Music

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział 8

Na scenie znaleźliśmy się kilka minut później . Mimo nielicznych małych obrażeń na ciele ,byliśmy cali . Spojrzałam na Clinta . Miałam szczerą nadzieję ,że jego nadzwyczaj prosty plan wypali ,a nie spali na panewce . No cóż zaraz się przekonamy.
- Jesteś pewien ?
Odwrócił głowę w moją stronę. Mimo iż był niewidomy radził sobie lepiej niż ktokolwiek inny z takimi przeszkodami. Miał jakby więcej siły i nadziei.
- Jestem pewien. Jeat tu może jakiś sprzęt?
Rozejrzałam się dookoła.  Przy schodkach po drugiej stronie sceny zauważyłam schowek ukryty w podłodze. Gdyby nie mały skrawek czerwieni ,nigdy bym nie pomyślała o komórce pod posadzką.
- Zaraz wracam.
Ruszyłam chwiejnie do celu. Otwierając modliłam się do Boga o coś pożytecznego. W środku znalazłam mikrofon ,głośniki i kilka rekwizytów do sztuczek magicznych. Najwyraźniej niedawno odbyło się tu przedstawisięe magiczne ,a sprzętu nie zabrano do tej pory. Przyprowadziłam Clinta i przedstawiłam naszą pozycję.
- Przynajmiej jest mikrofon i głośniki. Dasz radę je wyjąć czy ci pomóc ?
Spojrzałam ponownie do środka.
- Dam radę. Jesteś na sto procent pewien ,że dalej tu jest ? Równie dobrze może jej już tu nie być.
- Znam ją . I coś mi mówi ,że nawet jeśli nie chce być znaleziona dalej mam mnie na oku.
Ustawiłam sprzęt przed nim i sprawdziłam czy działa.
- Mamy gości. Musisz sobie sam poradzić z tym planem. Postaram się by nic ci nie przeszkodziło.
Kiwnął głową ,a ja ruszyłam na napastników. Gdy pokonałam jednego następni już mnie otaczali. Przeklęłam w duchu i zaczęłam strzelać. Po wyczerpaniu amunicji zaczęłam improwizować. Jakby w oddali słyszałam głos Clinta.
- Wiem ,że tu jesteś! Proszę cię o pomoc ! Nie musisz iść z nami ,ale proszę pomózż mi i drużynie ! Proszę!
W tej samej chwili ,gdy kończył dostałam w brzuch tak mocno ,że miałam ochotę zwrócić swój wczorajszy posiłek ,a z nim mój żołądek. Skuliłam się z bólu. Leżąc tak i jęcząc ,poczułam nagle jakieś zbliżające się szybki ciężkie kroki. Na scenę wbiegł Thor ze swoim młotem. Wszystkie zjawy wokół mnie nagle rozwiały się.
- No ,no . Nat wszystko okej? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
Spojrzałam na niego z gniewem w oczach. On natomiast nie przejmując się ,tym pomógł mi wstać, czemu towarzyszyło ogromne uczucie bólu. Chwilę później ,znów leżałam na ziemi ,przygnieciona tym razem ciałem ogłuszonego boga piorunów. Sturlał się na bok zostawiając mnie z kilkoma połamanymi żebrami. Przed oczami pojawiła mi się dziewczyna. Rozpoznałam ją. To ta dziewczyna towarzysząca Clintowi. Przyłożyła ręce do rannej części mego ciała i zamknęła oczy w skupieniu. Moje ciało zalała fala ciepła. Gdy dziewczyna się odsunęła i pomogła mi wstać ,nie czułam żadnych skutków poprzednich obrażeń. Spojrzałam na nią z wdzięcznością.
- Mam nadzieję ,że tym razem nam nie uciekniesz.
- Jestem naprawdę głupia ,ale niestety muszę pomóc Clintowi i reszcie jego drużyny .Oszczędzaj się. Najlepiej będzie jak zajmiesz się Hawkeye'm .
Kiwnęłam głową i ruszyłam szybko z powrotem do mężczyzny. To co ujrzałam trochę mnie przeraziło. Atakowała go cienista postać Coulsona. Od razy ruszyłam biegiem . Po drodze o mało co nie wywróciła bym się o kabel mikrofonu. Wyciągnęłam pistolet i załadowałam magazynki. Nie ma to ja strzelać do starego znajomego ,nawet jeśli on cię uważa za wroga i ma cienistą postać. Nim dobiegłam Clint dostał mocno w brzuch i w szczękę. Dopiero po drugim ciosie Coulsona ,wbiegłam między nich i przystawiłam lufę pistoletu do "czaszki" kolegi. Zatrzymał się zbity z tropu i wpatrywał zezując oczy ,co u takiej postaci jaką ma teraz wyglądało dość zabawnie ,a gdyby nie to ,że miał zamiar zabić lub uszkidzić trwale Clinta nawet bym się zaśmiała. Za sylwetką cienia zauważyłam ją. Póki nie znam jej imienia niestety muszę się jakoś wyrażać inaczej. Ręce wystawiając do przodu i podchodząc do pleców ,prawej ręki dawnej agencji Nicka Fury'ego ,przyłożyła je z dziwną falą fioletowego światła wydobywającego się z dłoni. Cień zaczął się trząść ,jakby miał atak. Po chwili ciemna smuga zaczęła unosić się z jego nóg ,ukazując ,co dziwne było dla mnie w tamtej chwili jego prawdziwe ludzkie ciało. Gdy tylko oplatająca go ciemność wyparowała ,w jego ciele widać, było ranę na piersi zadaną przez boga kłamstw Lokiego. Dziewczyna nie czekając na nic zaczęła ją leczyć. Po chwili ,gdy tylko się uniosła znad ciała Coulsona ,mężczyzna smacznie spał, a przynajmniej tak wyglądało.
- Trzeba go zabrać do waszej bazy by dalej prowadzić procesz jego rehabilitacji. Ja pomogłam wrócić do życia ale resztę zostawiam wam.
Biegiem oddaliła się pomóc innym Avengers'om.

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 7

Na miejscu byliśmy dopiero po półgodzinie . Mimo iż San Francisco leży kawałek drogi od Nowego Jorku powinniśmy dolecieć tam o wiele szybciej .Trochę nas to przygnębiło ,ale najbardziej chyba Kapitana . Czemu może zapytacie ? Wiecie jaki jest Kapitan . Zawsze dyscyplina na pierwszym miejscu . Dziwne ,ale chyba teraz się z nim zgodzę ,zawsze ,a prznajmniej odkąd sięgam pamięcią , pracowaliśmy bardziej z czasem niż bez niego . Trochę trudno jest mi sobie wyobrazić grupę ,która zyskuje nawzajem od nowa swoje zaufanie . No, ale coż . Przy drewnianej i bogato zdobionej scenie ,wzniesionej niedawno na potrzebę przyjeżdżających tędy artystów , nikogo nie wypatrzyliśmy . Wezwanie było wysłane z tego miejsca , dosłownie z pod sceny .
- Scarlet czy wyczuwasz czyjąś obecność? - zapytałem lekko rozdrażniony całą tą sytuacją .
Dziewczyna zamknęła oczy i skupiła umysł . Zaraz jednak pokręciła głową .
- Niestety ,ale nie . Ale za to wiem , że nadlatuje nasz przywódca .
Spojrzałem do góry za wyznaczonym kierunkiem przez jej dłoń . Już z oddali można było ujrzeć małą ciemną postać poruszającej się w naszą stronę niczym błyskawica . Iron Man wylądował po pięciu minutach .
- Gdzie zagrożenie ?
- Nie ma . Albo fałszywy alarm , albo ... pułapka .
Dopiero po chwili przyszła mi do głowy taka myśl .
- Scarlet proszę przeszukaj okolicę , ja i Kapitan pomożemy .
Spojrzałem na Stevena ,który kiwał głową z aprobatą.
- Dobry pomysł Sam . Miejcie włączone komunikatory .Lepiej być w kontakcie .
Rozdzieliliśmy się przy wielkim dębie . Ja w górę ,a Steve i Wanda na boki . Po kilku minutach wróciliśmy w szeregi przyjaciół.
- I jak rozpoznanie terenu ?
- Tony ,to co przed chwilą robiliśmy to nie tylko rozpoznanie, ale także sprawdzenie obecności jakiejkolwiek duszy w pobliżu.
- Iiii ... ?
- Oj człowieku !!! Nie uczyłeś się sztuki zwiadowczej nigdzie ?
Zrobił tylko skwaszoną minę jakby nie wiedział o co chodzi . Na moim ramieniu znalazła się czyjaś ręka . Odwróciłem głowę by spojrzeć na jej właściciela . Ledwie co lepiej mu się przyjrzałem ,a już pożałowałem decyzji . Odskoczyłem jak opażony . Z daleka mogłem lepiej  przyjrzeć się osobnikowi owej czarnej ręki . Przyjaciele wstrzymali oddech .
- Nie , nie to przecież niemożliwe.
Scarlet odsunęła się z przerażeniem w oczach.
- On nie powinien żyć ! Kto robi sobie ze mnie ,aż tak okrutne żarty!!!!
Jeśli nie wiecie o kim mówi moja koleżanka to zaraz wytłumaczę : podczas walki z Ultronem ,(złą maszyną zrobioną przez Starka i Bannera, i która zawładnęła J.A.R.V.I.S.'em ) zginął jej starszy brat bliźniak Pietro Maximoff lub jak wolicie Quicksilver . Po przeżyciu jego śmierci była załamana i pełna bólu ,którego nikt nie był w stanie choć odrobinę jej ulżyć . W tej samej chwili z drzew i spod sceny zaczęły wychodzić różne stwory cienia . Rozpoznałem jeszcze jednego z nich . Coulson . Drugiego najlepszego agenta i prawą rękę dyrektora S.H.I.E.L.D. W tej samej chwili obok sceny przebiegła Wdowa ciągnąc kogoś za rękę . Gdy tylko przystanęli rozpoznałem Clinta . Moje zdziwienie w tamtej chwili było zbyt duże bym mógł je zakryć kamienną maską na twarzy .
- Co wy tu robicie ?
Natasha najwyraźniej nie spodziewała się nas w tym samym miejscu i to jeszcze gotowych do walki .
- Wezwanie przekazane od Nicka . Witaj Clint . Gdzieś ty się podziewał stary ?
Mężczyzna zaczął się rozglądać dokoła jakby nas nie zauważył .
- Potem pogadamy Tony ,bo gdybyście nie zauważył wróg nas otoczył . A ty zawsze w najgorszym momencie wybierasz czas na docinki ,przechwałki i żarty ,nawet jeśli nie wiesz ,że to robisz .
Cała grupa stanęła do siebie plecami . Tylko dwoje jakby nie widziało nic poza swoimi sprawami .
- Scarlet ? Clint? Pomożecie ?
Dziewczyna jakby w transie cofnęła się prawie wpadając na Hulka .
- Wybacz .
- Scarlet ,to nie jest on . Nie daj się zastraszyć i pamiętaj ,że masz nas do pomocy .
- Dzięki Kapitanie .
Natasha pomogła łucznikowi dołączyć w nasz szereg .
- Czyżbyś już stracił zmysły Barton ?
- Uważaj sobie Stark . Może i jestem ślepy ,ale dalej potrafię doskonale wymierzyć strzałę i posłać ,by zamknęła twoją jadaczkę .
Pierwsze potwory (to znaczy rząd czy szereg jak wolicie ) rzuciły się do ataku na wroga . A wróg (to my o ile wiecie ) zaczął coraz bardziej cofać się by pozostać byle jak najbliżej towarzyszy broni . Hawkeye szepnął Wdowie coś na ucho . Kobieta rozważała przez chwilę jego słowa po czym zwróciła się do nas .
- Mogli byście nas ubezpieczać ? Hawkeye ma pomysł i jak uważa może być bardzo pomocny .
Grupa tylko skinęła głowami bez słowa . Dwójka zaczęła w szybkim tempie przemieszczać się w stronę drewnianej sceny . Reszta włącznie ze mną zaczęła także eliminowanie wroga w równie zastraszającym tempie co oni się pojawiali .

Rozdział 8

Dwa dni później obudzony przez budzik zacząłem przygotowywać się do wycieczki ,która miała się odbyć ,za conajmniej dwie godziny . Szybko skorzystałem z toalety . Wyszedłem po dziesięciu minutach i przyjrzałem się swojemu pokoju by móc sprawdzić czy coś jeszcze przyda się na wycieczkę nad jezioro. Pokój mały ,lecz zarazem przestronny. Koło drzwi wejściowych mieściła się półka z książkami ,obok której ułożony ,był fotel z małym stolikiem z lampką. Naprzeciw drzwi toalety ułożone pod kątem prostym znajdowało się łóżko. Proste drewniane z cotydzień wymienianą pościelą. Oczywiście niedaleko łóżka znajdowało się biurko ze stosem książek czekających na wykorzystanie za kolejne dwa dni. Westchnąłem na wspomnienie, że za dwa dni ,aż do końca miesiąca mam chodzić tu tylko dlatego, że ojciec posłał mnie z ważną misją. Jedyną pociechą ,byli przyjaciele do pomocy i książki mitologii greckiej i rzymskiej na półkach mojej małej biblioteki. Zgarnąłem jedną i ruszyłem do wyjścia ,gdy uznałem iż wszystko co potrzebne znajduje się w plecaku. Wolno przemierzając korytarze szkoły, zapoznane zaledwie wczoraj udałem się na przystanek autobusowy z którego zabrać mają nas co najmniej dwa czy trzy autobusy piętrowe. Idąc i czytając jednocześnie ,było duże ryzyko, że znów na kogoś wpadnę. Jednak tym razem uniknąłem niespodziewanych niespodzianek. Dotarłem na miejsce po dziesięciu minutach zamykając skończoną książkę. Na miejscu spotkałem już kilka osób ,co było dziwne zwłaszcza że autobusy przyjadą za dwanaście minut. W małych tłumach które mijałem po drodze zauważyłem Lynn i jej prawie, że bliźniaczkę ,a następnie swoją złożoną z członków "tajnej" misji.
- Widzę że nie ma tylko Jake'a i Percy'ego . Czyli dziewczyny są o wiele niecierpliwsze, ciekawskie i punktualne.
Annabeth ,Lou i Lacy zwróciły się w moim kierunku na dźwięk mojego głosu.
- Widzę ,że jako jedyny jesteś punktualny.

Czas odjazdu autobusu ...
I na miejscu po godzinie czy dwóch ...


Wjechaliśmy przez tak ozdobną bramę ,że aż dziw ,że jej nie ukradli . Lacy ,obok której siedziałem była zafascynowana krajobrazem ,który dopiero teraz zaczął się wyłaniać zza niewielkiego wzgórza. Po dziesięciu minutach dalszej jazdy poza ogrodzeniem wreszcie wyszliśmy na małą polankę przeznaczoną zapewne na biwak.
- Tu rozstawiamy namioty!! Potem macie czas na zapoznanie się z nowymi miejscami lub atrakcjami zorganizowanymi przez właścicieli terenu przy jeziorze. Gdy wybrzmi nasza koncha proszę udać się jak najszybciej na obiad.
Po zakończeniu przemowy dyrektora wszyscy szybko porozstawiali swoje namioty i pędzili na plażę zapoznać się z grafikiem. Razem z moimi towarzyszami zostaliśmy przy naszych tymczasowych "domkach" .
- Co robimy ? Idziemy w ten tłum zobaczyć co będzie ?- Percy najwyraźniej był trochę niezdecydowany.
- Poczekajmy . Wkrótce i tak się rozejdą. Może pomówmy o planie " Co zrobimy jak ich znajdziemy?". Co wy na to?
Po półgodzinie ,gdy tłum przy wywieszce zrzedł, ruszyliśmy w jego kierunku . Na tablicy napisane było mniej więcej coś w tym stylu.
"Witamy znowu ! Dziś wieczorem odbędą się pokazy artystyczne i zabawy grupowe. Jutro o godzinie 9.00 pobudka ,a następnie pokaz swoich talentów .
Dziś na obiad :      Jutro :
- Spagetti             - Grochówka
Dziś na kolację :      
- Ognisko i pieczenie kiełbasek, pianek itp. coś ciepłego do picia (kawa, herbata, kakao )
Jutro na śniadanie :
- Bułki z dżemem , coś ciepłego do picia
Życzymy przyjemnej zabawy !
                           Rodzina Loud "
- Oni tu są. I jutro to się dowiemy jacy są.- Jake wydawał się zbyt pewny swego zdania.
- Zawsze bierz najgorsze pod uwagę Jake. Jeśli będziesz na to przygotowany coś po twojej myśli miła cię zaskoczy.
W tle ,zagłuszając moje ostatnie słowa zabrzmiała koncha . Czas na obiad .
- No to idziemy . Jestem głodny ja wilk.
- Albo jak swój brat Percy .
Ruszyliśmy śmiejąc się z komentarza Annabeth. Niestety mój dobry humor wyparował ,a na jego miejsce wstąpiły obawa i ciekawość co przyniesie dziś wieczór.