Music

środa, 15 czerwca 2016

Rozdział11

Lucy

Gdy tylko większość gości wyszła zwróciłam się w stronę Clinta.
- To jak bracie ,długo tu posiedzę?
- Troszkę tu posiedzisz. Jak szybko się regenerujesz? Nigdy mi nie mówiłaś.
Spuściłam wzrok. Nie chciałam się przyznać.
- Szczerze? Sama nie wiem.
Usiadł obok na łóżku i spojrzał na mnie badawczo.
- I tym się przejmujesz?
- A ty byś się nie przejmował gdybyś nie wiedział w co się zmieniasz? Nie wiem co mogę ,a czego nie. Nie wiem jak daleko się posunę i czy nad tym zapanuje.
- Jak tylko wyjdziesz mogę ci pomóc.
Wychyliłam się lekko by spojrzeć na właścicielkę głosu. Stała w nich Scarlet.
- Jak?
W odpowiedzi podeszła i wyciągnęła rękę którą zaczęła okalać jakaś czerwona mgiełka. Patrzyłam na nią zaciekawiona.
- Jak to robisz?
- Kontroluję. Ty też będziesz jeśli tylko zechcesz.
Pokiwałam głową.
- Widzę ,że jesteś jakaś bardziej energiczna Wando.
- Nawet nie wiesz jak bardzo Clint. Wiedząc ,że Pietro już nic nie grozi i jest tutaj ze mną jestem spokojna. A teraz przepraszam muszę kogoś odwiedzić.
Wyszła z uśmiechem na twarzy. Spojrzałam na brata. Wiedziałam ,że bardzo lubi te bliźniaki ,a to ,że są razem wprawiało go tylko w lepszy humor.
- Jak twój wzrok? Ponoć już lepiej.
- Żebyś wiedziała. Zastanawiam się czy to nie przez twoją moc go odzyskałem.
- Nie raczej nie. Wątpię w to.
- Znasz wszystkie tajemnice skrywane przez swoją moc?
- No nie.
W pomieszczeniu rozległ się alarm tak głośny ,że musiałam zatkać uszy.
- Co się dzieje?!
- Ktoś się włamał! Nawet się stąd nie ruszaj!
- Ale...
- NIE!!
Wybiegł z pomieszczenia nim zdążyłam się rozkręcić w kłótni. "Cholera!" Powoli zaczęłam się podnosić z łóżka. Byłam ubrana w swoje ciuchy więc nie miałam problemów z ubiorem ,jednak z zachowaniem równowagi to co innego. Miałam chwilowe zawroty i zaburzenia ruchu. Ale nie przeszkodziło mi w dotarciu do celu. Wypadłam przez drzwi i zaczęłam rozglądać się dookoła. Nagle obok mnie przebiegł jakiś agent. Po chwili zorientowałam się iż jest to kobieta i to nie byle jaka. Sama Maria Hill. Zajrzała do ostatniego pokoju w którym powinien znajdować się agent Coulson.
- Wiedziałam!
- Co się stało?!
- To nie był Coulson! Niestety nim to zauważyliśmy zdążył wyłączyć monitoring i całe zasilanie w domu Starka.
Ruszyła z powrotem na górę jeszcze szybciej niż znalazła się na dole. Chciałam ruszyć za nią ,gdyby nie to ,że zaraz zza drzwi wyleciała ponownie agentka Hill lecąc prosto na mnie. Runęłam na ziemię przygnieciona kobietą ,która ledwo co żyła. Jęknęłam. Chciałam zrzucić ciężar jednak byłam wykończona. Mogłam posłuchać brata. Mdlałam ,dziwne ,ale to była dla mnie tortura. W końcu jednak udało mi się ją przewrócić na bok. Drzwi ponownie otworzyły się ponownie. Stał tam pies. Nie to nie był zwykły pies. Był ogromny ,miał chyba wielkość samochodu osobowego. Przewróciłam oczami i oparłam się na ramieniu.
- Nie no to chyba jakieś żarty.
Zwierz warknął i skierował pysk moją stronę miał się na mnie już rzucić gdy nagle jakby się zawahał. Coś za nim wybuchło.
- Jak tam siostrzyczko zabawa?!
Zza zwierzęcia wyłonił się Clint z naciągniętą strzałą. Ponownie wymierzył i wypuścił kolejną strzałę. Podchodząc do mnie wypuścił jeszcze z trzy strzały.
- Mam dość takich zabaw Clint! Nigdy więcej...
- Jeszcze ci się spodoba ,zobaczysz!
Pomógł mi wstać. Zwierz robił małe kroki cały czas nas obserwując.
- Wyjaśnisz mi co się stało ,że agentka Hill wpadła i zaczęła krzyczeć "Wiedziałam!"?
- Może później.
- Obiecaj.
Położył dłoń na łuku. Wiedziałam ,że ta przysięga jest wiążąca. Od razu poprawiło mi to humor. Pies skoczył wprost na mnie. Miażdżył mi żebra i uśmiechał wrednie. Tak uśmiechał się nie przesadzam. Z jego paszczy wydobył się czyjś męski głos.
- Pozdrowienia dla Avengersów i pięknej pani.
Szczęki otworzyły się na szerokość mojej głowy. Byłam zła ,przerażona i nie wiem co jeszcze. Moje dłonie pokryła fioletowa mgiełka podobna do tej jaką miała Scarlet. Stwór zniknął. Dyszałam ciężko. Byłam wykończona. Wzrok zaczął mi się zamazywać.
- No Clint do zobaczenia po krótkiej przerwie. Mam tymczasowy koniec z darmową dostawą prądu u siebie.
Zemdlałam.


