Music

sobota, 20 sierpnia 2016

Rozdział 12

Pietro

Nawet nie wiem kiedy zasnąłem. Gdy tylko uniosłem powieki zobaczyłem uśmiechniętą twarz Wandy. Uniosłem brwi po czym odwzajemniłem uśmiech.
- Widzę ,że sobie przysnąłeś. Jak się czujesz?
- W porządku. Jeszcze trochę i będę mógł stąd wyjść.
Scarlet spojrzała na mnie z lekką złością ,a zarazem złością.
- Poczekamy zobaczymy. Mam nadzieję ,że będziesz na siebie wtedy uważał.
- Błagam cię Wando. Zachowujesz się jak Clint.
- Dzięki ,że o mnie wspominasz.
Spojrzałem w stronę drzwi. Stał tam Hawkeye i Lucy. Oboje uśmiechnięci od ucha do ucha. Teraz mogłem zauważyć jak bardzo są do siebie podobni.
- No widzisz braciszku jak oni cię kochają.
Staruszek spojrzał na siostrę po czym zmierzwił jej włosy. Śmiech ,następnie wymierzony lekki kuksaniec w bok Clinta.
- Nie przyszliśmy się tu bawić. Jesteś nam potrzebna Wando.
- Coś się stało?
- Chciałabym zacząć lekcje ,pani profesor. Jeśli oczywiście ci to nie przeszkadza. I jeszcze spotkanie zarządzili. Teraz.
Moja siostra niezauważalnie potrząsnęła głową ,chociaż znając Clinta i tak zauważył. Czego moja siostra ma uczyć agentkę Barton? Co się stało ,że spotkanie ma się odbyć tak nagle? Chociaż spotkania zawsze są nie do przewidzenia. No dobra na jeszcze inne pytania nie znam odpowiedzi ,ale znając siebie z kolejną wizytą siostry się dowiem i to wszystkiego ze szczegółami. Scarlet wstała i spojrzała na mnie z pewną iskrą w oku.
- Wybacz braciszku. Obowiązki wzywają.
Clint i Lucy wyszli ,a zraz za nimi moja siostra. Znowu zostałem sam. Niestety nie na długo. Do pokoju weszła pielęgniarka. Zaczęła przeglądać moje wyniki. Chyba nie za bardzo przypadły jej do gustu. Kiepsko. Spojrzała na mnie jakby ze współczuciem.
- Jeszcze pan tu poleży. No chyba ,że zdarzy się jakiś cud.
- Cud?
W pokoju ponownie znalazła się Lucy. Patrzyła to na pielęgniarkę to na papiery trzymane przez nią w rękach. Kobieta spojrzała na nią przelotnie.
- Jego stan nie był za dobry. Teraz czeka go długa kuracja ,następnie rehabilitacja jeśli będzie konieczna. Przepraszam muszę coś załatwić.
Wyszła zostawiając mnie z siostrą Clinta. Patrzyła na mnie z uśmiechem.
- Oj chłopie jednak nie masz końskiego zdrowia. Życzę powodzenia.
Przewróciłem oczami.
- Dzięki.
- No weź się nie gniewaj. Mogę ci pomóc.
- Czemu miałbym się gniewać? I jak ty chcesz mi pomóc?
- Normalnie. Może moja moc w trakcie walki nie jest aż tak pomocna ,ale jeśli chodzi o uzdrawianie mam to opanowane do perfekcji. Mogę trochę pomóc twojej regeneracji ,ale nic poza tym.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Nie znam jej za dobrze ,a co dopiero jej mocy. Więc jak mogę być pewny co do tego wszystkiego?
- Zastanów się nie musisz podejmować decyzji teraz ,sam. Poproś kogoś o radę. Ale w miarę szybko bo nie zamierzam tu zostać wieki.
Uśmiechnęła się przez co przeszły mi po plecach ciarki. Warto skorzystać z jej pomysłu. Pokiwałem głową w tym samym momencie gdy nagle coś zadzwoniło. Nie alarm raczej coś jak telefon. Nie pomyliłem się aż tak. Z kieszeni w bluzie wyciągnęła mały komunikator.
- Wybacz ,mam lekcje z twoją siostrą.
Już miała wychodzić ,gdy coś mnie natchnęło.
- Czekaj ,czemu nie byłaś na spotkaniu?
- Nie ufają mi jeszcze. A po tym incydencie z Coulsonem...
Nie wiedziałem co się takiego stało ,ale skoro były chyba dwa spotkania prawie ,że pod rząd to musi być coś na rzeczy. Nawet nie zauważyłem jak dziewczyna zniknęła za drzwiami. Tym razem nikt mnie nie odwiedził. Miałem więc czas na kolejne potoki myśli. Jakie życie jest nudne gdy nie mogę biegać ,czy chodź by się podnieść i przemieścić z miejsca na miejsce spacerkiem.

