę ciężko, nawet z dziećmi młodszymi od was o kilka lat . A teraz do widzenia uczniowie .
Spojrzeliśmy na naszego nowego dyrektora z niemym podziękowanie i wyszliśmy za Samanthą .

niedziela, 20 września 2015

Rozdział 5

- Clint ty jesteś ślepy !!
Spojrzał na nią z lekkim uśmiechem .
- Dzięki ,że dodajesz mi otuchy Natasho .
Na jej policzki wyszedł rumieniec wstydu . Mężczyzna podszedł do najbliższego drzewa i ułożył tam nieprzytomną dziewczynę .
- Jak ty się orientujesz w terenie skoro .... no wiesz ...?
- Znam to miejsce jak własną kieszeń . Nauczyłem się metodą prób i błędów . To czasami skuteczniejsze niż myślisz .
- Wierzę. Widziałam jak wychodzisz z domu . Zupełnie jakbyś widział normalnie drogę przed sobą .
- Wiele się nie mylisz .
- A ta dziewczyna to kto ?
Powiedziałam odwracając się w stronę drzewa pod ,którym została położona dziewczyna . Niestety jej tam nie zastałam .
- To jest ...
- Clint jej nie ma . Zniknęła .
Spojrzał na mnie zaskoczony .
- Cooo ? - zapytał chwytając mnie za rękę - musimy koniecznie ją znaleźć !
- Czemu ?
- Uwierz mi , nie chcesz wiedzieć . A przy najmniej nie teraz . Obiecuję opoeiem ci wszystko jak tylko ją znajdziemy .
Pokiwałam głowąvi zacisnęłam jego rękę mocniej by wiedział iż rozumiem .
- Trzymam cię za słowo Clint .
- Jak daleko jesteśmy od głównej drogi ?
Oszacowałam precyzyjnie odległość .
- Co najmniej pięćset metrów .
- Ile czasu rozmawialiśmy ?
- Co najmniej dziesięć minut .
Mężczyzna zamyślił się . Dopiero po chwili powiedział co krążyło mu po głowie .
- Nie uciekła daleko ... Chyba ,że ... Nie to nie możliwe .... A może .... Hmmm ..... Raczej nie .....
- Chłopie co ty masz na myśli . Wiesz co czasami cię nie rozumiem .
Uśmiechnął się trochę figlarnie .
- Po prostu weź prowadź najlepiej biegiem mnie w kierunku miasta . No chyba ,że wolisz by większość miasta ,albo i świata uległa nagłej autodestrukcji ?
W odpowiedzi tylko mocno chwyciłam jego rękę i pognałam w dobrze mi już znaną drogę prowadzącą do miasta . W tłumie ludzi znaleźliśmy się dziesięć minut później . Miałam naprawdę bardzo dobre tępo .Dostałam nawet lekkiej zadyszki ,co oczywiście deczko mnie zdziwiło.
- I co Sherlocku ? Co dalej?
Zmarszczył brwi . Rozglądał się wokół jakby próbował wypatrzyć ją w tłumie . Co oczywiście narazie się nie zdarzy ,bo po pierwsze nie widzi ,a po drugie nie widzi . Och przepraszam powtórzyłam dwa razy to samo . No cóż ,ale taka prawda . Tym razem ja to zrobiłam . Wyszukiwałam wysokiej blondynki na około dziewiętnaście ,dwadzieścia lat .Z chyba najbardziej niebieskimi oczami świata . Dopiero za drugim razem dojrzałam w tłumie blond włosy .
- Idziemy . Szkoda ,że nie mam twojego sokolego wzroku . Za pierwszym razem bym ją dojrzała .
- Może kiedyś sama będziesz miała mój sokoli wzrok Natasho może kiedyś .
- Dzięki ,że dodajesz mi otuchy Clint .
Uśmiechnął się wyraźnie rozbawiony .
- Prowadź inaczej nigdy jej nie znajdziemy.
Chwyciłam go znowu za rękę i ruszyłam biegiem.  Znowu .

           ****************
Wybaczcie za tydzień postaram się być punktualna . Dziś dodaje rozdział i tu i na moim drugim blogu

familiabatmana.blogspot.com

sobota, 5 września 2015

Rozdział 5

Ruszyliśmy na Italię.  Coś mi podpowiadało ,że tam możemy zastać rodzinę Loud . Przynajmniej nie będę miał problemu z rozmową jak moje towarzyszki. Jesteśmy już dwa dni drogi od obozu. Czasami fajnie tak dostać jakąś misję.  Z myśli wyrwał mnie głos Lou .
- Ale czy to nie satyrzy powinni szukać nowych herosów ?
- Jak zauważyliśmy jest to w takim razie bardzo poważna misja. I czeka nas długa droga .
- Gdzie zmierzamy Nico ?
- Do Włoch . A dokładnie do Rzymu .
- Będzie czas trochę pozwiedzać ?
- Mamy niecałe dwa tygodnie . Dokładnie znowu dziesięć dni .
- A jaka jest przepowiednia ?
- Może powiem jak będziemy na miejscu .
- Uważasz ,że tak bezpieczniej ?
- Jak dla mnie i dla was tak. Ale to konieczne .
Wzruszyły ramionami . Wyczułem pod ziemią jakieś wibracje .
- Broń .
- Co "broń" ?
- Dobądźcie broni dziewczyny . Natychmiast .
Szybko dobyły miecze . Przed nami pojawiła się Chimera ,a za nami trzy siostry erynie .
- Alekto ? Co cię tu sprowadza ?
- Zemsta synu Hadesa ,zemsta .
- Dobrze ,ale co tutaj robią Tyzyfona i Megiera ?
- To moje siostry . Bez nich nigdy sama nie wymierzę kary .
- A ta Chimera po co ? I komu tą karę chcecie wymierzyć ?
- Za dużo pytań panie di Angelo . Jest ich równie dużo co potworów was otaczajacych .
Zaśmiała się . Szkoda ,że brzmiał jka obdzierane ze skóry koty . Teraz przyjrzałem się uważniej potworom przed nami . Chimera, Echidna, Hydra, Minotaur, trzy siostry gorgony : Meduza, Steno i Euryale . Super!!!!! To przereklamowane życie i szczęście do potworów herosa .
- Lacy, iryfon . Poproś by nasza ekipa ratunkowa pojawiła się jak najszybciej .
Wyjęła drachmę i butelkę wody ustawiła i wylała lekkim strumyczkiem na ziemię . Tęcza . Drachma .Modlitwa do Iris. I połączenie ! Euforia ! Na "ekranie" ukazały się cztery twarze .
- Chejronie potrzebujemy jak najszybciej naszej ekipy ratunkowej .
Najwyższa postać poruszyła się z niedowierzeniem .
- Lacy poobserwuj trochę teraz ty .
Dziewczyna wstała posłusznie i zajęła wyznaczone miejsce .
- Chejronie ,wyślij ich najprędzej ja potrafisz . Potworów jest zbyt dużo jak na naszą trójkę. Może w szóstkę nam się uda ,ale nie trójkę.
- Kto tam jest ?
- Chimera, Echidna, Minotaur, gorgony, Hydra i erynie .
- Wszystkie trzy ?
- Tak . Ja i te moje szczęście prawda ?
- Już ,już pojawią się za kilka minut ,póki co starajcie się nie walczyć .
Pokiwałem głową z jedną maleńką nadzieją . Ale jak to się mówi "Nadzieja zawsze umiera ostatnia ". Podczas gdy my odpieraliśmy ataki po półgodzinie pojawiły się posiłki. Dopiero wtedy zaczęła się zabawa. Ja kontra erynie, Lacy kontra Echidna, Percy kontra Minotaur i Chimera, Annabeth kontra gorgony, a Jake dostał hydrę. Gdy tylko czwórka z nas uporała się ze swoim wrogiem, Ja i Lou z Jake'iem pomogliśmy Percy'emu i Ann. Szybko uporaliśmy się z kłopotem.
- Jak się tu znaleźliście ?
- Pegazy . Z pomocą pegazów .
Na chwilę jakby zrobiło się między nami jakoś dziwnie . Tak jakby niezręcznie.
- No to co ... wygląda na to ,że dalej idziemy razem .
Uśmiechneli się i zmęczeni padliśmy na ziemię tuż obok ogromnego drzewa .
- Ktoś jest ranny ?
- Ja ,ale tylko ręka .
Podałem Jake'owi odpowiednią ilość ambrozji .
- Mmm nie ma to jak ulubione smaki . Gdzie idziemy ?
- Italia . Konkretnie Rzym .
- Będziemy chodzić do szkoły ,prawda ?
- Tak Percy ,żeby znaleźć tą rodzinę trzeba iść do szkoły .
- Ooohhh .... Nie znoszę szkoły .
- Wiemy Percy ,wiemy . Ile jeszcze drogi przed nami ?
- Jeszcze jakieś dzień pociągiem i co najmniej dwa statkiem .
- Zjedli, popili, odpoczeli? To teraz w drogę !
Najwyraźniej Lacy i Lou mają najwięcej energii .
- A co zrobimy jak nas nie przyjmą do szkoły ?
- Annabeth spokojnie . Mgła załatwi wszystko .
- Lou jesteś pewna ?
- Oczywiście ,że tak .
- Dobra to ruszamy w długą drogę herosi . Wszystko omówimy po drodze .
Wstaliśmy ociągając się trochę, ale zaraz żwawym tempem ruszyliśmy dalej . Miałem tylko nadzieję, że większa grupa potworów nie otoczy nagle naszej szóstki .

piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział 4

Gdy tylko dotarliśmy do Stark Tower ujrzeliśmy przed drzwiami Hulka . Stał spokojnie jakby czekając na nas próbował wielokrotnie już dostać się do wieży Starka .
- Nareszcie !!! Otworzy ktoś w końcu te drzwi ?! Głodny jestem !!
- Yhym ...,a kiedy nie jesteś wielkoludzie ?
- Zawsze jestem ! Otwórz te drzwi Stark !
Tony posłusznie podszedł do drzwi i wprowadził jakiś kod .
- Zapraszam was wszystkich do środka .
Weszliśmy do windy i szybko znaleźliśmy się w salonie . Usiadłem w fotelu ,Sam w drugim obok ,a Hulk zajął całą kanapę .
- Pamiętacie gdzie są wasze pokoje ,prawda ?
- Tak . - moi towarzysze powiedzieli niemal równocześnie, gdy drzwi windy znowu się otworzyły . Weszła przez nie dziewczyna o blondbrązowych włosach i ciemnobrązowych niemal czarnych oczach . Ubrana była w czarną sukienkę z czerwoną kurtką na ramionach .
- Scarlet ? Co ty tu robisz ?
- Proszę pomóżcie mi . Ostatnio widuję coraz więcej stworów cienia . Jakby ktoś starał się mnie zwieść . Albo ktoś mącił mi w umyśle .
- Jak możemy ci pomóc ?
- Proszę was o wsparcie . Widzę ,że drużyna znów jest razem ,gratuluje .
Spojrzałem na Tony'ego i resztę zespołu ,którzy byli akurat w tym pomieszczeniu co ja .
- Mamy propozycję, jedynie dla ciebie . Co ty na to by do nas dołączyć ?
W oczach dziewczyny dostrzegłem jakiś błysk.
- Jesteście pewni ? Nie skontaktujecie się z Wdową i Hawkeye'em ?
- Nie .
- Czemu ?
- Ponieważ wiedzą ,że ja nigdy nie składam propozycji czy obietnic na próżno .
Dziewczyna jakby trochę nie dowierzała ,że ma szansę być w oficjalnej grupie Mścicieli .
- Hulk gdzie jest Natasha ?
- Nie wiem .
Chwyciłem się za głowę . No jak tak można ?
- Czemu nie wiesz ?
- Odeszłem nim dokończyła mówić .
- Super . Po prostu fantastycznie . Czyli nie dowiemy co z Thorem .
- Ale możemy przypuszczać ,iż jej misja została ukończona i zaczęła szukać Clinta .
Tony wzruszył ramionami i mówił z nutą nadziei.
- J.A.R.V.I.S przyszykuj pokój dla Scarlet .
- Już się robi sir .
Uśmiechnął się do nowej członkini i ruszył w kierunku wyjścia ,gdy tylko jego sztuczna inteligencja przekazała pilne spotkanie z Pepper .
- Skoro Tony wyszedł to mamy czas wolny ,ale może poświęcimy go na trening .
Chyba tylko Wanda była za moim pomysłem . Ale przynajmniej ktoś .
- No to idziemy . Tylko daj mi pięć minut na przebranie i zabranie sprzętu Kapitana Ameryki .
Uśmiechnęła się i razem z Samem jako przewodnikiem ruszyli na salę treningową.  Lecz ,gdy wracałem przebrany zadzwonił alarm . Przy komputerze zastałem już i Wilsona ze Scarlet jak i Hulka .
- Co ?
- A.I.M i Red Scull .
Super . Nie ma to jak dabra rozrywka i trening w jednym .

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 4

Bawiłem się w instruktora sztuki walki mieczem lub jak wolicie nauczyciela dla początkujących . Oni nawet nie poszli na obiad !!!!! Czy oni mają zamiar głodować ?! No cóż tego się nie dowiem . Po kilku minutach od konchy na obiad pojawił się cały domek Ateny.  Annabeth jako grupowa stała na przodzie przypatrując się nasze grupce z zaciekawieniem. Zeszła na dół wolno .
- Chejron powiedział ,że za niecałe piętnaście minut odbędzie się jednak zebranie . Mogłabyś przekazać reszcie ?
- Ale trzeciej osobie ,którą wybrałeś sam musisz przekazać .
- Wiem . Jak zajdziesz do dziesiątkj ,powiedz Piper ,że ma przyjść z Lacy .
Wiem . Ale czy nie mówiłeś jej to za pierwszym razem jak nas o tym informowałeś ?
- To tak dla przypomnienia .
Pokiwała głową i odeszła . Reszta jej domku została pod przewodnictwem Malcolma .
- Powiedz ,że mogę ich zostawić pod waszą opieką ?
- Idź to musi być ważna sprawa .
- Dzięki .
Ruszyłem szybko do domku dwadzieścia.  Znowu otworzyła grupowa .
- Czy ty wogóle nie wychodzisz z domu ?
- Czasami jak nie mam nic do roboty . Co cię znowu do mnie sprowadza synu Hadesa ?
- Spotkanie jednak szybciej . Za piętnaście niecałych minut Chejron chce nas koniecznie widzieć .
- Yhym ... Poczekaj chwilę pójdziemy razem jeśli ci to nie przeszkadza .
Pokiwałem głową ,a dziewczyna zniknęła za drzwiami tylko na kilka sekund. Pojawiła się dosłownie po dwudziestu . Ruszyliśmy w stronę Wielkiego Domu . Już z daleka widać było postać centaura na werandzie . Przyśpieszyliśmy tylko kroku . Nauczyciel zaprosił na s do środka . Na miejscu zastaliśmy już pozostałych ,każdy zajmował swoje miejsce . Sam stanąłem w swoim ulubionym miejscu w cieniu przy kominku .
- Wiecie wszyscy po co się tu zebraliśmy ?
- Ja nie wiem .
- Ja również . Ani ja ani Lacy nic nie wiemy .
- Także nie wiem .
Córki Afrodyty i córka Hekate z synem Hefajstosa byłi wyraźnie lekko zdenerwowani .
- Spokojnie . To zebranie w sprawie kolejnej misji . Tym razem prowadzić ją będzie syn Hadesa . Nico ,powiedz kto ma iść z tobą .
- Ja , Lacy i Lou . Percy , Annabeth i Jake .
- Nico czemu my ?
- Primo mój ojciec wybrał Lacy .a ja Lou . Secundo przyda mi się zarówno córka Afrodyty jako negocjator i córka Hekate z magią Mgły w małym paluszku . I wyruszamy jeszcze dziś zaraz po naradzie wszyscy idą się pakować . Ann ,Percy ,Jake . Wy jesteście misją ratunkową . Gdy tylko będziecie nam potrzebni skontaktujemy się przez iryfon . Mam nadzieję ,że będziecie gotowi w każdym momencie .
Narada trwała w nieskończoność.  Zakończyła się dopiero o 16.00 .Czyli trwała dobra dwie godziny .  Miło . Razem z dziewczynami udaliśmy się do swoich domków po ekwipunek . A skoro na swój już spakowałem wcześniej, szybko uporałem się z resztą rzeczy przy moim łóżku . Sprawdziłem czy wszystko mam i udałem się w stronę sosy Thalii . Po chwili doszły także Lacy i Lou . Pożegnaliśmy się z ekipą ratunkową i Chejronem . Przekraczając barierę znaleźliśmy się na radarze wielu potworów na co najmniej kilometr ,dwa .
- Chwyćcie moich rąk . Pierwszą część ,albo kawałek przejdziemy cieniem .
- To bezpieczne ?
- Lacy spokojnie ja nad tym panuję .
Blondynka jakby nie przekonana z wahanie chwyciła moją dłoń . Lou spojrzała to na mnie to na blondwłosą heroskę i uczyniła to samo . Przed oczami zamajaczyła ciemność .

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 3

Wpadłam do wody z zawrotną szybkością . Wypłynęłam z wody na brzeg i zaczęłam szukać jakiejkolwiek kryjówki . W pobliżu były tylko skały ,które gromadziły się tuż przed lasem . Podczas ,gdy ja się chowałam Hulk wpadł do jeziora z takim impetem ,że większość wody jaką zawierało znajdowała się na suchym lądzie ,który był teraz mokry . Mokry stwór wypadł z wody jak huragan z rykiem i wściekłością na twarzy .
- Wyłaź !!!!
Krzyczał na mnie i węszył jak za jakimś smakowitym kąskiem .Gdy znalazł się zaledwie kilkanaście metrów od mojej kryjówki coś świsnęło w powietrzu uderzając wielkoluda w nogi ,tors i twarz . Siedziałam bez oddech i czekałam co wydarzy się dalej .
- Co jest grane ??
- Dalej chcesz mnie zabić ?
Hulk otrząsnął się i rozejrzał dookoła . Podrapał się po głowie i zmarszczył brwi wyglądając przy tym jak przerośnięta zielona małpa .
- Wdowa ? Czemu miałbym chcieć cię zabić
- Wiesz ... - powiedziałam wychodząc powoli z kryjówki .- Mieliśmy  niemiłe spotkanko kilkanaście minut temu . Chyba pierwsze od trzech lat rozwiązania grupy .
- Wybacz ,ale powiedz czego chcesz ode mnie ?
- Grupa zostaje reaktywowana . I potrzebujemy ciebie by mieć nasz cały ,dawny skład . Jedyny i niezastąpiony .
- StarkTower ? Tam się gromadzimy ?
- Oczywiście . Nasze miejsce jest tam .
Nim dokończyłam zdanie wielkolud odbił się od ziemi i zniknął mi z oczu .
- Taaa ... tak myślałam . Dobra to skąd nadleciało to coś ?
Weszłam na górkę i rozejrzałam dokładnie .
- Szkoda ,że nie mam tak dobrego wzroku jak on ...
Ruszyłam w poszukiwania by nie zaprzątać sobie głowy moimi wymysłami i wyrywkami z przeszłości . Miałam tylko nadzieją ,że moje przypuszczenia są poprawne . Gdy tylko wyszłam zza góry ,ujrzałam panoramę San Francisco . Znalazłam ścieżkę ,którą udałam się do miasta . Droga zajęła mi trochę więcej niż myślałam . Będąc już na wejściu do miasta wpadłam na dwoje ludzi . Osoba wyższa miała kaptur na głowie ,przez co jego twarz ,była niewidoma .
- Bardzo przepraszam nie zauważyłam pani .
Dziewczyna odznaczała się niebieskimi jak niebo ,inteligentnymi oczami . Była prawie mojego wzrostu . Jej blondbursztynowe włosy były związane w koński ogon .
- Spokojnie . Nic się nie stało .
Dziewczyna oddaliła się trzymając swojego partnera za ramię . Ruszyłam dalej w drogę . Ale na najbliższym zakręcie ukryłam się za drzewami ,bacznie przyglądając się odchodzącej parze . Ostatnie co zauważyłam to jak wchodzą do jednego z trzech domków niedaleko rzeki . Coś mnie w nich zaciekawiło ,ale nie wiedziałam co . Kryłam się za drzewem kilka godzin i czekałam na choćby jedną małą wskazówkę . Niestety nic takiego się  nie zdarzyło . Ruszyłam do miasta by zaopatrzyć się w jakikolwiek prowiant . Miałam przeczucia ,że już niedługo coś się wydarzy .

( 3 os.l.poj.)
W tym samym czasie w domu nieznajomych ...
- Pomóc ci ?
- Nie dziękuje . Poradzę sobie sama . Powiedz mi lepiej co ty sobie myślałeś ? Jak mogłeś być taki nieostrożny ?
- Nie denerwuj się . Przecież słyszałaś ryk Hulka Wiedziałaś ,że sama sobie nie da rady .
- Tak ,tak . Ale sam narażasz się na odkrycie ,a przecież nie chcesz ,żeby cię znaleźli i wiedzieli co ci się stało .
- Jak mnie znajdą i zabiorą ze sobą to ty idziesz ze mną .
- Dobra ,teraz się nie ruszaj pora no twój okład leczniczy .
Dziewczyna podeszła do mężczyzny i położyła mu na twarzy mokry ręcznik . Wróciła do kuchni i zaparzyła herbatę w dwóch kubkach .
- Jesteś pewna ,że nie chcesz pomocy ?
- Tak jestem pewna . Siedź spokojnie i nie przejmuj się ,dobra ?
- Jak chcesz . Ale ....
- Tak wiem ,wiem ,że pomożesz mi zawsze ,gdy tego będę potrzebować .
Między nimi zapadła cisza dopóki mały ktosiek nie uznał ,że teraz jest najlepsza pora by wyjść z ukrycia .
- Jesteś głodny maluchu ?
W odpowiedzi wąż o niebieskich łuskach i zielonym czubem biegnącym od głowy do końca ogona .,tylko spełzł jej z ramienia i zatrzymał obok talerza ,na którym chwilę później pojawił się posiłek . Ucieszony stworek ,szybko pożarł swój obiad i znów wrócił na swoje miejsce na ramieniu dziewczyny .
- Dalej  nie mogę uwierzyć ,że ty tak po prostu oswoiłaś tego węża .
- Błagam cię od tego wypadku wszystko jest dla mnie nowością i niczym do uwierzenia . Czasami nawet na sobą przez to wszystko nie panuję .
Mężczyzna podszedł do niej powoli i położył rękę na ramieniu
- Wiem ,że to trudne ,ale się nie martw . Wszystko będzie dobrze . Uwierz mi .
- Dzięki . - dziewczyna wtuliła się do chłopaka z zaczerwienionymi oczami .
- Odpocznij . To dla ciebie zbyt wiele . Zajmujesz się mną , swoim pupilem i jeszcze całym domem . To za dużo jak na twoje nerwy i siły .
Poprowadził ją w kierunku kanapy ,a sam usiadł w fotelu obok .

 ( perspektywa Wdowy ) dwie godziny później ..

 Usłyszałam wybuch . Dym wydobywał się z trzeciego domu ,czyli z domu nieznajomych . Rzuciłam wszystko na ziemię i ruszyłam biegiem w stronę płonącego budynku . W drzwiach zauważyłam postać zbliżającą się do progu drzwi z czymś ,lub kimś na rękach . Wbiegłam do środka chcąc pomóc ,lecz na marne . Gdy tylko oddaliliśmy się wystarczająco daleko od płonącego domu przyjrzałam się zakapturzonej wtedy postaci . Rozpoznałam go od razu . Na początku uznałam ,że  nic mu się nie stało ,lecz gdy tylko spojrzałam mu w twarz ... Po prostu odebrało mi mowę .
- Clintt ... tyyy .....

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 3

Wracałem z plaży kierując się prosto na arenę . Już z oddali usłyszałem odgłosy walki . Przyśpieszyłem kroku . Na miejscu znalazłem się niecałe dwie minuty później . Zauważyłem grupke nowych obozowiczów przyglądających się dwóm walczącym półbogom . Sam Nico di Angelo walczył z jakimś nowicjuszem . Nie życzyłem nikomu śmierci z jego rąk ,a zwłaszcza niedoświadczonemu herosowi . Czemu Chejron nie interweniował ? Ruszyłem w kierunku trybun ,gdzie siedzieli bliźniaki Hood i kilka córek Afrodyty wpatrujących się w Nico jak w lusterko .Przewróciłem oczami i usiadłem obok dzieci Hermesa .
- Co tu się dzieje ?
- Chejron zaproponował pojedynek chętnemu z di Angelo .
- Serio ? Czy Chejron zgłupiał ?
Uśmiechnęli się i wzruszyli ramionami .
- Znacie tego nowego ?
- Wiemy tylko ,że jest w obozie od dzisiejszego dnia i ma na imię Wes Nebar  .
W tej samej chwili dosiadły się do nas Ann i Clarisse z Rachel . Popatrzyły zdziwione na walkę Nico z Wes'em . Nowy walczył zaciekle ,ale musiał się postarać by choć trochę zranić syna Hadesa . Nico tylko blokował ciosy swojego przeciwnika ,nawet się nie męcząc . Ten pojedynek mógłby tak trwać w nieskończoność ,gdyby nie dobre pchnięcie syna Hadesa ,które zwaliło przeciwnika z nóg .
- Koniec . Następnym razem nie będziesz walczył ze mną ,lecz z synem Posejdona .
Spojrzałem na niego myśląc ,że żartuje jednak się zawiodłem . Jego wzrok ,był tak poważny jak on sam w tej sprawie. Ruszyłem w dół schodami podobnie jak Ann i Rachel . Clarisse jednak została na swoim miejscu zaciekawiona zaistniałą sytuacją .
- Z nikim nie mam zamiaru się pojedynkować . I mam nadzieję ,że wszyscy to doskonale słyszeli .
Już miałem się odwrócić w powrotną drogę ,gdy coś mnie natchnęło .
- Ale zanim odejdę mam jeszcze radę dla naszego nowicjusza . Lepiej nie zadzieraj ponownie z synem Hadesa i z innymi starszymi ,albo chociaż osobami przebywającymi tu dłużej niż ty ,bo inaczej skończy się to dla Ciebie bardzo ,ale to bardzo źle . Czy się rozumiemy ?
Chłopak spojrzał na mnie ze strachem ,ale przytaknął powoli ,jakby bał się ,że zrobi przy tym coś złego . Uśmiechnąłem się i zwróciłem do swojej dziewczyny . Ruszyliśmy do stajni pegazów .
- Dzisiaj spotkanie grupowych ,którzy biorą udział w misji . I musimy podjąć decyzję kto idzie z nami .
- Ja myślałem o Piper . A ty ?
- Nie ona nie będzie chciała ,a pozatym jest zajęta . Ja myślałam nad Clarisse.
- Hmm ...
- Czyli nie . To może ,któreś z dzieci Apolla ?
- Hmm ...
- Ohhh . To może ,któreś z mojego rodzeństwa ? Malcolm ?
- Hmm ...
- Poddaje się. Może jakieś  dziecko Hefajstosa ?
- Jake Mason .
- O czyli na dziecko boga kowali się zgzgadzasz ? No fajnie .
Annabeth jakby zwiesiła się na chwilę.
- Chociaż szczerze mówiąc mnie pasuje .
- No widzisz mamy już uczestnika misji pomocniczej . My to się zawsze dogadamy ,prawda ?
- Oczywiście glonomóżczku .
- Ha ha ha no super teraz to ty się ze mnie ewidentnie naśmiewasz .
- Oj nie gniewaj się na mnie ,przecież wiesz ,że cię kocham .
Przytuliła się do mnie mocno . Nasza decyzja w sprawie misji zmieniła również kierunek do miejsca ,do którego się wybieraliśmy . Teraz ruszyliśmy do domku nr 9, do domku Hefajstosa boga kowali i ognia . Od kiedy nie ma Leona wszyscy jego mueszkańcy są jakoś przygnębieni . Jake znowu został grupowym ,lecz sam mówi ,że tylko zastępyje Valdeza na jakiś czas . Wierzy w to ,że jego brat nadal gdzieś daleko żyje . My wszyscy w to wierzymy ,szukamy ,lecz nigdzie go nie ma ,nigdzie nawet jakiegoś śladu po nim czy Festusie . Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do domku Hefajstosa . Ann zapukała . Po chwili drzwi otworzyła na Nyssa . Spojrzała na nas pytająco . Już otwierałem usta by zapytać o grupowego ,gdy moja dziewczyna mnie uprzedziła .
- Jest może Jake ?
- Dajcie mi chwilę.
Zniknęła za drzwiami . Kroki dobiegające z głę i domu słychać było dopiero po niecałych dziesięciu minutach . Zza drzwi wyłonił się wysoki blondyn . Czyścił dłonie w brudną od smoły szmatkę .
- Słucham ,co was do mnie sprowadza ?
- Dziś zebranie wieczorem od razu po kolacji.  I ty masz na nim koniecznie się znaleźć.
Pokiwał głową w zamyśleniu ,ale po chwili lekko się uśmiechnął .
- Dobrze ,będę na pewno .
Zamknął drzwi ,a my ruszyliśmy na plażę . Znowu .

piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 2

- Jesteś pewien ? - Chejron nie mógł ukryć zdziwienia moją decyzją .
- Tak jestem . . Nie zmienię swojej decyzji .
-A więc dobrze . Przekaż grupowym domków ,którzy biorą udział w misji ,żeby przyszli na naradę jeszcze dzisiaj wieczorem . Poproś by Piper przyszła z Lacy i zapytaj kogo wybrali Percy i Annabeth do swojej grupy misyjnej .
- Dobrze .
Wychodząc z gabinetu centaura natknąłem się na Mirandę córkę Demeter . Spojrzała na mnie z mieszaniną strachu i cienia irytacji ,jakby to ,że mnie spotkała było jakąś karą od bogów . Minęła mnie i weszła do pokoju z którego przed chwilką wyszedłem . Przybliżyłem się by usłyszeć o czym rozmawiają .
- Chejronie ,do obozu przybyli nowi herosi . Czy przysłać ich do Ciebie ?
- Nie ,nie trzeba . Zaprowadź ich do pawilonu jadalnego . A potem na arenę .
- ....
Reszty nie musiałem już słuchać .  Wyszedłem z budynku i ruszyłem do pawilonu na śniadanie . Usiadłem przy stoliku Hadesa całkiem sam . Prosząc o sok jabłkowy i kanapkę z serem ,ruszyłem do ogniska .Wrzucając kanapkę dla ojca ,pomyślałem by choć przez jeden dzień nie mieć niczego na głowie ,by choć raz nikt mnie nie szukał i zostawił w świętym spokoju . Odchodząc od ogniska ruszyłem by powiadomić domki uczestniczące w misji o zebraniu w Niebieskim Domu . Zaszedłem do domku nr 6 ,zapukałem do drzwi czekając aż ktoś mi otworzy . Po chwili otworzył mi Malcolm . Blond włosy chłopak zamarł ,gdy tylko mnie ujrzał .
- Jest może Annabeth ?
Kiwnął głową  potwierdzając moje przypuszczenia .
- Już po nią idę .
Zniknął za drzwiami ,w których chwilę później pojawiła się Annabeth . Spojrzała na mnie pytająco .
- Spotkanie grupowych uczestniczących w misji . Dziś wieczorem po kolacji . Przekaż Percy'emu i trzeciej osobie ,która idzie z wami .
Dziewczyna tylko kiwnęła głową ,a ja oddaliłem się czym prędzej od domku Ateny i ruszyłem do 10 . Tym razem otworzyła mi jakaś córka Afrodyty . Jakos mi się to nie uśmiechało . Od razu przeszedłem do rzeczy .
- Szukam Piper ,jest może w środku ?
Dziewczyna jakby posmutniała ,że przychodzę do jej siostry ,a nie do niej . Dziwnie się poczułem . Wiedziałem ,że jestem dla dziewczyn (nie wiem jak to ująć ?) pociągający zaraz po synu Posejdona ,ale od kiedy on jest z córką Ateny czuję jak wszystkie patrzą teraz tylko i wyłącznie na mnie . To dość irytujące . Piper pojawiła się przede mną odganiając myśli na boczny tor .
- Zebranie grupowych dowiesz się wszystkiego wieczorem po kolacji  . I jeszcze jedna sprawa , weź ze sobą Lacy .
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem ,ale pokiwała głową bez zbędnych pytań . Tym razem skierowałem swe kroki do domku nr 20 . Chyba po raz pierwszy otworzyła mi grupowa wybranego domku .
- Zebranie grupowych . Dziś po kolacji . Mam nadzieję ,że przyjdziesz ?
- Będą inne domki ?
- Tylko te wybrane przez Chejrona . Tylko nic nie mów innym grupowym .
- Dobrze .
Uśmiechnęła się na pożegnanie . A ja ... ,no cóż wcześniej może i bym się wyszczerzył ,ale nie teraz . Posłałem więc tylko lekki uśmiech ,który musiał jej wystarczyć , przecież żadko widuje się dziecko Hadesa uśmiechnięte ,a co dopiero szczerzące się na prawo i lewo . Ale oczywiście moja siostra Hazel to chyba jedyny wyjątek . Po "przesłaniu" wiadomości zaszedłem na arenę ,a moim oczom ukazał się nawet całkiem zabawny widok . Nowi obozowicze otrzymawszy broń nawet nie wiedziało jak się nią posługiwać . Patrząc na Chejrona z wysokości widziałem iskierki dobrej zabawy i nadziei , wiedział ,że kiedyś i oni zasłyną swoimi umiejętnościami jak poprzedni okryci sławą ,wielcy herosi . Nagle centaur spojrzał na mnie z pytaniem na twarzy . Rozumiejąc o co mu chodzi kiwnąłem głową potwierdzając.  Uczniowie zaprzestali ćwiczeń i spojrzeli w kierunku obrany przez ich nauczyciela . Chejron widząc ich nagłe zainteresowanie moją osobą nie mógł powstrzymać się od uśmiechu .
- A może pokażesz im kilka nowych chwytów ?
- Tak Chejronie ,a potem zatańczę z nimi walca .
Centaur puścił moją odpowiedź z nutką sarkazmu i i ironi mimo uszu . Wstałem więc i ruszyłem prawie ,że na sam środek areny ,gdzie stał manekin wykonany z desek ,siana i bogowie wiedzą czego jeszcze . Wyjąłem swój czarny miecz i zamachnąłem się z precyzją oraz siłą ,która zaraz po ciosie wywróciła manekin treningowy do tyłu . W tłumie dało się już słyszeć lekki szmer budowanego podziwu ,szacunku i strachu .
- A może chce ktoś się z nim pojedynkować ?
" Chejronie czyżbyś stracił już całkiem rozum ?" Moje myśli nie zadowoliły by starego centaura ,ale tak sobie myślałem . Czy on chciał wysłać nowicjuszy na pewną śmierć?  Czy chciał ich poprostu zastraszyć ? Niestety odpowiedzi na moje pytania musiały poczekać . Z szeregu wystąpił z dumną piersią wysoki chłopak o kasztanowych włosach i piwnych oczach ,które wyrażały odwagę i szczerą chęć popisania się przy swoich nowych kolegach i koleżankach .
- Mamy chętnego .
-To dobrze ,ale ja nie pojedynkuje się z nowicjuszami .
Już miałem się odwrócić ,gdy nowy się odezwał z kpiną w głosie .
-Przyznaj po prostu ,że się boisz i tyle . I zamkniemy sprawę .
- Znasz matkę czy ojca ?
- Matkę ,a co ?
- Bo podejrzewam kto jest twoim ojcem .
Zbiłem go z tropu . Tak samo jak resztę tłumu i samego Chejrona . Byłem z siebie zadowolony .
- I lepiej nigdy nie mów ,że JA się boje ,jasne ?
Po jego minie wywnioskowałem ,że wystraszył się mojego niezbyt miłego tonu . Wyjąłem mieczy i stanąłem w pozycji gotowej do pojedynku . Chłopak na chwilę się zawahał ,lecz po chwili przyjął pozę do walki . Zaatakował mnie jako pierwszy .

-----------------------------------------------------------------------

dziś wstawiam nowy mam nadzieję ,że w porządku będzie . Wstawiam szybciej gdyż jutro wyjeżdżam ,a rozdział chciałam już wstawić by nie było braków . Co ja się będę rozpisywać . Do zoba za tydzień :D

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 2

Podczas drogi do Meksyku by zwerbować Thora rozmyślałam o Bartonie . Gdzie jest ? Co się z nim stało ? Żyje ? Nie znałam odpowiedzi na te pytania . Im więcej o tym myślałam , tym więcej widziałam niewiadomych .
- Przepraszam , czy to miejsce jest wolne ?
Spojrzałam na osobę , która zadała pytanie . Kobieta o rudobrązowych włosach i brązowych oczach stała w progu przedziału pociągu ze wzrokiem proszącym o zgodę . Rozpoznałam ją od razu.
- Siadaj Jane .
- Natasha ?
W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową .
- Po co jedziesz do Meksyku ?
- Po Thora . Wiesz drużyna , wielkie niebezpieczeństwo i tak dalej ... Potrzebujemy go tak samo jak innych . A ty wracasz do domu ? Zapewne jesteś po badaniach ?
- Tak . Jestem strasznie zmęczona .
- Wiesz , że jesteś zawsze mile widziana w StarkTower ? Nie musisz być smutna po rozstaniu z Thorem .
- A przez co wznioskujesz , że jestem smutna ?
- Widzę to w twoich oczach Jane .
Uśmiechnęła się słysząc moją wypowiedź.
- Gdy Thor pójdzie z Tobą ,ja ruszam na kolejne badania . Ale jak skończe szybciej zapewne was odwiedzę .
- Mam nadzieję że nastąpi to jak najszybciej.  Wiesz jak długo jeszcze będzie trwać droga ?
- Jeszcze jakąś godzinę , półtora .
Czas , który nam pozostał do ostatniej wysiadki przegadałyśmy o różnych rzeczach . O godzinie 14.00 wyszłyśmy z przedziału pociągu i ruszyłyśmy do ostatniego na jednej z najdłuższych ulic , domu .Dom koloru kawowego brązu miał niebieskie drzwi . Na zewnątrz budynek wydawał się mały . Idealny dla jednej rodziny . Jane otworzyła drzwi wejściowe . Gdy tylko przekroczyłam próg uderzyła mnie wytworność domu w środku . Było tam tylko odrobinę mniej Asgardu niż w jego pokoju w wieży Starka .
- Thor !!!
- Musisz krzyczeć by Cię usłyszał ?
- Czasami . Wiesz to większy dom w środku niż na zewnątrz . Przytulny . Wystarczy tylko znaleść swój kątw tym królestwie .
W tej samej chwili gyd Jane kończyła zdanie nadleciał Gromowładny z Miolnirem w prawej dłoni . Wylądował przed swoją dziewczyną , która zaraz go przytuliła i ucałowała w policzek .
- Mam nadzieję,  że jesteś gotowy na swoją podróż kochany .
Jane wskazała na mnie palcem , a Thor przeniósł wzrok za wyznaczonym kierunkiem .
- Natasha !!! Co ty tu robisz ? - meżczyzna zapytał zdumiony widząc mnie u siebie w domu .
- Drużyna zostaje reaktywowana . Potrzebujemy Cię Thor .
- Zostaniesz tu sama ?
Pytanie teraz zostało skierowane w kierunku Jane .
- Nie . Jutro z samego rana ruszam na dalsze badania . - kobieta powiedziała to z lekkim zmęczeniem w głosie .
Mężczyzna znów zwrócił się w moim kierunku .
- Czy mogę przybyć do was jutro po wyjeździe Jane ?
- Zapewne tak . A więc do zobaczenia jutro .
Wyszłam z ich domostwo zamykając drzwi . Na niebie zauważyłam helikopter z białym orłem na boku . Cofnęłam się do tyłu by mógł wylądować . Usiadłam obok pilota i nadałam kurs drogi . Miałam nadzieję , że znajdę naszego zielonego siłacza tam , gdzie wcześniej go namierzyłam . Droga do San Francisco zajęła niecałe dwie godziny . Już z daleka zauważyłam duży zielony punkt lecący prosto w naszą stronę.
- Wyżej , wyżej !!!!! - krzyknęłam do pilota .
Pilot nie zdążył . Wielka góra masy wylądowała na przedniej szybie helikoptera . Spojrzałam przerażona na stwora , przez którego teraz spadaliśmy z wysokości .
- Hulk !!!!!! To ja Natasha !! Przestań !!!
Spojrzałam na towarzysza i kazałam mu skakać ze spadochronem . Posłuchał od razu . Założył spadochron i gdy miał skakać spojrzał z ledwo wypowiedzianym pytaniem na twarzy .
- Nie , ja mam misję i mam zamiar ją wykonać.  Skacz .
Mój wzrok przeniósł się z powrotem na przednią szybę helikoptera . Hulk właśnie podnosił swoje ręce by rozbić szybę . Zamknęłam oczy i wyskoczyłam z mojego środka transportu.

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 1


- Sir . Pan Fury chce się z panem zobaczyć.
- Podał powód odwiedzin ?
- Nie .
- Wpuść go J.A.R.V.I.S.
- Jak sobie pan życzy .
Zszedłem do salonu dopiero po krótkim zastanowieniu . Zastałem dyrektora S.H.I.E.L.D. siedzącego w fotelu z miną nie wyrażającą żadnych uczuć .
- Co Cię do mnie sprowadza Fury ?
- Panie Stark przejdę od razu do kankretów . Świat znów potrzebuje Avengers .
- Czyli teraz jest ten etap rozmowy gdzie przekonujesz mnie do zebrania grupy i przewodzenia nią , tak ?
- Powtarzam jesteście potrzebni nie tylko mi , ale i światu . Macie obowiązek i doświadczenie .
- Ja mam tylko miliony na koncie . Nie jestem przekonany czy reszta ma na to ochotę . Nawet nie wiem gdzie są.
- Ale ja wiem .- głos ,który usłyszałem ,był kobiecy , stanowczy i poważny . - Przynajmniej większość znalazłam .
- Witaj z powrotem Natasho .
- Darujmy sobie te ceregiele Tony . Lepiej się sprężmy i poszukajmy naszych kolegów .
- Kogo wyszukałaś ?
- Thora , Hulka , Wilsona i Rogersa .
- A agent Barton ?
- I tu mamy problem . Nigdzie go nie znalazłam i nie widziałam .
- Jakby zapadł się pod ziemię. -rozmyślałem na głos . - Fury wiesz gdzie on może być ?- zapytałem ciekaw jego odpowiedzi .
- Jeśli chodzi o Bartona to nikt nie wie o nim za dużo.  Jest tajemniczy i nieprzewidywalny .
- Wystarczyło po prostu NIE . To od kogo zaczynamy szukanie ?
- Thor mieszka w Meksyku , Falcon na Brooklynie , Kapitan niedaleko Manhatanu ,ale lepiej szukać go w hali treningowej niż w domu , a Hulk jest gdzieś w San Francisco .
- Dobra ja idę po Kapitana i Falcona . I jeśli coś widzimy się tu za dwie godziny .
Wdowa zniknęła nim skończyłem mówić .
- Mam nadzieję , że Pan , Panie Fury poradzi sobie sam w moim domu .
- Poradził bym sobie , ale mam zamiar opuścić ten dom tak samo jak agentka Romanoff .
Wstał z kanapy i ruszył w kierunku windy . Kiedy zniknął zwróciłem się do swojego komputera.
- J.A.R.V.I.S. szykuj samochód . Jadę szukać kumpli .
Ze StarkTower wyjechałem dziesięć minut później.  Od razu ruszyłem do najbliższej sali treningowej na Manhattanie . Nim znalazłem Steve'a zwiedziłem przynajmniej siedem hali sportowych . Wchodząc do środka ósmej heli o mało co nie zostałem zmiażdżony workiem treningowym .
- Jak dużo ich już zniszczyłeś Kapitanie ?
- Pięć lub sześć , Stark . Słucham co Cię tu sprowadza Tony ?
- Jedno słowo . Avengers .
- Drużyna zostaje reaktywowana i zbierasz resztę ?
- Yhym .
- To kogo teraz odwiedzimy żołnierzu ?
- Teraz ? Wilson .
- No to ruszajmy Stark . Nie traćmy czasu .
Wyszliśmy jedną dłuższą chwilę później i od razu skierowaliśmy się na Brooklyn . Droga zajęła nam o wiele więcej czasu niż byśmytego chcieli . Odszukaliśmy odpowiedni adres i zapukaliśmy do drzwi brązowego , skromnego domu . Otworzyła nam jalaś kobieta . Była młoda o rudych włosach i mlecznej cerze .
- Dzień dobry . Czy zastaliśmy może Sama Wilsona .
- Już go wołam . - kobieta zniknęła za drzwiami i wróciła chwilę później z naszym kolegą .
- Zostawię was . A ty masz ich wysłuchać , jasne ?
- Yhym .- kobieta słysząc to po raz kolejny zniknęła nam z oczu .- Słucham was . Co was do mnie sprowadza .
- Jedno słowo . Avengers .
- Grupa znowu się łączy ?
- Dokładnie . Dołączysz się przyjacielu ?
Falcon chwilę się zastanowił nad odpowiedzią . Wkońcu się odezwał.
- No to co robimy ?
- Jak to co ? Jedziemy do StarkTower i czekamy , aż Wdowa przyprowadzi resztę . Jeśli tylko się zgodzą.
- Wejdźcie . Zaraz wrócę .
Weszliśmy do wiatrołapu ,który był pomalowany na czerwono i biało . W dokładnie takie same kolory jak jego strój. Nagle w drzwiach pojawiła się ta sama dziewczyna co wcześniej otworzyła nam drzwi .
- Może nas przedstawisz ?
- Aaaaa . Już .To jest Alice , moja dziewczyna .A to są ....
- Tony Stark i Steve Rogers . - Alice weszła w słowo Samowi .- Wiele o was słyszałam zarówno z telewizji jak i z opowieści Sama .
Chłopak zwrócił się w stronę swojej dziewczyny z troską w oczach .
- Poradzisz sobie ?
- Tak , spokojnie . A teraz idź się pakować.
Chłopak ruszył posłusznie w stronę drzwi zapewne prowadzących do sypialni . Wrócił dopiero po kilkunastu minutach trzymając małą czarną walizkę . Podszedł do kobiety i ucałował ją w policzek . Alice przytuliła i uśmiechnęła się do niego na pożegnanie.  Wypuściła nas ,a sama stanęła jeszcze w progu drzwi .
- To gdzie teraz Tony ?
- Do StarkTower . Choć teraz to AvengerTower , zgodzicie się ze mną ? - powiedziałem z uśmiechem na twarzy patrząc w lusterko samochodu , na miny towarzyszy . Coś mi się wydawało ,że ten pomysł przypadł im do gustu .

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 1


Obudziło mnie pukanie do drzwi . Z niechęcią wstałem i nałożyłem byle jaką koszulkę i spojrzałem na zegarek . 6.00 rano kto przychodzi o tej porze ? Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazała się Rachel z Annabeth u boku .
- Ubierz się i chodź z nami .
Moja dziewczyna była jakby trochę zaniepokojona pewną sprawą ,o której miałem się dowiedzieć później  . Włożyłem spodnie i pomarańczową koszulkę Obozu Półkrwi . Przemyłem szybko twarz w łazience i zaraz znalazłem się przy dziewczynach ,które zawzięcie o czymś mówiły i gestykulowały .
- Too .. Idziemy do jaskini wyrocznio ?
- Tak ,tylko tam będziemy mogli na spokojnie porozmawiać .
Droga do jaskini Wyroczni trwała mniej więcej dziesięć minut . Gdy znaleźliśmy się na miejscu zastałem tam Nico i Chejrona .
- Siadaj Percy i słuchaj uważnie . Jasne ?
- Dobrze .
Usiadłem na kamiennym krześle a obok mnie Ann . Rachel podeszła do Nico ,by położyć mu rękę na ramieniu i zachęcić do opowiedzenie nam wszystkim to co mówił gdy mnie nie było .
- Miałem sen "przysłany" przez ojca i Persefonę . Mówili że muszę koniecznie odnaleźć rodzinę herosów o nazwisku Loud . Ojciec kazał mi przekazać Chejronowi by zorganizował misję. Tajną misję na którą wyśle mnie i Lacy córkę Afrodyty . Na końcu snu oznajmił mi że tylko ja będę wiedział gdzie jest i rozpoznam odpowiednie osoby . To tak w skrócie . Ale to jeszcze nie koniec .Chejronie masz zebrać jeszcze jedną grupę w razie gdyby pierwsza była zagrożona w jakikolwiek sposób . W tej grupie mają się znajdować Percy , Ann i kogo oni tylko sobie wybiorą .
Gdy Nico zakończył opowieść zastanawiałem się nad tym dlaczego wysyła Lacy ? Zacząłem się również zastanowiać kogo z Ann mamy wybrać . Moje myśli doszły do jednej z córek Afrodyty , gdy mój nauczyciel wyrwał mnie z tego dumania .
- Lacy .... -Chejron zamyślił się trochę jakby dalej nie mógł uwierzyć iż Hades wybrał córkę Afrodyty na misję .
- Chejronie władca podziemi nie bez powodu karze by to ona była członkiem misji . Nico musi tylko wybrać trzeciego członka . - Rachel jakby stanęła w obronie półbogini .
Centaur zwrócił się w stronę chłopaka .
- Ile zajmie ci podjęcie decyzji?
- Wystarczą mi dwie godziny .
Nauczyciel kiwnął głową na znak zrozumienia .
- A więc herosi nikomu ani słowa o tym co usłyszeliście . Do widzenia ... I Nico nie informuj Lacy dopóki nie wybierzesz trzeciego członka misji .
Ann i Chejron wyszli razem a ja za nimi . Przy wyjściu z jaskini odwróciłem się jeszcze by pożegnać się z Rachel i Nico . Niestety moim oczom ukazała się tylko postać wyroczni ,której pomachałem z uśmiechem ,po czym zniknąłem za ścianą jaskini i udałem się do pawilonu jadalnego . Nie zastałem tam nikogo prócz Piper i Lacy siedzących przy stoliku Afrodyty . Sam usiadłem przy stoliku Posejdona ,sam bez Tysona . Było mi trochę smutno bez brata , ale wiedziałem , że niedługo będzie miał wolne w swojej kuźni i wojsku ojca . Siedziałem w pawilonie kilka godzin ,a gdy w końcu zabrzmiała koncha na śniadanie wstałem i ruszyłem na plażę .
******************************
W moich opowiadaniach postacie takie jak Luke ,Bianca ,Silena czy Beckendorf żyją .Mam nadzieję że moje pierwsze opowiadanie się podoba i gdybyście chcieli więcej napiszę ich więcej . :)

Jestem tu nowa

Hejka mam na imię Daria i mam zamiar publikować moje opowiadania związane z Percy'm lub Avengers'am. . Opka będę wstawiała cotydzień ale mogę wstawić czasami szybciej . Pierwsze wstawię jeszcze dziś mam nadzieję że wam się spodoba i plisss bądźcie wyrozumiali i wybaczcie mi błędy ortograficzne jeśli znajdziecie . Miłego czytania jeśli będzią dobre opowiadania .