Clint

Dziewczyna robi sobie żarty nawet wtedy gdy jest poważnie ranna czy chociażby wycieńczona.
- Głupia jesteś. A mówiłem zostań ,to nie oczywiście musiałaś wyjść. Ah ,ale tego się mogłem spodziewać.
- Clint?
Cichy głos dobiegł z pokoju obok. Położyłem siostrę na łóżku i ruszyłem do pomieszczenia obok. Na łóżku leżał Pietro próbujący się podnieść.
- Nawet nie próbuj. Błagam cię chociaż ty się mnie posłuchaj.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- No wiesz staruszku. Czy ja ciebie chociaż raz...
- Tak młody nie posłuchałeś mnie kilka razy.
- Co się działo tam na korytarzu.?
- Wielki pies ,atak i odkrycie pewnej rzeczy. Czyli kolejny dzień z życia wzięty.
- Kto się ciebie nie posłuchał?
- Siostra. Niesforna i tajemnicza.
- Ty masz siostrę?
- I brata. Ale nigdy o nich nie mówię. Po co narażać rodzinę.
- Racja.
W drzwiach pokazała się agentka Hill. Nie miała zbyt wesołej miny.
- Nie można było mi pomóc. Barton idziemy na górę ,do reszty ,dyrektor bardzo chce wam coś wyjaśnić.
- Idę.
Ruszyłem za Marią. Wyższe piętra wyglądały jak najgorsze miejsca pojedynków jakie stoczył Thor i Hulk razem wzięci.
- Co tu się stało?
- Zapewne to samo co na dole. Tylko z większą liczbą nieproszonych gości.
- Kto ich wpuścił? I czemu zależało mu na dostaniu się tutaj?
- Chcesz wiedzieć to chodź i zobacz nagranie. A potem wysłuchamy Nicka i gdybyśmy mieli to szczęście ,módlcie się by wszystkim powiedział o co tu chodzi.
Tony stanął w progu drzwi prowadzących do kuchni. Miałem nadzieję ,że dyrektor Fury wytłumaczy wszystko nie zostawiając ,żadnych niedociągnięć ,kolejnych zagadek. Usiadłem na kanapie ,obok Kapitana i Natashy. Nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Mieli kilka ran na twarzy zapewne mniej niż na całym ciele ,ale najwyraźniej się tym nie przejmowali.
- No więc...
- Nie zwlekaj Fury...
- Zapraszamy przyjacielu ,pokaż się im w końcu.
Przez te same drzwi co przechodziłem wcześniej ,przeszedł Coulson. Nie ten którego uratowała Lu ,ale ten prawdziwy. Super czyli teraz po mieście pałęta się fałszywa podróbka oryginalnego agenta S.H.I.E.L.D. P prostu genialnie...
- To teraz poprosimy o całą historię... twojego zmartwychwstania Phil.