Scarlet

- No więc skup się. Dasz radę.
Patrzyłam na Lucy ,która marszczyła brwi z wysiłku. Po raz piąty starałyśmy się nad polem siłowym. Nic nie szło po jej myśli ,ale nie poddawała się. Zastanowiłam się nad podobnymi przypadkami. Jedyną osobą która się nie poddawała był Kapitan. Byłaby do niego podobna gdyby nie to ,że była bardziej żywiołowa. Wokół niej powietrze jakby zgęstniało i nabrało lekkiego fioletowego koloru. Sama zaatakowałam najbliżej stojącą atrapą tarczy Kapitana. Odbiła się i uderzyła w ścianę za mną. W porę się uchyliłam. Na moją twarz wpełzł uśmiech. Udało się! Patrzyłam jak jej powłoka obronna się "rozpuszcza".
- Jak się czujesz?
- Na razie jest dobrze.
- No to ćwiczymy dalej. Atakuj.
Skupiła się na pracy rąk. Gdy tylko sama zaczęłam tworzyć tarczę ochronną ona się już rozkręcała. Wycelowała fioletową strzałę. I puściła. Nie zdążyłam się zasłonić odpowiednio tarczą więc oberwałam. Uderzyłam w ścianę i zsunęłam się na ziemię. Jej moc jest potężniejsza niż myśli czuję to teraz w żebrach. Gdy tylko mroczki mięły mi sprzed oczu zauważyłam twarz dziewczyny.
- Żyjesz?
- Ehhh. Jeszcze tak. Nie martw się ,gdybyś włożyła w to więcej siły wylądowałabym razem z bratem w szpitalu. Mimo iż bym nie chciała.
Uśmiechnęła się lekko. Chwyciłam jej rękę.
- Ćwiczymy dalej.

Lucy

Minął miesiąc odkąd cień Coulsona uciekł i nie dawał żadnych poszlak. Tym razem to się zmieniło. Kolejny atak cieni jednak nie na wieży Starka.
- Zebranie!
Kapitan ,Scarlet ,Thor ,Hulk ,Stark ,Wdowa ,Hawkeye ,Quicksilver. Wszyscy zgromadzeni przy jednym stole.
- Co mamy?
- To ,że jedziemy na wakacje. Był atak cztery dni temu na miasto. Od tego czasu nie było żadnego ataku.
Spojrzałam zaskoczona na Starka. Okrążyłam stół i stanęłam obok niego patrząc przez ramię. Pięknie.
- Ktoś tu wtyka nosa. Ale taka piękność może.
Odsunęłam się ,przewracając oczami.
- Hamuj się Tony.
Mój brat szybko się denerwuje. A przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Wiecie taka mała siostrzyczka ,o którą trzeba się ciągle troszczyć.
- Lepiej mów gdzie jedziemy?
- Do Brazylii. Witaj Rio de Janerio.
- Szykujemy się ,wyruszamy jak najszybciej.
Każdy rozszedł się do swoich pokoi. spakowałam małą torbę i ruszyłam do pokoju brata. Zapukałam. Gdy tylko usłyszałam "proszę" pchnęłam drzwi.
- Aż tyle rzeczy bierzesz?
Patrzyłam na trochę większą torbę niż moja.
- To tak dużo? Mogę mniej.
Uśmiechnęłam się.
- Ruszaj się. Im szybciej skończysz tym bardziej Steve będzie z ciebie dumny.
Ruszyliśmy na dach. Stali tam tylko i wyłącznie Steven Rogers ,Scarlet i Natasha.
- Pięknie. Przepięknie. Clint się nie spóźnił.
Mój brat wyszczerzył zęby. Zabrał moją torbę i zaniósł do samolotu.
- Traktujesz mnie jak małe dziecko braciszku.
- Dla mnie zawsze będziesz mała siostrzyczko.
O mały włos nie zaniosłam się śmiechem. Poczułam wiatr. Nie zdziwiłam się gdy obok Scarlet stanął Pietro.
- Jak na najszybszego człowieka na świecie lubisz się spóźniać.
- Przyzwyczajaj się ,jesteśmy w jednej drużynie.
Uśmiechnęłam się. W tej samej chwili pojawiła się reszta drużyny. Ponownie znalazłam się na pokładzie jeta. Tym razem jednak byłam przytomna.
Podróż trwała nawet nie całe półgodziny. Siedziałam obok brata pilotując samolot. Mieliśmy dużo czasu by porozmawiać. Więc dzięki temu wyszliśmy w trochę ponurzy.
- Witam w swojej nowej posiadłości!
Trzeba było się spodziewać. Stark nigdy nie przepuści okazji na wydanie pieniędzy. A zwłaszcza na takie luksusowe apartamenty. Weszliśmy do środa. Drogość wnętrza aż biła w oczy.
- Wasze pokoje są na górze. Są podpisane. Każdy znajdzie swój.
Całą grupą ruszyliśmy na górę. Pierwszy pokój przy schodach i windzie był pokój Bruce'a. Następny Thora ,Steve'ego ,Scarlet ,Pietro ,Natashy ,Clinta i mój.  A jak zgadywałam pokój Tony'ego był na najwyższym piętrze ,największy ze wszystkich. Tak samo jak tymczasowe laboratorium na samym dole budynku poniżej piętra piwnicznego. Dzień skończył się spokojnie. Noc była na tyle spokojna ,że można było podziwiać gwiazdy. Gdy zajmowałam się wcześniej Clintem rzadko miałam na to czas lub chociażby siły. Tym razem jednak się to zmieniło. Siedziałam na dachu dobre kilka godzin nim ktoś się do mnie dosiadł.
- Jak długo tu siedzisz?
Odwróciłam głowę. Obok mnie zasiadła Natasha. Patrzyła przed siebie.
- Trochę czasu? Nie wiem dokładnie. Co ciebie tu sprowadza?
- Chciałam z tobą porozmawiać. Na osobności. Myślałam ,że będziesz w pokoju. A jednak znalazłam cię tu.
- O czym chciałaś pogadać?
- O wszystkim. O tym jak zdobyłaś moc. Jak to się stało że musiałaś opiekować się Clintem. I tego typu rzeczy.
- Cóż to długa historia ,ale skoro masz czas i chcesz usłyszeć to spoko. Pracowałam w jednej z dobrze prosperujących firm S.H.I.E.L.D. Niestety coś poszło nie tak podczas jednego z tajnych eksperymentów przeprowadzanych gdzieś w budynku. Wybuch sprawił ,że nabyłam ... no to...
Wyciągnęłam rękę ,która została spowita fioletową mgiełką.
- Podczas gdy oni zabierali rannych ja uciekłam.
- I może mi powiesz ,że nie byłaś ranna?
- Była ranna. Nie mówię ,że nie. Nie przejmowałam się sobą. nie kontrolowałam swojej nowej mocy. Nie chciałam ranić innych.
- Jesteś jak Clint. Bardziej troszczysz się o innych niż o siebie.
- Nie dziw mi się. Jestem jak Clint.
- Widzę.
- Więc na czym skończyłam..? A no tak na tym ,że uciekłam. Ukryłam się w jednym z opuszczonych domów. Kradłam jedzenie z zamkniętych sklepów. W końcu jednak znalazł mnie brat. Musiał usłyszeć co się stało ,a wiedział doskonale co robię. Zdenerwowałam się ,że w ogóle zdecydował się na to posunięcie. Moc uwolniła się z mojego ciała i jak mgła okryła Clinta. To przeze mnie stracił wzrok.
- Ale teraz go odzyskał. Nie masz się co obwiniać.
- Zawsze będzie mi to leżało na sercu. Zraniłam brata. Też byś się obwiniała gdybyś coś mu zrobiła. Wiem czemu chcesz to wszystko wiedzieć. Też jestem dobrym szpiegiem. A teraz wybacz mi ,ale muszę iść. Dobrej nocy Natasho.
Ruszyłam do swojego pokoju. Ubrana już w piżamę ułożyłam się wygodnie na łóżku. Moją głowę nawiedziły myśli o tamtych pechowych dniach. Najgorsze momenty w moim życiu. A przynajmniej do tej pory nie licząc wcześniejszego wypadku samochodowego rodziców. Dalej zaprzątnięta myślami zasnęłam.


-----------------------------------
Nareszcie obiecany rozdział Avengersów. Bogowie ile się nie udzielałam na blogach wybaczcie ,ale niestety tak już będzie ,do czego dochodzi jeszcze szkoła niedługo się zaczynająca :( .  Ale staram się jak mogę by były długie więc docencie. ;) DO zobaczenia być może niedługo.
  


czwartek, 18 sierpnia 2016

HArry POtter

Środa....
Siedziałam w bibliotece po skończonych lekcjach. Wokół widziałam znajome twarze ,ale jakoś nikt nie wzbudził mojej ciekawości. Zajęłam się zadaniem z transmutacji. O animagach wiedziałam sporo. A jakoż było to tematem pracy zabrałam się za nią jak najszybciej. Skończyłam po dwudziestu minutach. Dwie długie rolki pergaminu. Westchnęłam i spojrzałam na zegarek. Miałam jeszcze dużo czasu do zamknięcia biblioteki i brak innych zadań domowych. Na szczęście miałam przy sobie książkę ,którą dostałam od Remusa. Gdyby nie on i jego mały księgozbiór nie wiedziałabym co począć. Odcięta chwilowo od świata i zafascynowana książką nie zauważyłam dwóch postaci. (Przewidywalne? Wiem ;) )
- Co tam czytasz kujonie?
Podniosłam wzrok. No tak trzeba było się spodziewać.
- Czyżby klony postanowiły mnie odwiedzić?
- Klony? Może nie przesadzajmy.
Uśmiechnęłam się. Fajnie się ich powoli wyprowadza z równowagi.
- Czego potrzebujecie?
- Informacji.
Przewróciłam oczami. No pięknie. jestem w szkole dopiero kilka dni ,a dwie osoby z małego grona moich przyjaciół już czegoś potrzebują.
- Jakich?
- Przypominamy sobie nasze pierwsze spotkanie. Później kolejne. Dowiedzieliśmy się ,że jesteś metamorfomagiem. Zastanawiamy się czy nie ukrywasz jeszcze jakiś super zdolności. Więc... hmmm... posiadasz?
Ponownie się uśmiechnęłam. Oni są niemożliwi. Oj już widzę Remusa ,który komentuje: "Zupełnie jak ty ,widać ,że dobraliście się idealnie."
- Jeszcze wiele o mnie nie wiecie chłopcy. I nie dowiecie się przez jakiś czas.
- Oj no nie bądź taka!
Wyrzucili ręce w powietrze i opadli ciężko na krzesła. Spojrzeli na mnie maślanymi oczyma myśląc ,że wyjawię im swoje wszystkie tajemnice.
- Wybaczcie mi chłopcy ,ale na mnie te oczka nie działają.
- Weź przestań serio?! Jesteś jak Filch.
- O nie tak się bawić nie będziemy. No jak tak można do Filcha mnie porównać?!
Wstałam z udawaną złością. Wyszłam z biblioteki żwawym krokiem. Podążali za mną z uśmiechami na twarzach. Zatrzymałam się przed drzwiami do Wielkiej Sali. Za kilka minut zejdą się wszyscy uczniowie na kolację.
- Dalej się na nas gniewasz? Chyba wszyscy widzieli jak leciałaś zła.
- Ja zła? Nie skądże.
Zaczęłam się niepohamowanie śmiać. Nim dołączyli się do mnie spojrzeli na jak na wariatkę. Przerwała nam grupa Ślizgonów.
- Głupie dzieciaki.
- Może nie zaraz głupie tylko rozrywkowe dzieciaki.
Odeszli mamrocząc coś pod nosem. Weszłam do sali i ruszyłam w kierunku stołu Krukonów.
- Rozrywkowe. Chyba tylko my dwaj.
- Chcielibyście!
Odwróciłam głowę i wystawiłam im język. z uśmiechem usiadłam przy pustym stole. Po chwili przysiadła się Luna ,Cho ,Marietta i Diana. Do końca uczty wdałam się w dość ciekawą rozmowę z Cho ,która mówiła o ucieczce Syriusza Blacka. Tak Remus mi coś mówił ,ale nie pozwolił mi wyczytać tego w żadnej gazecie. Koniec kolacji. W dormitorium przed zaśnięciem przejrzałam wszystkie prace domowe ,dopiero gdy przekonana odłożyłam wszystkie pergaminy chwyciłam za album. Zdjęcia Remusa z czasów jego nauki były jakieś wyjątkowe. Nim zasnęłam pomyślałam o tych kilku dniach w Hogwarcie. Chyba znalazłam dom.

Czwartek...
Kolejne lekcje z Gryfonami i Ślizgonami. Czemu akurat muszę mieć lekcje z nimi? Jako jedyna Krukonka? No cóż pytania te długo będą chodzić mi po głowie ,jednak teraz już się do tego przyzwyczaiłam. Malfoy po swoim "strasznie śmiertelnym" wypadku pojawił się dopiero w połowie dwugodzinnej lekcji eliksirów. Robił z siebie ofiarę ,przez co Harry i Ron mieli mnóstwo roboty przy swoich i jego składnikach eliksiru powodującego kurczenie się ludzi i zwierząt. Nie był trudny. Ale patrząc na chłopaków było widać ,że próbują nie wybuchnąć. A to co wyprawia Draco ,nie mogłam zrozumieć jak można być tak nadętym. Spojrzałam na swoje lewo. Neville ,który nigdy nie radził sobie na lekcji eliksirów i co jeszcze pogarszał strach przed Snape'em męczył się nad swoim wywarem ,który nie przyjął odpowiedniego koloru jadowiciezielonego tylko...
- Pomarańczowy. Powiedz mi chłopcze ,czy przez  twój gruby czerep nic nie dociera do mózgu? Co mam zrobić żebyś zrozumiałl ,to co się do ciebie mówi Longbottom?
Hermiona zaproponowała pomoc jednak Snape odpowiedział swoim zwyczajnym chłodnym tonem ,przez co dziewczyna zrobiła się równie czerwona co kolega obok.
Lekcja dobiegła końca. Gryfindor stracił pięć punktów za dobrze wykonany wywar. Ruszyłam wolnym krokiem do pokoju nauczycielskiego. Zapukałam. Po chwili w drzwiach pojawiła się profesor Mcgonagal.
- Dzień dobry jest może profesor Lupin?
- Już go proszę.
Zniknęła za drzwiami ,w których chwilę później pojawił się Remus.
- Gotowa do lekcji profesorze.
Mężczyzna uśmiechnął się. Wpuścił mnie do pokoju po czym wytłumaczył co ma zamiar poprowadzić na lekcji.
- Tutaj ich przyprowadzisz?
- Tak. A ty na mnie tu zaczekasz.
- A co jeśli jakiś nauczyciel mnie wygoni?
- Powiem tylko tyle... nie daj się. Bądź taka jak zawsze.
Uśmiechnęłam się. Zadzwonił dzwonek na lekcje.
- No ja się zbieram. Poczekaj tu.
Wyszedł z klasy niespiesznym krokiem ,mijając się z profesorem Snape'em. Przewróciłam oczami. Nie wiedziałam ,że będę miała aż takiego pecha. Snape usiadł na krześle w oddali patrząc na mnie spod łba.
- Co panna Sizoo tu robi?
- Czekam na lekcję panie profesorze.
Uśmiechnął się jakoś krzywo ,po czym siedział dalej cicho. Drzwi otworzyły się szeroko. Do pokoju wchodzili uczniowie ,za nimi wszedł Remus. Miał zamknąć drzwi gdy dotąd cichy Snape postanowił się odwzwać.
- Proszę nie zamykać ,Lupin. Nie mam ochoty tego oglądać.
Przemierzył salę szybkim krokiem ,a po danym strzeżeniu na Nevilla i odpowiedzi Lupina ,cały czerwony trzasnął drzwiami. Wskazując na szafę ,która zakołysała się ,wyjaśnił zaniepokojonym uczniom co siedzi w szafie. Hermiona i Harry odpowiedzieli na pytania.
- A teraz przećwiczymy zaklęcie bez różdżek. Proszę powtórzyć za mną... riddikulus.
- Riddikulus!
- Dobrze teraz trudniejsza część ,w której pomoże mi Neville.
Podeszłam do szafy razem z Remusem i Nevillem ,który wyszedł naprzód cały w nerwach.
- Posłuchaj Neville. Zastanów się co ciebie najbardziej przeraża?
Poruszył ustami ale odpowiedź na moje pytanie nie padła.
- Przepraszam ,Neville ale nie usłyszałem.
- Powtórzysz?
Razem z Remusem powiedzieliśmy to zachęcającym tonem. Chłopak rozejrzał się po klasie.
- Profesor Snape.
Wszyscy ryknęli śmiechem. Uśmiechnęłam się.
- Profesor Snape? Ponoć mieszkasz z babcią?
- No... tak... ale nie chciałbym żeby bogin zmienił się również w nią.
- Nie ,nie źle nas zrozumiałeś. Chodzi nam o co innego. Powiedz nam co twoja babcia zwykle nosi?
- Zawsze ubiera ten sam kapelusz. Wysoki z wypchanym sępem. I zwykle taka długą sukienkę zieloną.
- A ma torebkę? - "Świetnie ,opis nabiera kolorów. Będzie wspaniale czuję to."
- Yhym taką dużą czerwoną.
- Świetnie. Wyobrazisz ją sobie?
Instruując razem z Lupinem Nevilla ,a przy okazji inne osoby znajdujące się w sali. Gdy tylko próba Nevilla wypadła pomyślnie każdy był pomyślnie nastawiony. Do końca lekcji prawie każdy spróbował. No prawie ,prócz Harry'ego i Hermiony i kilku innych osób.

(nie wiem który dzień :D )....
Obrona przed czarną magią stała się ulubionym przedmiotem prawie wszystkich uczniów od trzeciej klasy wzwyż. Uczestniczyłam w każdej z nich. Remus zwalniał mnie z większości zajęć bym pomogła mu w prowadzeniu. Czasami zastanawiam się po co mu moja osoba skoro sam radzi sobie wyśmienicie. Nie zamierzam jednak pytać. Wiem co odpowie. "Jesteś bardziej doświadczona. Umiesz prawie wszystko czego oni się dopiero uczą. Więc nie narzekaj." Jutro Noc Duchów. A dziś wypad do Hogsmeade. Nawet nie wiem czy mam podpisaną zgodę ,więc nigdzie się nie wybierałam. Nie zostawałam sama więc możliwe iż spędzę ten czas w towarzystwie. Siedziałam przy stoliku Krukonów zjadając powoli swoją jajecznicę.
- Ej kujonie!
Odwróciłam głowę w kierunku głosów. Z dala machali do mnie Danny ,Amy i bliźniaki. Przewróciłam oczami z uśmiechem. Nie kończąc śniadania ruszyłam w ich kierunku.
- Mam nadzieję ,że to nie ja jestem tym kujonem?
- Żartujesz sobie? Pewnie ,że to ty! Idziesz do Hogsmeade?
Pokiwałam przecząco głową. Spojrzeli na mnie zaskoczeni.
- Jak to?
- Amy.... spokojnie.
- Czemu nie idziesz?
- Nie wiem czy mogę ,wolę nie ryzykować.
Usłyszałam prychnięcie. Spojrzałam krytycznie na bliźniaków.
- Prychać możecie przy Ślizgonach ,nie radzę przy mnie.
Unieśli ręce w geście poddania.
- Zapytaj Remusa albo Flitwicka. Ponownie pokiwałam przecząco głową.
- Okej.
Chwycili mnie pod pachy i zaczęli nieść w powietrzu. Nie wyrywałam się. Czemu? I tak by mnie nie puścili ,poznałam ich już na tyle by to wiedzieć. Znaleźliśmy się przed drzwiami gabinetu Remusa. Świetnie. Chłopaki zapukali ,a ja odchliłam głowę do tyłu by spojrzeć na towarzystwo z tyłu. Amy i Danny śmiali się. Super! Nie pomogą osobie w potrzebie ,fajnie wiedzieć. Drzwi stanęły otworem.
- Dobra chłopcy możecie ją puścić.
Opuścili mnie tak gwałtownie ,że chwilę później leżałabym na ziemi. Nim jednak moje cztery litery dotknęły ziemi podtrzymała mnie czyjaś ręka.
- Dzięki.
Uśmiechnięta twarz rudzielca z jednej i wystraszona z drugiej.
- A wiec co was do mnie sprowadza?
Już miałam się odezwać gdy kuzynostwo postanowiło mnie wyręczyć.
- Remusie chcieliśmy się zapytać o zgodę na wyjścia do Hogsmeade dla Any.
Mężczyzna zaczął przeszukiwać szaty. Gdy wreszcie znalazł to co zamierzał spojrzał na mnie z uśmiechem. Wyciągnął rękę w której znajdował się papierek.
- Proszę bardzo. Miałem ją dać profesorowi Flitwickowi podczas uczty ,ale znasz moją pamięć.
- Pamięć masz doskonałą ,ale głowę nasiąkniętą nowymi pomysłami na lekcje.
- My to weźmiemy...
Popatrzyłam na chłopaków z zaskoczeniem.
- Ej!
Uciekli wraz z moim kwitkiem. Spojrzała na Remusa.
- Wybacz muszę ich dogonić bo zgubią moje pozwolenie.
- Leć.
Miałam się już odwrócić by odejść. Jednak musiałam coś jeszcze powiedzieć.
- Kupię ci coś słodkiego. Należy ci się.
Puścił mi oczko na pożegnanie.

... wieczór...
Uczta trwała w najlepsze. Było tyle przysmaków więc nawet osoby które były w Hogsmeade opychały się potrawami do bólu brzucha.. nawet występy duchów były w tamtej chwili wspaniałe.
- Koniec uczty! razem z prefektami idźcie do pokoi!
Wszyscy ruszyliśmy za Penelopą. Często spędzałam z nią czas w bibliotece jak tylko nie była ze swoim chłopakiem Percy'm. Myślicie ,że jestem lizusem? Sama zaczynam wątpić w siebie. Razem z Cho ,Dianą i Mariettą weszłyśmy do naszego pokoju.
- Idę spać jestem padnięta.
Zaśmiałam się.
- No co się śmiejesz? Gdybyś miała takie lekcje jak my ze Snape'em to ciekawe jak byś się potem czuła. A i tak traktuje nas troszkę lepiej niż Gryfonów.
- Wierzę ,niestety mam z nimi lekcje. To horror.
- Właśnie... czemu masz z nimi lekcje?
- Sama nie wiem. Taką decyzję podjął dyrektor. Więc nie mam czego kwestionować.
Drzwi do naszego dormitorium zostały prawie że wyważone. W progu stał Roger Davies.
- Ruszcie się wszystkie domy zbierają się w Wielkiej Sali.
- Ale musiałeś nam rozwalać drzwi?
Spojrzał zdezorientowany to na Dianę to na drewniane wrota. Potarł kark zakłopotany.
- Wybaczcie nie chciałem.
- Spoko naprawi się. Reparo.
Drzwi zaraz zostały wstawione na miejsce.
- O.
- Tylko tyle potrafisz powiedzieć? Sam powinieneś ruszyć głową.
Uśmiechnął się promiennie.
- Chodźcie już.
Posłusznie ruszyłyśmy za chłopkiem na dół. W tłumie pierwszoroczniaków wyszukałam Penelopę.
- Wiesz co tu się dzieje Penelopo?
Dziewczyna spojrzała na mnie spod łba.
- Nie wiem. Profesor Dumbledore wszystko wytłumaczy.
Pokiwałam głową. 
- Kujonie!
Rozejrzałam się w moją stronę biegli bliźniacy. 
- Zaczynacie? Wiecie co się stało że musimy tu siedzieć?
- Pewnie. Syriusz Black zniszczył obraz Grubej damy.
Spojrzałam na nich zdziwiona. "Syriusz Black dostał się do Hogwartu. Czy Remus już wie?" Przemówienie dyrektora i wszystko wiadome. Śpimy w Wielkiej Sali póki wszyscy nauczyciele będą przeszukiwać szkolne korytarze. W tłumie wyszukałam Amy. 
- Gdzie Danny?
- Sama go szukam.
- Mój śpiwór obok...
- Naszych ,chodź kujonie.
Przewróciłam oczami.
- Chłopcy czy to jakiś kiepski pomysł na podryw to jakiś nieudany.
- Podryw? Nasz będzie o wiele lepszy. Nawet się nie połapiesz o co chodzi.
- Jak zawsze w waszym towarzystwie.
- Dzięki kuzyneczko. Wyśmiewasz mój pomysł na zrobienie jakiemuś Ślizgonowi żartu.
Wytrzeszczyłam oczy na niego. Zmienił się nie do poznania.
- Szok. Mój kuzyn robi żarty z tymi klonami?
- Zaczynasz? 
- Odwdzięczam się pięknym za nadobne.
- Powiadasz pięknym?
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- Pokażcie swoje wytwory. Magiczne dowcipy Weasley'ów zapraszają.
Fred i George spojrzeli po sobie i chwycili mocno swoje torby. Jak je ukryli je przed nauczycielami? Nie wiem ,ale są genialni. Ich żarty są spektakularne. 



------------------------
Reszta na Wattpadzie na którego zapraszam. Nareszcie coś gdzieś jest. :D