Pietro

Leżałem ,no bo co innego mam robić gdy miało się kilka ran postrzałowych. Niestety gdyby teraz wszedł Clint ,a co gorsza Wanda dostałoby mi się. Po raz setny próbowałem wstać i po raz setny nie dałem rady. Kurcze! Czemu ja?! Głupie to wszystko. W korytarzu usłyszałem jakiś hałas.  Nie czekałem długo. Do mojego tymczasowego pokoju ktoś wszedł. Twarz miał lekko zamazaną. Tak mimo iż był to człowiek taki jak ja (no prawie) ,twarz jego była jakby za zaparowaną szybą.
- Proszę ,proszę. Zostawili cię tak samego?
- Zgaduje ,że mam kłopoty?
- Oj nie ,czemu zaraz kłopot? Pożegnasz się z życiem po raz kolejny.
Przełknąłem głośno ślinę. No to mogę pisać testament ,ale tylko w myślach. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić postać rzuciła się na mnie. Trochę poddusiła ,trochę pobiła. E tam jeszcze żyłem. No tak jeszcze. Czemu mnie spotykają takie przygody? Nie ma co się zastanawiać po prostu mam pecha. Traciłem powoli świadomość. Usłyszałem dość głośny łomot. osoba próbująca mnie zabić położyła się na mnie jakby chciała odpocząć. Podniosłem wzrok. przede mną stała wysoka blondynka trzymająca w rękach krzesło ,które ledwo co trzymało się całości.
- Brat mnie zabije ,ale może będzie bardziej wyrozumiały niż twój gość.
- Dzięki za ratunek ,ponownie.
W odpowiedzi uśmiechnęła się. Jednak mam szczęście. Dwa razy zostałem uratowany przez jedną dziewczynę.
- Nie znamy się. Jestem Pietro.
- Lucy.
- Mówiłaś o bracie.
- Był u ciebie gdy tylko upewnił się ,że na pewno jestem nieprzytomna i nigdzie się nie ruszę z miejsca.
- Jesteś siostrą Clinta?!
- Zdziwko cię chapło? Tak jestem jego siostrą.
Zamrugałem szybko oczami. Musiałem wyglądać dość zabawnie bo dziewczyna wybuchła śmiechem. Nie minęła chwila ,a sam się dołączyłem.
- Muszę wracać do siebie bo inaczej brat będzie się wściekał ,że znowu się nie posłuchałam. Ale zanim to zrobię wyniosę śmieci.
Chwyciła mojego oprawcę za rękę i wyciągnęła z pomieszczenia.
- Do zobaczenia później.
Nie odpowiedziała ,ale pomachała i uśmiechnęła się. Zniknęła za drzwiami ,a ja położyłem się i zamknąłem oczy. Nagle wszystkie zostawione ślady lekko brutalnego pobicia zaczęły mnie boleć. Rzadko się to zdarzało ,ale najwyraźniej w tej chwili i przez najbliższe dni ,tygodnie ,lata będę wracał do formy z przed wypadku z Ultronem. Trudno się mówi. Ważne ,że jestem z siostrą i przyjaciółmi.



--------------------------
Długo nie było ,ale niestety była szkoła. Teraz miałam przymusowe wolne. Na wakacje powinnam być bardziej aktywna. Do usłyszenia i przepraszam za możliwe kolejne obsuwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz